Test piasty SRAM 5.0

Drukuj

Piastę SRAM 5.0 polecił mi znajomy, kiedy wiosną 2003 postanowiłem wymienić wysłużony sprzęt. Kupiłem praktycznie "w ciemno" jako, że nie znałem wyrobów firmy SRAM

Piastę SRAM 5.0 polecił mi znajomy, kiedy wiosną 2003 postanowiłem wymienić wysłużony sprzęt. Kupiłem praktycznie "w ciemno" jako, że nie znałem wyrobów firmy SRAMPiasta nie była droga ale według zapewnień znajomego winna służyć długo i znieść górskie wypady. Od zakupu minął obecnie rok czasu a piasta dzielnie służyła mi przez około 11 000km. Pracowała w różnych warunkach, od szosowych rajdów w gorące letnie dni poczynając a na przebijaniu się przez zasypane śniegiem lasy Beskidów i Tatr kończąc. Bogaty o cały bagaż doświadczeń związanych z eksploatacją "piątki" wreszcie postanowiłem napisać jej test.

Początki. (Wczesna wiosna 2003)
Troszkę nieufny odebrałem rower od znajomego. Został wymieniony cały napęd wraz z tylnym kołem. Tak zaczyna się moja przygoda z firmą SRAM. Z Shimanowskich zjechanych do nieprzytomnośći rapidek, tylnego STX, piasty LX, kasety LX, łańcucha HG70 i korby Deore presiadłem się na piastę 5.0, łańcuch PC58, Kasetę 5.0, Attacki, Centerę i korby Prowheel. Całość była śmiesznie tania więc nie oczekiwałem wiele, chciałem dociągnąć do lepszych czasów, kiedy zapracuję na "coś lepszego". Koło zaplecione na starej obręczy i piaście 5.0 obracało się płynnie, bez nadmiernego szumu łożysk, bębenek piasty pracował dość cicho, miarowo terkocząc. Pierwsza wycieczka na nowym sprzęcie miała mieć niewiele ponad 120km...

0-3000 km.
Ładny, słoneczny, wiosenny poranek zapowiadał udany wyjazd. Miarowo pedałując wraz z moim przyjacielem i koleżanką kierowaliśmy się szosą w kierunku Szczawnicy. Nasz cel to Małe Pieniny a dokładniej wąwóz Homole. Rower na nowym osprzęcie toczył się ładnie i po kulkunastu kilometrach doszedłem do wniosku, że zakup chyba nie był zły. Koło południa docieramy do celu naszej wycieczki, sprawdzam wszystko i okazuje się, że na piaście pojawił się niewielku luz. Czym prędzej szukam jakiegoś warsztatu aby dokręcić stożek. Dzieki uprzejmości jednego pana prowadzącego serwis samochodowy szybko uporałem się z usterką. Pozostało pytanie... Czy to normalne, czy też uszkodzeniu uległ jeden z elementów piasty? Po powrocie i pokonaniu 70 km od momentu naprawy okazuje się, że luzu żadnego nie ma. Rozbieram piastę aby się upewnić, że wszystko jest w porządku. Ku mojemu zadowoleniu stożki są gładkie, kulki łożysk również a miski w piaście starannie wypolerowane. Nałożyłem więc dobrego teflonowego Bilsteina i skręciłem wszystko dokładnie.
Kolejne kilometry nie przynoszą zmian, piasta pracuje gładko, nie łapie luzu. Do tej pory jednak nie miałem okazji jeżdzić w wilgotnych warunkach. Ciepła, słoneczna pogoda nie pozwala siedzieć w domu z każdym dniem przebieg piasty zwiększa się o co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Wreszcie stuka 3000km od momentu zakupu. Czas na przegląd i konserwacje.
Smar wewnątrz piasty bliżej uszczelniaczy był już dość zabrudzony, łożyska jednak pracowały w nieznacznie przebarwionym. Po wyczyszczeniu wnętrza piasty okazało się, że miski były nadal gładkie i nie nosiły jakichkolwiek śladów zużycia. Kulki łożysk również wyglądały idealnie. Na stożkach pojawiły się wypolerowane od pracy kulek pierścionki, nie było natomiast jakichkolwiek wżerów czy innch uszkodzeń materiału. Przegląd po 3000km wypadł bardzo dobrze i nasmarowana Bilsteinem piasta trafiła do dlaszej eksploatacji.

