Spis treści:
Oreka jest marką pochodzącą z Hiszpanii, która na rynku trenażerów rowerowych działa od 2017 roku. Jej popularność rośnie, choć w Polsce wciąż nie jest szczególnie znana. W końcu to nie takie proste zadanie, gdyż rynek jest zdominowany przez Wahoo, Elite, czy Tacx’a (Garmin) i zwyczajnie ciężko jest rozpychać się łokciami w tym towarzystwie. Niemniej jednak Oreka stara się odróżnić od konkurencji, a jedną z cech, która jest bardzo ciekawa - i często zwyczajnie wygodna - jest brak konieczności podłączania urządzeń Oreka do gniazdka elektrycznego. W naszej historii model O7 to drugi trenażer tego producenta, jakiego mieliśmy okazję używać. Pierwszy, niecały rok temu, był O5 z ciekawym systemem ruchomej podstawy dobrze imitującej naturalny ruch ciała na rowerze. Ten test znajdziecie pod linkiem: TEST: TRENAŻER ROWEROWY OREKA O5 RC.
Zobacz też:
Tym razem do redakcji trafił nowszy i wyraźnie mniejszy model z kolekcji - Oreka O7. W swojej formie bardziej podobny do urządzeń, które tworzy konkurencja, natomiast z tą różnicą, że bez wspomnianej konieczności podłączenia go do prądu. Fakt, że urządzenia od Hiszpanów nie wymagają zasilania z zewnątrz to unikalna i odróżniająca Orekę cecha, a przy okazji spora zaleta. Wbudowany generator sam wytwarza energię potrzebną do połączenia się aplikacjami do wirtualnej jazdy. To bywa przydatne. Choćby wówczas, gdy weźmiemy go na rozgrzewkę przed wyścigiem, czy zechcemy kręcić w miejscu, gdzie nie mamy komfortowego dostępu do gniazdka wysokiego napięcia.
Budowa i podstawowe cechy
Oreka O7 jest interaktywnym trenażerem direct drive, czyli wpina się w nią rower bez tylnego koła, a treningiem można sterować za pomocą dowolnej aplikacji, bądź komputera rowerowego z ANT+ FE-C. Jednym słowem, wszystko zgodnie ze wszelkimi współczesnymi standardami, a łączność jest możliwa za pomocą protokołów ANT+ i Bluetooth Smart. Ponieważ Oreka nie wymaga podłączenia do prądu, ani dodawania podstawki pod przednie koło, jest to urządzenie wymagające bardzo niewiele czasu i zachodu do założenia roweru, a następnie rozpoczęcia treningu. No… może poza pierwszym razem, bo trenażer przychodzi do nas bez kasety i najpierw trzeba ją zamontować. Bębenek, który jest tu fabrycznie to Road 11, czyli gotowy na kasety Shimano i SRAM 8, 9 i 10 biegowe oraz 11 biegowe szosowe, jak również 11 biegowe MTB Shimano. W każdym razie tuż po zakupie trenażera czeka nas jeszcze dodatkowy wydatek, bądź demontaż kasety z posiadanego roweru.
Nim ruszymy z treningiem trzeba jeszcze dopasować O7 do posiadanego systemu mocowania koła. Z tym nie będzie kłopotu, bowiem Oreka jest kompatybilna z większością rowerów na rynku - obsługuje QR 130 i 135 mm, jak również sztywne osie 12x142 oraz Boost. Potrzebne adaptery otrzymujemy w zestawie. My nasze testy odbyliśmy na dwóch rowerach, które akurat były dostępne. Pierwszym była szosówka z klasycznymi szybkozamykaczami i tutaj żadnych problemów nie było. Natomiast drugim był rower przełajowy, również z QR-ką, ale w standardzie 135 mm (jak w MTB). Co ciekawe, Oreka zakłada, że do obu tych standardów ma pasować ten sam adapter montażowy. Generalnie sam montaż roweru przebiegł łatwo i szybko, a w doborze odpowiednich końcówek (adapterów) pomaga czytelna instrukcja.
Rozkładanie i łączenie z aplikacjami
Trenażer łączy się z aplikacją typu Zwift (akurat jej używaliśmy) lub komputerem z ANT+ FE-C (tak również jeździliśmy, z urządzeniem Garmin). Wystarczy zakręcić korbą, a Oreka się budzi, generator tworzy prąd i od razu możliwe jest połączenie. Fajną sprawą jest automatyczna kalibracja, bo to kolejna oszczędność czasu i dodatkowego kłopotu, który spędza sen z powiek osobom, które oczekują dokładnego pomiaru mocy.
