Gran Fondo
Wspomniana nowa gama przewidziana jest dla tych użytkowników, którzy lubią pokonywać długie dystanse i jednocześnie cenią sobie komfort jazdy, nie zaniedbując przy tym takich walorów sprzętu, jak niskie opory aerodynamiczne. Najczęściej producenci nazywają podobny sprzęt „endurance”, ale Rose używa terminu „marathon”, niejako odwołując się do terminologii bardziej znanej w środowisku MTB. Czy to problem? Zdecydowanie nie na polskich drogach, gdzie szosy potrafią przypominać szwajcarski ser i czasami trudno zgadnąć, czy to jeszcze szosa, czy już teren.
Komfort
Wspomniane założenie, co do przeznaczenia tego modelu, ma ten efekt, że odpowiednio przystosowano geometrię. Wyższa jest rura sterowa, większy rozstaw kół - wynosi on 17 mm więcej niż w odpowiednim rowerze Rose z wyścigowej półki - a jednocześnie górna rura ramy jest o 10 mm krótsza. Wszystkie te zabiegi razem powinny spowodować, że pozycja na rowerze będzie bardziej komfortowa.
To jednak nie koniec zabiegów, mających na celu poprawę komfortu jazdy. Równie istotny, przy długiej jeździe, system tłumienia drgań zawarto w samej ramie, jak i widelcu. Ten ostatni, co w dzisiejszych czasach jest praktycznie standardem, ma zwężającą się ku górze rurę sterową, ale taperowanie ma nie tylko za zadanie podniesienie sztywności. Jednocześnie zaprojektowano elastyczność rury w ten sposób, by pochłaniała wibrację. Nie zmienia to faktu, że ma nie upośledzać prowadzenia roweru, i, gdzie jest to konieczne, widelec pozostaje sztywny. Podobny zabieg zastowano na rurkach tylnego widelca, które mają grubość niemalże ołówków i są dodatkowo wygięte. W tym samym czasie widełki dolne zadziwiają grubością. Rose zapewnia, że w rozmiarze 57 cm rama ma ważyć tylko 850 gramów, zaś widelec 330 gramów (!).
Aero?
Warto zwrócić uwagę na fakt, że choć rower nie był konstruowany celowo pod kątem poprawy aerodynamiki, bo wyprostowana pozycja jest przecież z nią sprzeczna, to jednak zadbano o to, by, w razie potrzeby, dało się obniżyć opory powietrza do minimum. Jakby zakładając, że jednak ktoś czasami będzie się na nim ścigać, a przynajmniej jeździć szybko i ostro. Dlatego też kształty rur przypominają słynny profil Kammtail (kropla z uciętą końcówką, w uproszczeniu), a inne elementy ukryto. Najlepszy przykład to zgrabnie zintegrowana obejma podsiodłowa albo ukryte pod dolnymi rurkami tylnego widelca szczęki hamulców Ultegry. Zadbano też o to, by pancerze ukryć w ramie, oraz przewidziano miejsce na baterię systemów elektronicznych - w rurze podsiodłowej. Rozwiązanie to jest w pełni kompatybilne z systemem Shimano Di2, póki co o współgraniu z Campagnolo nic nie wiadomo.
Jak to jeździ
Na stronie Rose testowany przez nas model nie jest jeszcze dostępny, trudno więc mówić seryjnej specyfikacji. Rower, na którym jeździliśmy, był już jednak bardzo zbliżony do tego, jaki będzie można kupić w sezonie 2014. Napęd to nowy Sram Force, z 11 biegami z tyłu, plus hydrauliczne hamulce Red ,pasujące do grupy (w gruncie rzeczy takie same, jak odpowiednik Force). Do tego koła DT Swiss z serii Spline R23, opony Continentala Grand Prix 4000, mostek, kierownica i sztyca Ritcheya oraz siodło Flite Monolink Selle Italia. Generalnie rzecz ujmując - sprawdzone i solidne komponenty.
A jak to jeździ? Teoretycznie różnica z innymi modelami Rose jest niewielka, szczególnie gdy szosa będzie równa i płaska jak stół, ale odczucia zmieniają się o 180 stopni, gdy ma się możliwość porównać bezpośrednio taki rower z typowym sprzętem wyścigowym. A takie właśnie możliwości dokładnie mieliśmy. Przesiadka boli dosłownie, bo nagle okazuje się, że jednak rower szosowy potrafi być komfortowy albo... niekoniecznie. Co ciekawe, w przypadku Rose odczucia rozłożone są równomiernie. W przypadku większość rowerów „endurance”, na jakich jeździliśmy, było tak, że przód jest twardy i sztywny, a tył wyraźnie tłumi drgania. Tu działanie jest bardziej wyważone - przód ma także swój udział w wygładzaniu szosy. Jednocześnie Rose to dobry przykład na to, jak niesamowity postęp dokonał się w ostatnich latach w dziedzinie konstrukcji ram, bo jeszcze niedawno wygodny był synonimem miękki. Tu nie ma o tym mowy! Rower chętnie przyspiesza, nie jest podatny na mocne naciśnięcie na pedały, bo zamiast wyginania się na boki reaguje, niczym katapulta, skokiem do przodu. Samo prowadzenie, w tym przede wszystkim w zakrętach, trzeba określić jako neutralne. To też pozytywna różnica w stosunku do wyścigówek Rose, które wymagają pewnej ręki. Nacisk na superpewną jazdę na wprost jest przy tym minimalny, nie można mówić o ospałości. To raczej ukłon w stronę pewności prowadzenia.
Nowy Force różni się niewiele od poprzedniego, jeden bieg więcej jest cenny, ale sama jakość działania pozostaje bez zmian. Korby są sztywniejsze, ale docenią to głównie mocni zawodnicy, niekoniecznie przeciętny użytkownik tego sprzętu. Wiele osób doceni za to nowe manetki do hamulców hydraulicznych, z rozbudowaną górą, ułatwiające jazdę w górnym chwycie. O tym już zresztą pisaliśmy wcześniej, w inny miejscu.
Co z tego wynika?
W Polsce na szosie ceni się rowery o sportowej pozycji, a typowy nowicjusz zaczyna od ustawień zmuszających go do nienaturalnego zginania pleców. A warto spojrzeć czasami na rowery szosowe świeżym okiem, tak jak zrobiło to Rose. Nowy Xeon Team CGF to sprzęt, z którego będzie zadowolone 90% amatorów, a i niejeden zawodnik im pozazdrości. Relatywnie wygodna pozycja oraz komfortowe własności jezdne sprawiają, że to idealna maszyna do długich treningów i na maratony szosowe.
Model CGF (tj. na karbonowej ramie) będzie dostępny od listopada tego roku z bardzo szerokimi możliwościami doboru osprzętu. Od Shimano Ultegra 6800, Di2 (Ultegra lub Dura-Ace) przez Campę Chorus na Sramie Force kończąc. Dla niecierpliwych model o identycznej geometrii i profilach rur, ale na ramie aluminiowej (GF) jest już dostępny w sklepie internetowym Rose (link poniżej).
Dystrybucja: www.rosebikes.pl