Shimano za kulisami: Malezja i Singapur

Drukuj
Maciej Łuczycki

Druga część reportażu z naszej wyprawy do siedzib Shimano zabiera nas do Azji Południowo-Wschodniej, a mówiąc dokładnie do gorącej Malezji i Singapuru, gdzie odwiedziliśmy kolejne fabryki spod znaku błękitnego logo.

Spis treści:

  1. Malezja
  2. Singapur

Japońska część wyprawy dobiegła końca (jeśli przegapiliście pierwszą część reportażu, to znajdziecie ją tutaj: Shimano za kulisami: Japonia) – po zobaczeniu niezwykle nowoczesnej fabryki w Sakai przyszła pora na zmianę klimatu – dosłownie. Z Osaki położonej w szerokościach geograficznych bliskich Grecji i Hiszpanii czekał nas lot do leżących w strefie klimatu równikowego Singapuru i Malezji – musieliśmy się więc przygotować na zupełną zmianę temperatury, bo jeszcze przed dwoma dniami przyszło nam widzieć japoński śnieg (który co prawda był anomalią), a już teraz zbliżaliśmy się do równikowego upału w okolicach 30 stopni Celsjusza.

 

 

Po kilku godzinach lotu naszym oczom ukazał Półwysep Malajski. Wylądowaliśmy w Singapurze i już po otwarciu włazu samolotu uderzyła nas wysoka temperatura i duża wilgotność powietrza. Na wstępie tej części wyprawy jesteśmy przestrzegani przed rygorystycznym prawem tu panującym – przemytnikom narkotyków grozi kara śmierci, a za zaśmiecanie i siku w miejscu publicznym zapłacimy prawie 1500 zł. W dalszej części wyprawy nie zdziwi nas już porządek panujący dookoła. Tego dnia zahaczamy jeszcze o tętniące życiem centrum miasta, które jak możecie się domyślać po raz kolejny kolorują barwne neony. Nasze myśli są już jednak przy poduszce – rano czeka nas podróż autobusem do oddalonej o jeden most stąd Malezji.

 
 

 

Malezja

Już po przebudzeniu wita nas równikowa temperatura. Nie ma jednak czasu zbytnio dumać nad tutejszym klimatem – szybko zbieramy się i wskakujemy do autobusu, który w niecałą godzinę dowozi nas do sąsiedniej Malezji – podobnie jak w Singapurze jest tu zielono i egzotycznie. W późnych godzinach porannych na ulicach tłum zdecydowanie niknie, co zresztą uzasadnia tutejsza temperatura. Po drodze do siedziby Shimano Components Malaysia zauważamy dość sporą różnicę, pomiędzy wysoko rozwiniętymi metropoliami, takimi jak chociażby Singapur, a tutejszą prowincją - owszem gospodarka Malezji w ostatnich latach odnosi spore sukcesy, jednak na poza metropoliami jeszcze sporo do zrobienia. Docieramy do malezyjskiej siedziby Shimano, która zdecydowanie wyróżnia się na tle otoczenia, przypominając nam o budynkach, jakie widzieliśmy w Japonii - to nowoczesny, lśniący i zadbany budynek. Wewnątrz poza pysznym koktajlem ananasowym i kaskiem, który ubierzemy, zwiedzając tutejszą fabrykę, czeka nas znana procedura: zostawiamy aparaty fotograficzne i telefony. 

 
 

Malezyjska siedziba zlokalizowana w Pekan Nanas otwarta została w 1990 roku i obecnie wytwarza takie produkty jak hamulce tarczowe, korby, koła i pedały. Przy okazji pedałów warto wspomnieć, że system SPD ma wiele wspólnego z mocowaniem butów spotykanym w wioślarstwie – dzięki temu dowiedzieliśmy się, skąd w Shimano poza produkowaniem komponentów rowerowych wzięły się produkty do wędkowania i wioślarstwa właśnie – wyjaśnienie jest nadzwyczaj proste: Shozaburo Shimano, założyciel firmy, miał trzy ulubione rozrywki, którymi były: rower, wędkowanie i wioślarstwo.

