Shimano pod napięciem i szwajcarskie Alpy

Drukuj
Irmo Keizer

Pozwólcie, że zaprosimy Was do wyprawy w szwajcarskie Alpy – to właśnie na tamtejszych ścieżkach, nie zważając na śnieg czy błoto, sprawdzaliśmy nowe grupy Shimano MTB – nowe XT Di2 oraz niemniej elektryczny napęd STEPS MTB. Jak wyglądał obóz prasowy Shimano MTB od wewnątrz? Kurtyna w górę!

W redakcji unosi się jeszcze zapach porannej kawy. Włączasz komputer i zwyczajowo sprawdzasz mejla. Kiedy w skrzynce znajdujesz świeżą wiadomość od Shimano Europe, już z automatu serce zaczyna bić szybciej – zwykle znajdujesz tam informację o jakiejś gorącej nowości, jak chociażby… premiera nowego Shimano XT Di2 albo nowego Dura Ace (w tym roku nowości było sporo!). Czasem jednak takowa wiadomość podnosi adrenalinę jeszcze bardziej – tego poranka tak właśnie było. Percepcja wyłapuje szybko najważniejsze słowa. Zaproszenie. Shimano. Obóz prasowy. Szwajcaria. Alpy. MTB. Shimano XT Di2. Shimano STEPS MTB. Szybko sprawdzasz terminy w kalendarzu. Wszystko pasuje, jedziemy (chociaż nawet, gdyby coś kolidowało, to w takim wypadku na pewno rzuciłbyś całą resztę).

 

 

Celem naszej podróży była szwajcarska Pontresina, leżąca w bezpośrednim sąsiedztwie Sankt Moritz. Zimą raj dla narciarzy, natomiast latem… raj dla wszystkich kolarzy górskich (o czym przekonacie się poniżej). Zanim jednak dotarliśmy do celu, lądujemy na lotnisku w Zurychu, gdzie też w pobliskim hotelu nocujemy – pogoda nie rozpieszcza, nad Zurychem wiszą ciemne chmury, z których w końcu spada obfity deszcz. Prezenter prognozy pogody w telewizji też nie jest łaskawy, wspominając, że w szwajcarskich Alpach spadło sporo śniegu, co zdecydowanie nie jest powszechnym zjawiskiem w środku lata. Pamiętacie naszą wyprawę do siedziby Shimano w Japonii, kiedy to opady śniegu unieruchomiły skutecznie połowę kraju kwitnącej wiśni? Trzeba przyznać, że nieoczekiwane śnieżyce bardzo polubiły prasowe eventy spod znaku niebieskiego logo. ;-) To jednak przez ani sekundę nie zniechęciło nikogo z naszej międzynarodowej, prasowej ekipy – z samego rana wraz z kolegami z Francji, Niemiec, Szwecji, Walii czy Wielkiej Brytanii spotykamy się na lotnisku z Carolą z Shimano, z którą wyruszamy do upragnionej Pontresiny. Po drodze pokonujemy przełęcz Julier Pass – rozglądamy się dookoła, wszędzie śnieg - w tym momencie zaczynamy oczekiwać, aż z radia zacznie sączyć się melodia „Last Christmas”. ;-)

 
 

 

Docieramy do Hotelu, gdzie witają nas starzy dobrzy znajomi, m.in. Tim Gerrits, jeden z brand managerów – możliwe, że widzieliście już Tima w naszym wywiadzie dotyczącym mechanicznej grupy XT – Tim to także brand manager odpowiedzialny za grupę XT Di2, która to przecież razem z nowym napędem e-bike, czyli STEPS MTB były powodem naszych odwiedzin w szwajcarskich Alpach. Pogoda staje się coraz bardziej łaskawa, a słońce zaczyna oświetlać ośnieżone szczyty. Jest rześko, co akurat nas nie dziwi - jesteśmy w końcu na około 1800 m n.p.m.

 
 

 

Shimano STEPS MTB - E-bike na rozgrzewkę

W hotelowym pokoju czeka na nas odzieżowe wsparcie od Shimano i Pearl Izumi. Szybkie przezbrajamy rowerową garderobę, która przy pomocy wspomnianego wyżej zaopatrzenia staje się kompletną, by sprostać dość wymagającym w tym czasie alpejskim warunkom (dzięki Shimano!). W pośpiechu pędzimy na pierwszą przejażdżkę – na rozgrzewkę czeka nas testowanie czegoś całkowicie nowego (jak mówi hasło Shimano – „Eksploruj nowe rejony”!) – to elektryczny napęd Steps MTB oznaczony symbolem E8000.