Nim przejdziemy do wrażeń z jazdy jeszcze słowo o przechowywaniu i systemie składnia. Urządzenie klasycznie dla trenażerów z napędem bezpośrednim jest średnio poręczne, choć źle nie jest. Waży 23 kg i po złożeniu nie zajmuje dużo miejsca, a do noszenia ma wygodną rączkę na górze. Jednak sam system składania i rozkładania oparty jest o mało wygodne zatrzaskowe bolce. Wymagają trochę siły i precyzji. Szczerze powiedziawszy nieco irytują, gdy robimy to w pośpiechu. Spotkaliśmy na rynku wiele lepszych rozwiązań, choć na jazdę ostatecznie wpływu to nie ma, ale już na szeroko pojęte użytkowanie tak. Sama podstawa po rozłożeniu wymaga jeszcze doregulowania na wysokość, aby trenażer się bujał podczas jazdy - tu wszystko idzie lekko i gładko, a już podczas treningu Oreka zachowuje się stabilnie. Bez zarzutu, nawet podczas mocnych sprintów i jazdy na stojąco.
Wrażenia z jazdy
Rozpoczęcie każdego treningu przypomina nam o głównych zaletach Oreki - szybkości i prostocie obsługi. Nie trzeba go podłączać do prądu, nie trzeba kalibrować. Po prostu go rozkładamy, parujemy i jazda! W trakcie naszych testów połączenie z urządzeniami było stabilne i obyło się bez jakichkolwiek zakłóceń. Co istotne, krótka przerwa w jeździe (np. pójście po nowy bidon) nie powodowała zerwania połączenia i rozparowania z aplikacją. To ważne mając na uwadze brak zasilania z zewnątrz.
Cieszy też, że mimo podstawy, która zajmuje mało miejsca w pomieszczeniu urządzenie jest stabilne podczas treningu. Śmiało można agresywnie rwać tempo, Oreka jest na to gotowa. Poziom hałasu jest na niezłym poziomie. Nie drażni, ale wydaje się być nieco powyżej rynkowej średniej. Podczas mocnego tempa wyraźnie słychać szum trenażera, a często sprawa ma się tak, że to napęd roweru jest głośniejszy, niż samo urządzenie. Jeśli chodzi o płynność obrotu, czyli jakość pedałowania i samo sterowanie oporem - O7 działa na niezłym poziomie. Bez dwóch zdań nie tak dobrze, jak w modelach z dużym i ciężkim kołem zamachowym, ale na absolutnie dobrym poziomie, który pozwala realizować wszelkiego rodzaju treningi i ćwiczenia.
Jeżeli chodzi o precyzję pomiaru mocy, który oczywiście jest w modelu O7, naszym zdaniem wskazania są stabilne i powtarzalne, a to jest najważniejsze. Zrobiliśmy porównanie z miernikiem mocy Stages w ramieniu korby. Wykonaliśmy kilka różnych prób, m.in. jazdę z dużą ilością bogatych w moc zrywów (piki pod 1000 W), do tego próbę w równym tempie na niskich mocach oraz podobną próbę z jednostajnym tempem na mocy około 350 W. Wyniki naszych pomiarów były w każdej próbie bardzo powtarzalne. Względem Stages’a Oreka wskazywała średnią moc około 6% niższą i maksymalną około 3% niższą, aniżeli pomiar mocy w korbie. Kadencja z kolei - w zależności od próby - była wyższa w Orece od 2 do 5 obrotów na minutę (RPM). Takie porównania nie mają ogromnej wartości, bowiem już nawet między pomiarami mocy różnych producentów bywają rozbieżności, ale mogliśmy to sprawdzić i porównać, więc dostarczamy Wam maksymalnie dużo informacji, które posiadamy.
Podsumowanie
Nasz kolejny kontakt z Oreką potwierdził, że trenażery tej marki są ciekawe i mają argumenty, które mogą skłonić do ich zakupu. Główną zaletą - bez dwóch zdań - jest tu możliwość jazdy bez podłączenia do prądu. W pozostałych obszarach trenażer jest po prosty dobry, choć w naszej opinii nieco głośniejszy i mniej wygodny w składaniu, aniżeli konkurencja w tej cenie. Coś za coś.. Poza tym Oreka daje też wrażenie mało estetycznego wykonania, choć to wizualne szczegóły, które nie mają wpływu na jazdę. Na pewno jako całość O7 po prostu dobrze sprawdza się w treningu. Jest stabilna, nie zrywa połączeń, rzetelnie pokazuje moc, więc jeśli szukacie urządzenia do zimowego katowania na Zwifcie to nie powinniście być rozczarowani.
Specyfikacja
- Typ: Direct Drive, Smart
- Transmisja danych: ANT+ FE-C i Bluetooth Smart
- Maksymalny opór: 2500 W
- Symulacja nachylenia: do 25%
- Pomiar mocy i kadencji: tak
- Waga: 23 kg
- Cena: 3849 zł
Dystrybucja w Polsce: centrumrowerowe.pl