 

 

 

 

W Pekan Nanas wytwarza się głównie produkty z niższych grup, takich jak górskie Alivio i Acera oraz szosowe Tiagra i Claris (jak wiemy topowe produkty powstają w Sakai). Wyjątkiem są koła, w których tutejsza fabryka jest mocno wyspecjalizowana – zobaczymy tu m.in. produkcję kompletnych kół rzędu XT. Co istotne tutejszy zakład jest mocno usamodzielniony – zarówno kucie (na gorąco i na zimno), jak i obróbka CNC ma miejsce właśnie tutaj. Poza fabryką wykonuje się tylko kosmetyczne zabiegi stylistyczne, jak anodowanie.

 

 

Fabryka w Malezji jest największa jeśli chodzi o ilość zatrudnionych tu osób (ponad 3000 pracowników). Praca nie należy do najlżejszych, dlatego pracownicy muszą być dość silni. Z tego powodu 2/3 tu zatrudnionych to mężczyźni. Bardzo ceniona jest tu wydajność, o czym przypominają liczniki z wyrobioną już normą - jeśli chodzi o ilość, fabryka w Malezji produkuje około 7 razy więcej niż ta, którą odwiedziliśmy w Shimonoseki! Raz w miesiącu tutejsi pracownicy przechodzą test, podczas którego spełnić muszą określone zadanie w odpowiednim czasie. Motywacji z pewnością nie brakuje, bo przed pracownikami otwiera się spore możliwości awansu. To między innymi dlatego zatrudnienie w tutejszej fabryce jest poważane i dla wielu stanowi szansę na dalszy rozwój.

Wszyscy uczestnicy naszej wyprawy podkreślali jednogłośnie: wewnątrz fabryki było niesamowicie gorąco, na co wpływ ma ulokowanie tu wielu ciężkich, przemysłowych maszyn oraz sam proces produkcji generujący ciepło. Na nic zdają się próby wentylowania pomieszczeń, bo temperatura i wilgotność na zewnątrz nie pomagają. Ukojenia nie oferują też przetaczające się przez okolicę ulewne deszcze - bynajmniej nie przynoszą one orzeźwienia.

 

 

W tutejszej społeczności mocno podkreśla się wszelkiego rodzaju wzajemne zaangażowanie społeczne – jak się dowiedzieliśmy nawet do 500 pracowników Shimano corocznie uczestniczy w kampanii krwiodawstwa. Ponadto osoby tu pracujące włączają się w akcje dbania o ścieżki i szlaki, sadzą drzewa (w zeszłym roku zasadzono 400 nowych drzew). Masowo uczestniczy się też w wydarzeniach rowerowych – na torze Formuły 1 w Singapurze odbywa się sponsorowany przez Shimano ogromny wyścig, który gromadzi 11,500 rowerzystów.

 

 

Na koniec wizyty w tutejszej fabryce czeka nas jeszcze obiad, na którym wraz z kolegami z pozostałych mediów zgodnie przyznaliśmy, że w Malezji „mniej ostre” znaczy dla Europejczyków „bardzo ostre”.

 
 

 

Singapur

Ostatnim punktem na mapie wyprawy był Singapur, gdzie zwiedzaliśmy kolejny zakład produkcyjny. Tutejsza siedziba była pierwszą filią Shimano poza Japonią - uruchomiona została w 1973 roku, a tutejsza lokalizacja była nieprzypadkowa – znajduje się tu jeden z największych portów tranzytowych pomiędzy Wschodem a Zachodem.

 

 

Aktualnie w filii w Singapurze pracuje około 580 pracowników – to nie tylko robotnicy, bo zlokalizowane są tu także bardzo istotne dla Shimano biura sprzedaży i marketingu, odpowiedzialne za region Azji Południowo-Wschodniej. Fabryka w Singapurze ma sporo wspólnych cech z tą widzianą przez nas w Malezji – także produkuje komponenty z nieco niższych grup, takich jak Sora i Claris oraz Alivio, Acera, Altus i Tourney (i jest tu równie gorąco). Uderzające jest tu jednak zróżnicowanie kulturowe i etniczne, a co się z tym wiąże wiele osób tu zatrudnionych włada kilkoma językami. Podkreśla się też, że pracuje tu wiele akademickich talentów, którzy mogą tu rozwijać swoje zdolności.