Zanim ruszamy w trasę, kilku wskazówek udziela nam jeden z członków załogi Shimano – Henry Bosch (nie, nie z tych Boschów – to tylko zabawna zbieżność nazwisk ;)). Henry przypomina, że do dyspozycji mamy tu 3 programy wspomagania jazdy: Eco, Trail i Boost (najmocniejszy) – poziom wspomagania kontrolujemy za pomocą manetki z lewej strony, podczas gdy manetka z prawej strony (w naszym przypadku manetka oraz tylna przerzutka to nowe Shimano XT Di2) zmienia przełożenia. Warto wiedzieć, że grupy Di2 oraz STEPS posiadają wspólne funkcjonalności, jak np. wyświetlacz pokazujący zarówno informacje o aktualnym biegu, jak i programie wspomagania czy poziomie naładowania baterii. Oczywiście STEPS MTB nie wyklucza współpracy z grupami mechanicznymi Shimano.

 

Jeszcze w fazie wstępnych oględzin doskonale widać, że Shimano Steps MTB w założeniu miało umożliwić zachowanie pierwotnego charakteru roweru i nie determinować zmian konstrukcyjnych. W praktyce udało się to bardzo dobrze – e-napęd testowany był przez nas w ramach o znajomych kształtach, w których nie musiano wydłużać chainstayu. STEPS MTB zachowuje także znany z klasycznych rowerów górskich współczynnik Q-Factor (odległość pomiędzy ramionami korby). System Shimano ma po prostu nie zmieniać pierwotnego charakteru roweru jeśli chodzi o jego sposób prowadzenia i konstrukcję. To dlatego ogromną uwagę przywiązano także do uzyskania jak najmniejszej wagi całości – napiszemy od razu, że nasze aluminiowe fulle ze sporym zapasem skoku wcale nie zachowywały się ociężale, a na zjeździe prowadziły się zaskakująco pewnie. Oczywiście – większa waga jest wyczuwalna, ale nie upośledza zjazdów i nie odbiera radości z jazdy w dół. To olbrzymi plus.

 
 

 

Zapytacie pewnie w tym miejscu – w takim razie po co w ogóle coś takiego wymyślono? Też kręciliśmy nosem, kiedy do świata MTB zaczęły wchodzić zelektryfikowane konstrukcje, ale teraz wiemy, że dla niektórych osób tego typu rowery otwierają masę nowych możliwości. To po prostu kwestia wyboru i naszego podejścia do dwóch kółek. Jeśli czerpiecie przyjemność z pokonywania niekończących się wzniesień tylko i wyłączenie o własnych siłach, możecie od razu przeskoczyć do następnego rozdziału. Dla wielu osób jednak pokonanie kilkukilometrowego alpejskiego podjazdu nie jest celem samym w sobie – dla nich liczy się zabawa na zjeździe czy delektowanie się widokiem, którego nie zamazuje pot spływający do oczu (chociaż na e-bike’u wbrew pozorom też można się zmęczyć!). Co więcej – dla wielu osób alpejskie wzniesienia bez wspomagania byłyby po prostu nieosiągalne. Ba! Kilka z pokonywanych przez nas podjazdów i alpejskich odcinków nawet dla nas (coś tam jednak czasem pojeździmy ;)) okazałoby się zbyt ciężkie i musielibyśmy po prostu rower wypychać. Nie bez powodu zresztą Shimano zaprosiło nas właśnie w szwajcarskie Alpy, gdzie e-MTB znalazło już wielu miłośników, a infrastruktura związana chociażby z ładowaniem baterii stoi na wysokim poziomie i ciągle prężnie się rozwija.

 

 

A co z odczuciami z jazdy? Pierwszym co rzuca się w oczy to niezwykła czułość i płynność działania silnika – sensor mocy umieszczony w okolicach korby błyskawicznie reaguje na to, kiedy naciskamy na pedały – pamiętajcie, że system działa tylko wtedy, kiedy pedałujemy. Zgodnie z przepisami obowiązującymi w UE system może wspomagać nas maksymalnie do 25 km/h – bardzo fajne jest to, że kiedy przekraczamy tę granicę, system wyłącza się płynnie, dzięki czemu nie czujemy żadnych gwałtownych szarpnięć czy nerwowości ze strony silnika. Na ścieżkach szybko przyzwyczailiśmy się do najmocniejszego systemu Boost, który nawet pod skrajnie strome ściany współpracował z nami jak najlepszy „gregario”, wyciągając nas na szczyt. Czysta przyjemność z jazdy, podjeżdżanie ścianek, których sam widok cisnął na usta „nie ma szans”. O to w skrócie chodzi w wynalazku Shimano.

Prawdą jest, że ujeżdżając górala ze wspomaganiem zmieniamy nieco sposób jazdy na podjazdach – nie myślcie sobie, że kiedy macie pod nogą silnik wszystko pójdzie gładko, szczególnie na alpejskim szlaku. Wyobraźcie sobie podjazd usłany sporej ilości kamieniami, gdzie nie tylko musicie szukać dobrej linii, ale i pilnować kadencji, aby wspomaganie cały czas działało. Przestajecie pedałować, silnik przestaje pracować i w efekcie… stajecie.

