Test: Rowerowe okładziny hamulcowe Sinter!

Sprawdź nasze wrażenia z testów klocków hamulcowych Sinter S2032 i S550!

Drukuj
Okładziny hamulcowe Sinter Szary Szum

Przez ostatnie tygodnie za skuteczność hamowania w naszych rowerach odpowiadały okładziny hamulcowe marki Sinter. Szczególnie dużo udało nam się pojeździć na zielonych klockach race ready i czarnych półmetalicznych z mieszanką o dużej żywotności. Poznajcie nasze wrażenia!

Sinter to słoweński producent okładzin hamulcowych, który ma już ponad 50-letnią historię na rynku. Co współcześnie staje się już nieco egzotyczne, cały proces produkcyjny odbywa się w Słowenii. Począwszy od pozyskania surowców, przez cały R&D, na produkcji i pakowaniu skończywszy. To już naprawdę rzadkość! Sinter chwali się, że doszło do tego, iż w niektórych segmentach jest jedynym producentem spoza Azji… 

 

Słoweńcy działają na zasadzie podwykonawstwa dla dużych marek oraz produkcji pod własną marką Sinter. Imponująca jest wielkość produkcji, która łącznie wynosi 5 milionów sztuk rocznie. Oczywiście rowerowa gałąź to tylko mały procent całości, bowiem prawie 90% wytwarzanych okładzin trafia głównie do dużych klientów, takich jak Aprilia i KTM. Z kolei pod marką Sinter sprzedawane są klocki hamulcowe do rowerów oraz – co ciekawe – do gokartów. 

 

 

Klocki hamulcowe Sinter - co w ofercie rowerowej?

Rowerowa kolekcja okładzin składa się z czterech rodzajów klocków, które różnią się mieszanką i zastosowaniem. Oto one:

 

  • Sinter Red s514 – podstawowe okładziny z organiczną mieszanką, które są uniwersalnym wyborem z dobrą relacją między skutecznością hamowania, odpornością na ścieranie i ceną. 
  • Sinter Green s2032 – okładziny, które mają miękką mieszankę i są opcją dla osób hamujących mocno i w ostatniej chwili. Stąd przydomek race ready. Mają oferować dużą siłę hamowania od pierwszej sekundy i być ciche, ale powinny być mniej odporne na zużycie. 
  • Sinter Blue s530 – okładziny wykonane ze specjalnej mieszanki, która ma być odporna na przegrzewanie i zużycie. Jest dedykowana do elektryków i ciężkich rowerów. 
  • Sinter Black s550 – okładziny z półmetaliczną mieszanką, która ma cechować się długą żywotnością i być optymalna w obszarze dozowania siły hamowania. Z uwagi na swoją mieszankę to dobry wybór na błotniste i mokre warunki oraz długie zjazdy w górach.  

 

Wszystkie cztery rodzaje występują w wersjach do hamulców różnych producentów i różnych modeli z ich kolekcji. W ofercie Sinter’a znajdziemy klocki do następujących marek: Avid, Formula, Hayes, Hope, Magura, Shimano, SRAM, Zoom. Natomiast my w ramach naszego testu wnikliwie sprawdziliśmy okładziny zielone i czarne, czyli dwa najbardziej interesujące w kontekście ,,oczekiwania czegoś więcej” od naszych hamulców. Mieliśmy okazję pojeździć również na klockach czerwonych, ale przyznamy, że mamy na nich – jak dotąd – na tyle znikomy przebieg, że nie będziemy tym razem się o nich wypowiadać. Nasze zestawy sprawdzali dwaj różni testerzy, poniżej znajdziecie ich wrażenia z jazdy!

 

 

Okładziny hamulcowe Sinter s2032 – zielone

Miałem okazję sprawdzić w boju wariant „race ready”, czyli klocki zielone, które – jak wskazuje sam producent – są opcją dla riderów „hamujących mocno i w ostatniej chwili”. Zielone okładziny są wyprodukowane z bardziej miękkiej mieszanki, która ma zapewniać maksymalną moc i jednocześnie cichą pracę. Tyle w teorii, a jak okazało się w praktyce?

