Dokładnie tak postąpiła firma Rose, a efekt realizacji oczywistej koncepcji to Thrill Hill. Sprawdziliśmy jeden z pierwszych jeżdżących egzemplarzy.
Rama
Thrill Hill przypomina inne rowery Rose z przeszłości, ale nie dajcie się zmylić - podobieństwo kształtów ramy tym razem zwyczajnie kłamie. Tam, gdzie spodziewalibyście się zawiasów, czyli w okolicach haków tylnego koła, rządzi niepodzielnie ciągłość. Zawiasów nie ma i tyle. Ich rolę przejmują elastyczne widełki, które dzięki zmyślnemu ułożeniu włókien są w stanie przyjąć ugięcie sięgające z tyłu 115 mm. Oczywiście efekt „uboczny”, bynajmniej nie negatywny, to niska masa ramy. Tam gdzie nie ma zawiasów, nie ma też ich wagi! Nic, więc dziwnego, że Rose podaje, że rama, wraz z tłumikiem waży 1,9 kilograma. Nie udało nam się tego faktu zweryfikować, ale sądząc po masie całego roweru, w okolicach 10 kilogramów, jest to jak najbardziej możliwe.
Rama wyposażona jest w całą listę cech typu „must have” dla konstrukcji uważanej za nowoczesne. Znajdziemy i taperowaną główkę sterową (Rose niechętnie ją dotąd stosowało) i wewnętrzne prowadzenie części pancerzy, mocowanie hamulca typu Post Mount z tyłu, jak i oś sztywną 12x142 mm. Do listy należy też dopisać środek suportu Press Fit 30.
Rama jest… niepozorna. Zrezygnowano z ozdobnego wykończenia powierzchni na rzecz rzeczywistej, matowej struktury karbonu, bez charakterystycznej „kratki”. Wszystko po to, by obniżyć masę. A jednak kilka elementów wybija się ponad ten obraz, należy do nich przede wszystkim główny punkt obrotu, jak i sposób zamocowania tłumika. Wahacz obraca się na tzw. łożyskach maszynowych, wokół osi o podniesionej średnicy - aluminiowy element ma 12 mm. Jest o tyle nietypowy, że z jednej strony ma gwint, tym samym wkręcony w wahacz od strony napędu nie wymaga dodatkowych nakrętek. Z drugiej śruba z płaskim łbem podtrzymuje całość - w tym drugą stronę wahacza. Proste, efektywne i lekkie. Wspomniany tłumik zamocowany jest nie do tzw. rockera (element pośredniczący między wahaczem a ramą), ale bezpośrednio do tylnych widełek. Jedna z zalet takiego rozwiązania to fakt, że tłumik może być dłuższy, tym samym pracować z niższym stosunkiem przełożeń. Dzięki temu wzrasta czułość zawieszenia (i spada obciążenie tłumika). Od strony kinematycznej zawieszenie najbardziej przypomina klasycznego jednozawiasowca, tyle, że oczywiście trudno określić precyzyjnie miejsce zawiasów powyżej haków.
Wyposażenie
Nasz egzemplarz - a pamiętać trzeba, że Rose oferuje zawsze kilka wariantów wyposażenia, jak i możliwość daleko idącej customizacji - był wyposażony niemal wzorowo. Widelec Rock Shoxa, czyli SID, Monarch z tyłu, kompletny napęd SRAM XX1, koła Mavic CrossMax SLR w wersji 27,5, Rocket Rony Schwalbe, hamulce R1 Formuli. Mostek i kierownica należały do serii Trail Ritcheya, sztyca WCS, a siodło Selle Italia SLK. Z nietypowych elementów warto wymienić fakt, że przednia zębatka miała aż 38 zębów, co z pewną obawą kazało patrzeć na okoliczne góry.
Jazda
Rower był konstruowany we współpracy z zawodnikami Rose ultraSports team, co wyraźnie widoczne jest w jego geometrii, a przede wszystkim w pozycji zajmowanej na rowerze. Choć dane geometryczne, podawane przez Rose (69 stopni kąt wyprzedzenia widelca, 73,5 przy rurze podsiodłowej), dobitnie o tym nie świadczą, to maszynie zdecydowanie bliżej do klasycznych rowerów na kołach 26 cali niż do twentyninerów. Wszystko za sprawą nie tyle kół, bo to oczywiste - w końcu 27,5 bliższe jest mniejszym niż większym kołom - ale niskiego przodu. Ten rower zmusza, o ile tylko nie zaszalejemy z nietypowym wspornikiem, do pochylonej pozycji. Dokładnie tak, jak lubią zawodnicy, narzekający na problemy z podjeżdżaniem twentyninerów. Nie znaczy to jednocześnie, że dramatycznie nurkuje się na zjazdach, ale fakt, że przy normalnym ustawieniu siodła kierownica pozostaje zdecydowanie niżej od niego wymusza styl jazdy XC. I określone umiejętności.
Thrill Hilla testowaliśmy zarówno na trasie freerideowej w Lermoos, jak i na okolicznych szlakach. Bardzo urozmaicone podłoże, od kamieni, po progi z korzeni, jak i zjazdy po ruchomych kamieniach pozwoliły ocenić jego wszechstronność. Toczy się lekko i prowadzi bardzo precyzyjnie, wybaczając błędy niezbyt litościwie. Tył działa tak, jakby miał klasyczne zawieszenie - dość twardo, bo taką ma przewidzianą charakterystykę. Nie odczuwa się przy tym braku skoku. Jednocześnie na pewno znaczenie miały użyte opony - Rocket Rony mają cienkie ścianki, co nie pozwala na ich brutalne traktowanie. Tym niemniej obecność osi sztywnych z przodu i z tyłu powodowała, że trudno było narzekać na brak kontroli nad całością. Relatywnie niewielki skok - 100 mm z przodu, 115 z tyłu - sprawia także, że konieczna jest klasyczna praca ciałem. W górach bez przerwy myśli się o tym, że jednak sztyca regulowana nawet w rowerze do ścigania powinna być wyposażeniem obowiązkowym, bo inaczej podróżuje się na ruchomej katapulcie. Pozycja na rowerze w trakcie pokonywania progów nie będzie stresować tylko klasycznego crosscountrowca. A nawet on będzie dążył do tego, by sprawdzić swoją giętkość i powędrować maksymalnie za siodło!
Pod względem wyposażenia trudno było narzekać. Tarcza w korbie była po prostu za duża - ale tego spodziewaliśmy się od początku. Tu mimo wszystko bardziej uniwersalne byłoby coś w okolicach 32, maksymalnie 34 zębów. Hamulce Formuli tradycyjnie błyszczały za sprawą mocy hamowania, a komponenty Ritcheya tradycyjnie po prostu robią robotę - nic dodać, nic ująć. I tak być powinno.
Krótko o rowerze
Bardzo ciekawa, nowoczesna i lekka rama pozwala wykorzystać potencjał tkwiący w nowym rozmiarze kół. Jednocześnie rower prowadzi się w sposób zdecydowanie bliższy tradycyjnym sprzętom na kołach 26 niż twentyninerom, co dla wielu osób może stanowić dużą zaletę. Niska masa całości jak i wyposażenie sprawiają, że będzie to sprzęt interesujący dla zawodników, którzy potrafią wykorzystać jego możliwości. Niewielkie błędy w wyposażeniu bez problemu można samemu skorygować zamawiając rower i konfigurując go zgodnie z własnymi wyobrażeniami.
Fot.: Maciej Łuczycki
Dystrybutor: www.rosebikes.pl