 
 

 

Przyznamy, że jedynym minusem okazał się dla nas w tym wypadku powrót dwóch manetek. Niby mamy jedną przerzutkę, a na kierownicy barokowe bogactwo – oczywiście sama obsługa systemu Steps jest bajecznie prosta, ale dodatkowa manetka wspomagania pogorsza nieco ergonomię obsługi chociażby manetki droppera. Ciekawym rozwiązaniem w przypadku łączenia w e-bike’u systemu Di2 i STEPS MTB byłaby jedna manetka dla wszystkich tych systemów, które przecież ze sobą współpracują, czego dowodem jest wspólny wyświetlacz. To jednak wykluczałoby możliwość współpracy z systemami mechanicznymi… Istnieje tu jednak pewne pole do poprawy ergonomii.

 

Kilka faktów:

  • Kolorowy wyświetlacz E8000 informuje nas o programie wspomagania, aktualnym biegu, prędkości i mocy, z jaką silnik wspomaga nasze pedałowanie. Tak samo jak XT Di2 jest też programowany bezprzewodowo za pośrednictwem BlueTooth.
  • Bateria E8010 to pojemność 500 Wh, montowana jest na dolnej rurze. W przyszłości Shimano pragnie w porozumieniu z producentami rowerów zintegrować baterię z rurą dolną roweru.
  • Manetka – przypomina standardową przekładnię z grona Shimano XT Di2. Działa w taki sam sposób.
  • W grupie E8000 poprawiono m.in. rozstaw śrub mocujących silnik oraz zadbano o jego odpowiednie chłodzenie
  • Silnik Shimano to moc 250W o maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym 70 Nm

 

 

 

 

 

 

 

XT Di2 na alpejskich ścieżkach

Drugi dzień naszej wyprawy śmiało określić możemy jako danie główne – przed nami kilka godzin na tutejszych ścieżkach w doborowym towarzystwie i asyście Shimano XT Di2, którego szczegółowy opis znajdziecie w osobnym artykule: Shimano XT Di2 M8050. W tym dniu noga musiała podawać, bo już na samym początku czekała nas spora dawka stromych podjazdów (tym razem bez wspomagania).

Naszymi przewodnikami po trasach okalających dolinę Pontresiny byli Dave, Laura i Christian – na co dzień instruktorzy jazdy MTB i przewodnicy Bike School Engadin (polecamy ich gorąco, wspaniali ludzie o wielkich umiejętnościach i super charakterach). Podzieleni w mniejsze oddziały wyruszyliśmy na trasy – podczas zbiórki pod hotelem każdy z niecierpliwością odliczał sekundy do startu, bo poranek był naprawdę zimny!

 
 

 

 
 

 

Na rozgrzewkę kilkukilometrowy podjazd, który na wstępie zdradza nam pierwsze cechy nowego XT Di2: precyzja i szybkość działania w każdym calu przypomina topowego XTR Di2! Pod naszą nogą znalazła się konfiguracja 2x11 z blatami 36/26 oraz kasetą 11-40. W tym dniu przełożeń nie zabrakło, chociaż momentami było naprawdę stromo. Kilku z towarzyszy porannej wyprawy dosiadło napędy w konfiguracji 1x11 i błogosławili Shimano za stworzenie kaset z 46-zębową koronką – w przypadku jej braku wypychanie mają jak w banku.

Wpadamy na pierwszą tego dnia zjazdową ścieżkę – główną jej trudnością są miejscowe skupiska kamieni i korzeni. Pierwsza obserwacja – bez względu na to, czy jedziesz na kombinacji 2x11 czy 1x11 zębatki XT pewnie trzymają łańcuch, a przerzutka zapobiega obijaniu łańcucha o ramę. Druga sprawa – korzenie skutecznie dobiły 3 dętki, więc… mamy dodatkowy czas na zrobienie kilku fotek.

 
 

 

Kolejny punkt programu to wyjazd gondolą w stronę St. Moritz i zjazd naturalnymi ścieżkami. Jest bajecznie, dookoła nas ośnieżone szczyty gór, a my pełnym piecem przecinamy jedną z tutejszych linii – gdzieś w dole wije się rzeka, którą lada chwila pokonamy przy pomocy drewnianego mostka. Dalej interwałowy odcinek zboczem góry, na której spotykamy kilka bardziej technicznych, kamiennych sekcji. Przedpołudniowa pogoda jest łaskawa i co jakiś czas zza chmur wychodzi słońce, które szybko topi śnieg na szlakach. Możecie się więc domyślić, że jest mokro i błota nie brakuje. To MTB, więc do wszędobylskiego brudu nikt nie przywiązuje uwagi. Co jednak ważne z punktu widzenia testu – takie warunki pozwalają nam sprawdzić działanie Di2 w błocie, a nie tylko kiedy napęd jest czysty i suchy. Na koniec pierwszej wyprawy wpadamy jeszcze na krótki odcinek ścieżki typu „flow”, na której można się naprawdę dobrze pobawić – ten fragment przypomina nam nieco bielskiego Twistera, ale momentami jest jeszcze bardziej pokręcony.