 

Zgodnie z przeznaczeniem, klocki trafiły do mojego startowego fulla XC, zastępując fabryczne, metaliczne okładziny w hamulcach Shimano XTR BR-M9100 współpracujące z tarczami RT-MT800 o średnicy 160mm zarówno z przodu jak i z tyłu. Dla wiarygodności testu, hamulce zostały przelane i odpowietrzone przed montażem nowych okładzin, a tarcze porządnie odtłuszczone. W tym miejscu warto zaznaczyć, że sama instalacja przebiegła bez najmniejszych problemów, co wcale nie jest regułą, bo zdarza się, że zamienniki mają zbyt grubą warstwę ścierną i bardzo ciężko tak ustawić zacisk, żeby klocek nie tarł o tarczę.

 

Trzeba przyznać, że poprzeczka dla Sinter’ów została zawieszona wysoko, bo metaliki fabrycznie montowane w XTR’ach mają (słuszną) opinię jednych z najlepszych klocków na rynku. Dodatkowo, klocki rzuciliśmy na głęboką wodę, bo testowaliśmy je podczas Bike Adventure, czyli etapowego wyścigu MTB poprowadzonego po wymagających, technicznych szlakach w Karkonoszach i Górach Izerskich.    

 

Zielone Sinter’y praktycznie w ogóle nie wymagały dotarcia. Kilka łagodniejszych, kilkusekundowych spowolnień roweru wystarczyło, żeby uzyskać odpowiednią moc hamowania i bez obaw wjechać się w teren. Już pierwszy, „zapoznawczy”, aczkolwiek wymagający technicznie zjazd przyniósł bardzo pozytywne odczucia, które zresztą nie zmieniły się w kolejnych dniach. XTRy zaopatrzone w zielone klocki Sinter dysponowały zarówno bardzo dużą mocą jak i świetną modulacją, obydwa te parametry stały co najmniej na takim samym, jeśli nie wyższym poziomie co na okładzinach fabrycznych. Jednocześnie nawet na długich zjazdach, pokonywanych z praktycznie cały czas mniej lub bardziej wciśniętą klamką hamulcową, nie doświadczyliśmy „puchnięcia” klamek spowodowanego gotowaniem się płynu hamulcowego w układzie. To niewątpliwie zasługa mieszanki, z jakiej zrobiona jest warstwa ścierna klocków. 

 

Z jednym wyjątkiem, hamulce nie wydawały absolutnie żadnych dźwięków, zarówno w warunkach suchych jak i podczas jazdy w potokach wody i błota, czyli typowych warunkach w górach zaraz po przejściu burzy. Podczas jednego, dosyć stromego zjazdu hamulce przez pierwsze kilkanaście sekund potwornie piszczały, ale sytuacja ta miała miejsce tylko raz i mogła być spowodowana nagromadzeniem wilgoci na tarczach, ponieważ było tego dnia niezwykle parno. Niemniej, musimy wspomnieć o tym incydencie, bo zawodnicy jadący obok mnie aż się wystraszyli…

 

Ciężko ocenić trwałość klocków, wszak w „bagnie” przyszło nam jechać tylko końcówkę (niecałe 10km) jednego z etapów i taki odcinek nie spowodował widocznego ubytku warstwy ściernej, pozostałe jazdy były w suchych warunkach. Zważywszy na charakterystykę mieszanki można zakładać, że zużyją się trochę szybciej niż klocki metaliczne, ale w zamian otrzymujemy brak fadingu przy jednoczesnej dużej mocy i świetnej modulacji. Polecam!

Testował: Piotr Berdzik

 

Okładziny hamulcowe Sinter s550 – czarne

 

 

Do mojego Epic’a EVO trafiły czarne okładziny Sinter z półmetaliczną mieszanką, co odpowiada moim preferencjom. Choć to rower typu down-country, to na co dzień traktuje go jako sprzęt do ścigania w XC/maratonach i lekką trailówkę zarazem, którą zdarza mi się ostro poszaleć po trudnych ścieżkach. Ważę prawie 90 kg, więc potrzebuje odporności na przegrzewanie i – gdy robi się błotniście – mieszanki, która nie zetrze się w oczach. Stąd naturalny wybór w moim rowerze MTB padł właśnie na s550. 

