Po serii testów przeprowadzonych w ekstremalnych, zimowych warunkach przyszedł czas, żeby pojeździć na Krossie przy trochę bardziej sprzyjającej aurze.
Poza tym na dobre zaczął się sezon wyścigowy i w końcu Level mógł ruszyć do prawdziwego boju. Przecież jest to rower przeznaczony między innymi do maratonów.
Zanim jednak zdecydowałem się na starty, trzeba było podszlifować trochę formę. W tym celu przezbroiłem koła na slicki. Wcześniej jednak musiałem zdjąć oryginalnie zamontowane opony. I od razu pozytywne zaskoczenie. Producent nie pożałował kasy na gumy i wyposażył Levela w lżejszą wersję kevlarową. Co prawda żywiołem Krossa nie są gładkie szosy, ale muszę przyznać, że na asfalcie (na slickach oczywiście) zachowuje się bardzo przyzwoicie. Trudności zaczynają się jednak w momencie jazdy pod mocny wiatr, ponieważ szeroka, gięta kierownica nie pozwala na przyjęcie aerodynamicznej pozycji. Można co prawda kombinować, kładąc dłonie blisko siebie w okolicach połączenia kierownicy z mostkiem, ale jedzie się wtedy mniej stabilnie i nie ma się dobrego dostępu do klamek hamulcowych. Poza tym wszystko jest OK. Do siodełka, które wydawało mi się na początku dość niewygodne, zdążyłem się przyzwyczaić po kilkudziesięciu godzinach jazdy i zrezygnowałem z wymieniania go na inne.



Poza treningami na szosie, Level towarzyszył mi również na wielu wycieczkach. Dał się dzięki temu poznać jako rower, na którym można naprawdę polegać. Nie zawiódł mnie ani razu, mimo, że raczej go nie oszczędzałem, a wręcz przeciwnie – chciałem dać mu jak największy wycisk. Solidne hamulce, mocna koła i porządny amortyzator, powodują, że rower ten świetnie nadaje się na długie górskie wyprawy. Jedynym defektem podczas dotychczasowego testu (poza dwoma przebitymi dętkami) było wygięcie jednego z zębów dużej tarczy Truvativa po nieudanym skoku przez leżące na środku szlaku drzewo. Na szczęście po powrocie do domu ząb udało się bez większych problemów wyprostować kombinerkami. Pierwszym wyścigiem, w jakim wystartowałem na Krossie był maraton w Otwocku. Trasa jak na maraton dla kolarzy górskich mało górzysta, nie można jednak powiedzieć, że była to łatwa, niedzielna przejażdżka. Główną przeszkodę stanowił piach, który obficie pokrywał prawie cały teren zmagań ponad tysiąca śmiałków. Jestem pewien, że gdyby nie szerokie Racing Ralfy jechałoby się znacznie trudniej. Naprawdę, na początku patrząc na delikatny bieżnik, nie sadziłem, że są to tak dobre i sprawdzające się w tak wielu warunkach opony.



Maraton był również próbą dla amortyzatora. Pierwszy raz mogłem też w pełni wykorzystać dobrodziejstwo, jakim jest blokada skoku sterowana małą manetką na kierownicy. Jeżeli chodzi o samą pracę widelca to niczym szczególnym mnie nie zachwycił. Potwierdziło się to, co było już widać na początku. Axon bardzo ładnie połyka średnie i duże nierówności, ale niespecjalnie radzi sobie z tymi najmniejszymi. Dodatkowo (a może przede wszystkim) twarde gripy i diabelnie sztywny kokpit powodują, że po kilkudziesięciu kilometrach ścigania zaczyna czuć się lekkie mrowienie w nadgarstkach i dłoniach, które z czasem przechodzi w nieprzyjemne drętwienie. Myślę jednak, założenie miękkich gripów znacznie poprawiłoby komfort podczas długich dystansów na maratonach. Napęd przez prawie cały wyścig zachowywał się bardzo dobrze. Nie było żadnych problemów, nawet w momencie przerzucania biegów pod dużym obciążeniem. Dopiero na ostatnich kilometrach tylnia przerzutka zaczęła pracować trochę wolniej i mniej dokładnie. Później okazało się, że przyczyną niedomagań był zabrudzony ostatni odcinek linki. Po maratonie w Otwocku startowałem na Krossie jeszcze w kilku lokalnych (bardzo lokalnych) wyścigach. Rower spisywał się bardzo dobrze (czego nie można powiedzieć o jeźdźcu).



Oczywiście napisać musze jeszcze kilka słów o klamkomanetkach. Do Dual Controli podchodziłem z dość dużą rezerwą. Okazało się jednak, że to bardzo dobry patent. Powiem więcej. Obecnie zastanawiam się, czy nie zamontować takowych w swoim „flagowym” rowerze, a to już o czymś świadczy;). Na zakończenie kilka luźnych refleksji. Gięta kierownica jest fajna, ale tylko do turystyki albo do wygłupów. Do ścigania się nie nadaje. Racing Ralfy to jedne z najlepszych opon XC, na jakich jeździłem. Trzeba się jednak śpieszyć je kochać, bo tak szybko odchodzą, znaczy się ścierają. Dual Control – nie taki diabeł straszny, a nawet wręcz przeciwnie.



A jeżeli chodzi o plany na przyszłość związane z Krossem, to bardzo chcę zabrać go za dwa tygodnie do Kościeliska, żeby sprawdzić jak spisze się na prawdziwie górskim maratonie. Ponadto planuję kolejną Pętlę Beskidzką z Levelem w roli głównej. Was natomiast zapraszam już za niedługo na kolejną, niestety już ostatnią część testu! Maniakom odchudzania i ważenia obiecuję rozebrać rower na czynniki pierwsze i wszystko dokładnie poważyć.
Foto: Flourman, Jacek, Kuba&Ampi