3000-6000 km.
Po okresie wiosennej, nadzwyczaj dobrej pogody nastał czas bardziej deszczowy. Kilkakrotnie zaskoczony zostałem przez ulewę i w strugach deszczu pedałowałem kilkanaście kilometrów szukając schronienia. Później przebijałem się przez powstałe po burzy błoto a dojechawszy do domu wyglądałem jak bagienny potwór. Rower za każdym razem lądował w wannie a prsznic i gorąca woda natychmiast przywracały mu pierwotny kolor. Zadowolony z poprzedniego przeglądu ograniczyłem się do okresowego sprawdzenia czy nie pojawiają się jakieś luzy. Tych jednak nie było i dopiero jesienią po agresywnym zjeździe z Niemcowej koło Piwnicznej Zdroju, kiedy wyzionęła ducha tylna obręcz i byłem zmuszony przepleść koło, zajrzałem do piasty. Smar nosił znaczne ślady kontaktu z wodą, słychać było trzeszczenie spowodowane dostaniem się piasku do łożysk. Moja "piąteczka" wymagała natychmiastowej pomocy medycznej... Dokładnie rozebrana i wyczyszczona ze starego smaru okazała się jednak nieczuła na zapiaszczenie. Wymiany wymagał jedynie lewy stożek, w którym znalazłem dość znaczne uszkodzenie powierzchni - najprawdopodobniej wynik zmęczenia materiału lub działania wody i błota, które w niewielkich ilośćiach dostało się do środka. Bębenek piasty złapał niewielki luz, działa teraz bardzo cicho i zaczynam obawiać się o pracę zapadek. Żadnych problemów jednak nie mam.

6000-8000 km. Zima i wczesna wiosna...
Śnieg, mróz i wilgoć... Klocki hamulcowe idą niczym wykonane z papieru. Po każdym wyjeździe spędzam godzinę na czyszczeniu kół z czanej mazi powstałej ze startych klocków i aluminium z obręczy. Kaseta, korbowód i łańcuchy mają już dość katowania w zimowych warunkach. Piasty oblepione śniegiem również wyglądają żałośnie. Na tylnej 5.0 pojawiają się przebarwienia trudne do usunięcia, prawdopodobnie wynik działania soli używanej przez drogowców do niszczenia środowiska :)
Luz będenka zwiększa się nieznacznie. Momentami zastanawiam się czy zapadki w ogóle jeszcze pracują, ponieważ prawie ich nie słychać. Zamiast jednak się zepsuć, czy też zamarznąć dzielnie holuję do domu kolegę, któremu zamarzły zapadki w Sramie 9.0 :) Po miesiącu zimowej jazdy nic się nie dzieje... kolega za to dwoi się i troi aby uporać się ze swoją notorycznie zamarzającą 9.0... Wreszcie wiosna. Zrobiło się cieplej, nawet udaje mi się wyjechać bez kurtki i wrócić zdrowym :) Piasta dostaje niewielki luz. Rower trafia na stół operacyjny. Topniejący śnieg to sygnał do generalnego przeglądu. Wszystko zostaje rozebrane na części pierwsze, wyczyszczone bardzo dokładnie, nasmarowane i złożone ponownie. Piasta ponownie trzeszczała od piasku, który dostał się do jej wnętrza wraz z wodą. Uszczelnienie nie jest niestety wyjątkowe. Bębenek lekko się telepie, łożyska w największym porządku. Zacisk lekko poobijany, trzyma jednak dobrze i nie wygląda na zużyty. Oś trzyma się dzielnie i nie chce się złamać. Tradycyjnie zużywałem jedną oś na 2 - 3 tyś km :).