 
 

 

 

 

Praca linii produkcyjnych jest imponująca – o ile w Japonii widzieliśmy olbrzymie możliwości produkcyjne, to tutejsze tempo pracy jest wręcz niewyobrażalne. Produkcja trwa non-stop, a niektóre elementy wytwarzane są dosłownie w jedną sekundę. Obróbce stali i aluminium towarzyszy ogromny hałas, ale na szczęście w trosce o zdrowie pracowników maszyny są odpowiednio wyciszone, redukując znacznie większość łomotu. Na miejscu zobaczyliśmy jeszcze olbrzymi magazyn wysokiego składu, który był mocno zautomatyzowany - wszystko działało jak w olbrzymim zegarku...

Tuż po zwiedzaniu czekał nas jeszcze jeden obowiązek – szybki bike fitting przed jutrzejszą, poranną przejażdżką po okolicy. Aby się jednak dostać do sali, w której czekały na nas rowery, musieliśmy przebiec kawałek w ulewnym deszczu – a trzeba wiedzieć, że oberwanie chmury zdarzyło się podczas naszego pobytu nie po raz pierwszy – znajdowaliśmy się w końcu w strefie klimatu równikowego, a więc w strefie deszczy zenitalnych i monsunów. Po kolacji udajemy się na krótki odpoczynek, bo następnego dnia czekała nas wczesna pobudka. 

 

 

 
 

 

Z łóżka zrywamy się przed 6, ale już za niecałą godzinę okazuje się, że zdecydowanie było warto. Na przejażdżkę rowerową po Singapurze ruszamy w asyście wschodzącego słońca – jest pięknie, ale i nie przesadnie gorąco (takie tam 25 stopni Celsjusza przed 7 rano... a w Polsce w tym czasie panowała zima…). Wraz ze wszystkimi uczestnikami wyprawy z Benem Hildsonem i Rudym Bouwmeesterem z Shimano Europe na czele (to im zawdzięczaliśmy zaproszenie do tego innego świata) przemierzyliśmy lokalne szosy, podziwiając nowoczesną zabudowę Singapuru, gdzie podobnie jak w Japonii, nowoczesność łączy się z tradycją. 

 
 

 

Z centrum Singapuru wyrastają ogromne, przeszklone drapacze chmur, ale najbardziej rozpoznawalną architektonicznie konstrukcją widzianą na horyzoncie był budynek Marina by Sands – to hotel składający się z trzech wieżowców, na dachach których spoczywa olbrzymi taras, przypominający łódź. Naszemu treningowi towarzyszył wóz techniczny Shimano, a więc przez chwilę mogliśmy się poczuć jak zawodowcy z ekipy ProTour. :-)

 
 

 

 

 

Przejażdżka dobiegła końca, a po wymeldowaniu się z hotelu wkroczyliśmy w ostatnią fazę naszej wyprawy – zwiedziliśmy jeszcze najciekawsze punkty w centrum Singapuru, takie jak Gardens by the Bay, czyli ogromne ogrody w centrum miasta, wspomniany już hotel Marina by Sands, dzielnice Little India i Chinatown oraz zobaczyliśmy znaną tu rzeźbę Marliona – to symbol Singapuru (mityczny potwór z głową lwa i korpusem ryby) i budzący podziw Stadion Narodowy.

 
 

 

 
 

 

Byłoby naprawdę szkoda wracać do Polski bez zobaczenia tego wszystkiego. Teraz już nasyceni obrazami i doznaniami możemy zasiąść spokojnie w samolocie, by rozpocząć kilkunastogodzinną podróż do domu. 

 
 

 

Żegnamy Singapur z nadzieją, że przyjdzie nam tu jeszcze kiedyś wrócić. A powrót do Polski nieco nam się przeciąga – podczas przesiadki w Niemczech ucieka nam samolot. Co tam! Zdecydowanie było warto!

Fot. Maciej Łuczyki / Shimano

Shimano WWW: cycle.shimano-eu.com i bikegear.cc