 

 

 

 

Zjeżdżamy do miasta, gdzie na parkingu czeka na nas ciężarówka Shimano – dokładnie ta, którą spotkać możecie na wyścigach Pucharu Świata XC (przyjechała tutaj prosto z PŚ XC w Lenzerheide). Przy kawie nadarza się okazja do rozmowy z Timem Gerritsem o funkcjach bezprzewodowej personalizacji nowego XT Di2. Prostota i szybkość obsługi całości robi wrażenie, co mamy okazję zobaczyć na własne oczy – Tim pokazuje nam na tablecie czego dokonać możemy za pośrednictwem aplikacji E-Tube (takową instalujemy sobie w tablecie lub smartfonie). Pomiędzy mnogimi funkcjami możemy ustawić funkcję każdej dźwigni manetki (także dostosować funkcję SyncroShift, pozwalającą na obsługę obu przerzutek jedną manetką) czy ustawić szybkość zmiany przełożeń. Po szczegóły odsyłamy do testu grupy XT Di2.

 

Wracamy na rowery i z pomocą gondoli docieramy do stacji na zboczu góry Corviglia. Pierwsza część dnia powaliła nas pod względem widokowym, jednak to co następuje teraz przebija całą resztę. Ze stacji wyciągu rozpoczynamy około 30 minutową wspinaczkę – epicką wspinaczkę. Jesteśmy na około 2500 m n.p.m., zaczyna lekko śnieżyć, a do tego wszystkiego powiewa zimny wiatr. Warunki nie przeszkadzają w jeździe pod górę – jest dostatecznie ciepło. Poza tym skupiamy się na zupełnie czymś innym – umysł chłonie mistyczny obraz. W takich chwilach uświadamiasz sobie, jak mały jest człowiek w stosunku do całej reszty… Moment wspinaczki na Corvigilii to zdecydowanie jeden z bardziej niesamowitych momentów w naszym rowerowym życiu.

 

 

W asyście wszędobylskich krów, które za nic mają nachylenie gór oraz niesprzyjającą pogodę, docieramy do początku najlepszej trasy, jaką mieliśmy okazję jeździć w górach okalających St. Moritz – nasz przewodnik Dave ubolewa, że z powodu braku czasu nie może pokazać nam też innych ścieżek i wierzymy mu na słowo, że okolica kryje z pewnością więcej takich smaczków. Tymczasem my ruszamy na fascynującą Corviglia Flowtrail – to jedna ze ścieżek idealnych – rollery, bandy, kilka elementów naturalnych – wszystko to jest perfekcyjnie wpasowane w zbocze góry, z którego rozciąga się zapierający widok na całą dolinę łącznie z tutejszymi jeziorami położonymi w dolinie. Musimy zachować minimum ostrożności, gdyż w niektórych partiach ścieżki zalega jeszcze śnieg oraz spora ilość błota – jest ślisko. Po raz kolejny więc napęd dostaje w kość, ale zupełnie nie odczuwamy pogorszenia kultury pracy przerzutek – no cóż… błoto nie miesza się z impulsem elektrycznym, który pokazuje w tym momencie wyraźną przewagę nad mechaniką linki.

 
 

 

Epilog

Wracamy do Hotelu. Panie w recepcji po raz kolejny widząc nas nieprzyzwoicie ubłoconych z uśmiechem rzucają „dziś znów wyglądacie świetnie!”. „Panie jak zwykle również ślicznie” – odpowiadamy ze szczerym uśmiechem na ubłoconej twarzy. Po kąpieli zasiadamy wraz z kolegami z innych redakcji oraz ekipą Shimano przy piwie. Tam następuje obowiązkowa projekcja filmików z biegnącym pod Mount Ventoux Chrisem Froomem oraz wymiana wrażeń z całego dnia jazdy. Wszyscy są piekielnie zmęczeni, ale i przeszczęśliwi. Słońce kryje się za alpejskimi szczytami, a nasza wizyta dobiega końca. Nazajutrz zostawiamy Alpy za sobą. Żegna nas zupełnie odmieniona, słoneczna przełęcz Julierpass, a w głowie kłębi się masa wrażeń – zarówno tych związanych z odwiedzonymi miejscami, jak i z tym, co zaprezentowało nam Shimano. Po prostu: „Explore new ground!”.

 

 

 

 

Warto zobaczyć:

 

Dystrybutor: bikegear.cc