 

Dodam, że wrzuciłem je do 4-tłoczkowych hamulców SRAM G2 RS, które współpracują u mnie z tarczami SRAM HS2 o średnicy 180 mm przód i 160 mm tył. Pierwsze wrażenia zbudowałem na podstawie kilku jazd po lokalnych i suchych – stosunkowo łatwych – rundkach XC. Tam była szansa dotrzeć klocki, co zresztą nie trwało długo, a następnie sprawdzić głównie jakość hamowania i precyzję modulacji, gdy układ nie jest gorący. Na tych trasach hamujemy często i mocno, ale bardzo krótko. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (a akurat przechodziłem bezpośrednio z półmetalicznych okładziny Jagwire) to dość mocno odczuwalne ,,tarcie” podczas hamowania przy zimnych tarczach, czyli efekt częsty raczej w miękkich mieszankach, a nie koniecznie metalicznych. Czuć wysoki poziom tarcia już od pierwszego naciśnięcia klamki, co zdecydowanie nie jest domeną klocków tego typu. To pierwsze wrażenie nie uległo zmianie i było tak za każdym razem – ewidentnie mogę powiedzieć, że mimo iż są to półmetaliki, to hamowanie na zimno jest naprawdę dobre, siły wystarczało, a modulacja jest łatwo wyczuwalna. Po prostu jest ok!

 

Kolejne jazdy przypadły na bardziej prawilne warunki. Udało mi się wystartować w wyścigu, gdzie trasa licząca około 3 godziny jazdy miała zarówno fragmenty suche, jak i trochę błotka. Nie dużo – cóż, takie lato – ale zawsze. Tam Sinter'y mnie nie zawiodły, wszystko działało zgodnie przewidywaniami, ale na plus dodam, że nawet przy wilgotnych tarczach, które co jakiś czas były mokre od kałuż, ani razu nie usłyszałem nawet odrobiny pisku. Dodam, że w moich G2 RS’ach zdarzało mi się to zarówno na fabrycznych okładzinach, jak i wspomnianych wcześniej Jagwire’ach. Jeśli więc można szukać tu jakichś wniosków to cicha praca zdecydowanie jest zaletą tego zestawu okładzin

 

Wreszcie przyszedł czas na prawdziwe góry, czyli enduro traile na Ślęży i Raduni nieopodal Wrocławia, gdzie mieszkam. Tu zdecydowanie jest gdzie porządnie nagrzać układ i sprawdzić sprzęt w mocnym wydaniu. Raz – jadąc długi stromy zjazd – udało mi się nawet dojść do lekkiego spuchnięcia klamki, ale swądu palonych okładzin i charakterystycznego koloru rumieniących się tarcz nie zauważyłem. Mało tego, podczas jazdy po prawdziwych górach, gdzie faktycznie nagrzewamy cały układ do maksimum wyszła duża zaleta czarnych klocków, które w wysokich temperaturach zaczynają naprawdę dobrze hamować i prezentują też dobrą, liniową modulację. 

 

Jakie wnioski? Polubiłem te okładziny. Przede wszystkim za to, że sprawdziły się w prawdziwych górach, a jednocześnie nie rozczarowały podczas jazdy, kiedy występują jedynie krótkie dohamowania i układ pozostaje chłodny. W górach zdają egzamin, a na łatwych trasach są na tyle skuteczne, że mi wystarczają. Do tego wszystkiego są ciche i to jest chyba najbardziej szokujące. Słownie, ani razu nie usłyszałem z nimi piszczenia! Co do zużycia się nie wypowiem, używam ich półtora miesiąca, ale warunki przysłowiowego gnoju tego lata się praktycznie nie zdarzają, więc klocki wyglądają jak nowe…

Testował: Mikołaj Jurkowlaniec

 

Dystrybucja w Polsce: www.aspire.eu