8000-11000 km.
Rower po zimie doczekał się kompletnego przeglądu i wymiany dosłownie wszystkiego. Wreszcie nadszedł moment, kiedy zarobiłem na "coś lepszego". Zmieniłem kasetę... na nową 5.0, korby na Sugino Mighty AX400, pedały na SH M540, kupiłem nowe 3 łańcuchy, nową Deore XT do przodu, SRAM X9 do tyłu, manetki 9.0, klamki Tektro MT 4.0, założyłem tarczę Deore M515 na piaście Formula eHUB i obręczy Taurus2000. Rower dostał też nowy mostek i 2 komplety opon. Piasta tylna jednak pozostała. Katowana na szosie w czasie wiosennych roztopów dokręciła jeszcze 1500 km. Później nadszedł pierwszy maraton w 2004 roku - Łomianki Tour. Następnie wycieczki górskie, 150kilometrowy wyjazd w Pieniny ze znajomymi z forum BW, 170 kilometrowy szosowy Rajd gorlicki i kolejne kilometry w górach. Wreszcie w dniu, kiedy napisałem ten test pojechałem w pasmo Jaworzyny i na ostatnim zjeździe zmasakrowałem tylną obręcz Rigidę Aries (vide test owej obręczy) Ten niemiły wypadek skłonił mnie do dokładnego przyjrzenia się zdemontowanej 5.0. Na dzień dzisiejszy nosi głębokie ślady po szprychach, przebarwienia powstałe w zimie, znów trzeszczy od piasku, bębenek nadal się delikatnie telepie, po ulewie jaka mnie dopadła w czasie powrotu wylałem z piasty trochę wody a po rozpleceniu koła stwierdziłem, że bębenek kwalifikuje się do natychmiastowego rozebrania i konserwacji. Zauważyłem pęknięcie na zewnętrznym pierścieniu uszczelniającym łożyska bębenka oraz masę błota i rdzy wewnąrz obudowy mechanizmu. Wyczyściłem dokładnie piastę z zewnątrz, zaplotłem koło i przystąpiłem do rozmontowania całej piasty i generalnego remontu. Obydwa stożki kwalifikowały się do wymiany, jednakże wyżłobienia powstałe w wyniku działania kulek są równe i stosunkowo gładkie, więc zostawiłem sobie oba na wszelki wypadek. Po rozebraniu bębenka i wyczyszczeniu mechanizmu ze starego smaru okazało się, że nie ma tu prawie żadnych oznak zużycia. Ślady zapadek na korpusie były ledwo widoczne. Wszystkie kulki wewnętrznego i zewnętrznego łożyska są w idealnym stanie. Również ślizgi po których poruszają się kulki nie mają jakichkolwiek uszkodzeń - są błyszczące i gładkie. To gbardzo miła niespodzianka.
Prawdopodobnie niedługo całe tylne koło pójdzie w ślady przedniego a to oznacza cienkie szosowe slicki i miejsce na haku, z którego będzie zdejmowane na specjalne okazje jakimi są rajdy i wyścigi szosowe odbywające się w okolicy.

Zalety:
- niska cena
- estetyczny wygląd
- niezawodna praca
- minimalne koszty eksploatacji
- łatwość czyszczenia i konserwacji
- żywotność mechanizmu i łożysk bębenka
- odporność materiału na dostającą się do wnętrza wodę i błoto
- wytrzymała oś piasty wykonana z dobrego materiału

Wady:
- brak uszczelnienia (to, które jest nie nazwałbym uszczelnieniem)
- przebarwienia korpusu trudne do usunięcia (zima, sól)
- miękki kołnierz, na którym zostają głębokie ślady szprych po poprzednich zaplotach
- powstający niewielki luz na bębenku, trudny do usunięcia ale możliwy do zminimalizowania
- problem z dostępnością stożków łożysk.

Podsumowanie:
Tylna piasta SRAM 5.0 pomimo moich początkowych obaw okazała się świetnym produktem. Kosztuje niewiele ponad 100 złotych. Staranne wykonanie i estetyczny wygląd sprawiają, że rower zbudowany w oparciu o nią może się podobać. Przez 13 miesięcy eksploatacji i 11 000 km przbiegu dołożyłem do niej koszt smaru i 19 zł za nowe stożki oraz komplet kulek Dura Ace. Pomimo bardzo słabego uszczelnienia piasta radzi sobie doskonale z piaskiem i wodą. Czyszczona i smarowana od czasu do czasu służy niezawodnie w każdych warunkach. Nie miałem przypadku zamarznięcia mechanizmu nawet przy mrozie poniżej -15 stopni. Jednym słowem kupić, jeździć i... jeździć do upadłego :)

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj