Pedały Crank Brothers Egg Beaters S cz.2

Test pedałów Crank'a

Drukuj

Po długiej przerwie przedstawiam drugą odsłonę testu słynnych ubijaków modelu S z 2003 roku. W części pierwszej obiecałem, że rozbiorę pedały na czynniki pierwsze i zrobię pierwsze smarowanie.<br />

Po długiej przerwie przedstawiam drugą odsłonę testu słynnych „ubijaków” modelu S z 2003 roku. W części pierwszej obiecałem, że rozbiorę pedały na czynniki pierwsze i zrobię pierwsze smarowanie.
W/g producenta wystarczy tylko wkręcić smarowniczkę do adaptera dołączonego do pedałów i „wdmuchnąć” smar do środka (fotka poniżej). Ja nie mam takiej smarowniczki, ale i tak nie jestem zwolennikiem robienia czegoś „na odwal się”, więc mam zamiar rozebrać je na części i bardzo dokładnie przesmarować białym Finish Line’em. Od razu informuję też, że w trakcie testu wymieniłem jeszcze bloki i łożyska w obu pedałach. Zapraszam do lektury.

Test:

850 km – zaczyna się poważne jeżdżenie w sam raz na początek drugiej części testu. Jest koniec maja 2003, pogoda dopisuje, więc przynajmniej 3-4 razy w tygodniu jestem w górach sam lub ze znajomymi za każdym razem robiąc 50-80km.

1300 km – kolejne dokładne oględziny całych pedałów nie wskazują niczego, „ubijaki” wyglądają prawie jak nowe zarówno na korpusie jak i na elementach ruchomych, nie ma też żadnych skrzywień na jakichkolwiek elementach mimo wielu brutalnych kontaktów z kamieniami – podobne kontakty miała korba czego efektem jest skrzywiona największa zębatka i kilka jej zębów. Na pedałach brak jest też jakichkolwiek luzów, wszystko jak najbardziej OK. Tradycyjnie dokręcenia wymagała tylko jedna z zaślepek, w końcu wkurzyłem się i wpakowałem tam trochę Loctite’a.

1500 km - „ubijaki” (jak i cały osprzęt roweru) przeszły wielki wodny test – przyszło mi jechać ok. 5-6 km w trakcie burzy, byłem wtedy na szlaku górskim i nie było mowy o schowaniu się np. na przystanku autobusowym, dopiero po zjeździe ze szlaku schroniłem się pod dach obok jednej z kawiarni, jakbym spóźnił się kilka minut, to nieźle oberwałbym silnie padającym gradem. Po samej burzy musiałem jeszcze jechać 15 km do domu po wielkich kałużach i strumieniach płynących po drodze. W każdym razie po przyjeździe do domu nic nie robiłem z „ubijakami” (zabezpieczyłem tylko łańcuch) i dopiero rano je oglądnąłem - nie było na nich żadnego śladu rdzy, czyli wszystko OK. Bloki także nie zardzewiały czego niestety nie można powiedzieć o śrubach – oczywistym jest, że warstwa zabezpieczająca przed korozją starła się i teraz główki śrub mogą rdzewieć przy każdym większym zamoczeniu. Ciekaw jestem jak z burzą poradziły sobie uszczelki, kręceniem w rękach pedałami nie jestem w stanie niczego stwierdzić (wszystko chodzi jak zawsze), ale jak jest naprawdę, to przekonam się po rozebraniu ich przed smarowaniem.

2200 km – od kilku dni w ogóle nie patrzyłem na pedały, ponieważ w centrum uwagi były nowe tarczówki HOPE Mini dostarczone do testu również przez firmę 7ANNA. „Ubijaki” były zupełnie zasyfione i trochę je przeczyściłem, luzy są zupełnie minimalne i od paru tygodniu praktycznie w ogóle się nie zwiększyły. Najpóźniej za 2-3 tygodnie przeprowadzę pierwsze smarowanie wnętrza pedałów, jestem bardzo ciekaw co zobaczę w środku. Jeśli chodzi o bloki, to wyglądają one nieciekawie (fotka obok), są totalnie poobijane jakby ktoś walił po nich młotkiem, ale nie są jeszcze wytarte i nawet przez sekundę nie zastanawiałem się nad ich ewentualną wymianą.

2500 km – znowu miałem „przyjemność” jeździć w ulewie i zaraz po niej (ok. 10km), oczywiście po 24 godzinach „ubijaków” nic nie ruszyło, nie ma żadnego śladu rdzy, na przeglądzie i smarowaniu wnętrz pedałów za ok. 600-700 km okaże się jak tak naprawdę są one chronione przed wodą.

3300 km – „ubijaki” doczekały się wreszcie pierwszego smarowania, specjalnie go odwlekałem, żeby ktoś nie powiedział, że smaruje pedały co kilka kilometrów i w takiej sytuacji nigdy się one nie zużyją. Po rozkręceniu pedałów nie było widać ani kropelki wody a tym bardziej rdzy, wszędzie był gęsty i w miarę czysty smar – tego się nie spodziewałem!. Sama czynność smarowania przebiegła bardzo szybko i sprawnie (wraz z sesją zdjęciową ok. 20-25 minut), było też zupełnie banalne i pewnie nawet zupełnemu laikowi nie przysporzyłoby większych problemów. Wystarczyło tylko odkręcić zaślepkę śrubokrętem, wyjąć ośkę, łożysko i uszczelki, wszystko przetrzeć, nasmarować (jak zawsze w takich sytuacjach użyłem białego Finish Line’a) i złożyć od kupy. Wielka szkoda, że niemożliwe jest całkowite rozkręcenie pedałów, bo chętnie wyczyściłbym i nasmarował wszystkie elementy (głównie zewnętrzne w okolicach sprężyn).

4000 km – zupełnie bezboleśnie i bez żadnych niespodzianek mijają kolejne kilometry, nie ma luzów na łożyskach a same pedały wyglądają prawie jak nowe.

5000 km – dzień w dzień pogoda jest beznadziejna, ale w końcu to październik, „ubijaki” codziennie są traktowane wodą i błotem, mimo to kręcąc nimi w palcach czuć tylko miękkie działanie w smarze, brak jakichkolwiek oznak zużycia lub zabrudzenia wnętrza pedałów, jedynie czasami trzeba dokręcić zaślepkę,



5700 km – 26.11.03 – koniec listopada bardzo mnie zaskoczył świetną pogodą i w ciągu ostatnich 2 tygodni zrobiłem trochę kilometrów po górach.

6000 km – dopiero pod koniec roku spadł śnieg i mogłem trochę po nim pojeździć. Wrażenia z jazdy z „ubijakami” są ogólnie kiepskie i nic tu nie daje duża ich odporność na zalepianie się błotem, ponieważ to podeszwa butów zalepia się śniegiem i lodem co praktycznie uniemożliwia normalną jazdę, po każdym większym podparciu się nogą lub zrobieniu kilku kroków bloki w butach tak się zalepiają, że przez kilka sekund trzeba je obijać o pedały. Posyłam je więc do czyszczenia i do pudła, w którym spędzą całą zimę.

6200 km - 8.02.04 – początkiem lutego przyszła mała odwilż, więc znowu zrobiłem 200km na „ubijakach”, które ponownie udowodniły swoją przydatność w błocie.

6800 km – wiosna 2004 coraz bliżej, pora na skontrolowanie sprzętu - bloki w butach są już dosyć mocno zjechane, ale poza luzem na połączeniu blok/pedał i przez to charakterystycznego „klupania” podczas mocnego pedałowania, nie zaobserwowałem żadnego dziwnego zachowania z nimi związanego. Producent zaleca wymianę bloków co ok. 500 godzin „zwykłego” traktowania i co 200-300 godzin jeśli pedały używane były w ciężkich warunkach. Ja przejeździłem na nich ok. 400 godzin i poza w/w sprawami wszystko jest OK, nie zdarzały mi się żadne przypadkowe wypięcia czy krytyczne sytuacje. Mimo wszystko żeby urwać wszelkie spekulacje w stylu „a może to pedały a nie bloki mają luzy” postanowiłem je wymienić. Wymiana bloków potwierdziła moje przypuszczenia - po założeniu nowych bloków wszystko chodzi jak nowe, czyli brak jakiegokolwiek „klupania” a buty wpinają się tak jak na początku czyli dosyć ciężko (to mija po ok. 200-300 km).
Jest jeszcze sprawa rzekomego niszczenia podeszwy butów przez „pręty” pedałów – gdzieś mi się obiło o uszy, że „druty” te stykając się z podeszwą tak wycierają podeszwę buta, że mogą powstawać nawet dziury. Ja osobiście w tym miejscu mam tylko małe wyżłobienia (w plastykowej podeszwie) i jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że niby zrobi się z tego dziura, ale nie wiem jak to jest z butami na gumowej podeszwie, być może istnieje prawdopodobieństwo ich przetarcia.


7500 km - na ok. miesiąc przed zakończeniem testu postanowiłem zajrzeć do środka pedałów, żeby sprawdzić w jakim są stanie po wczesnowiosennych treningach – w środku wszystko było OK, nie było żadnego szlamu a w kącikach był nawet czysty smar, więc po raz kolejny bardzo wysoko oceniam szczelność konstrukcji! Jedyną usterką okazało się rozsypanie łożyska lewego pedała (odpadła jedna jego ścianka plastykowa i wysypało się kilka kuleczek). Na szczęście był sobotni poranek, więc od razu wsiadłem w samochód i pojechałem do hurtowni kupić nowe łożyska (zapłaciłem 20 złotych). Po powrocie wszystko dokładnie przeglądnąłem, złożyłem do kupy i poszedłem pojeździć.
Przy tym finałowym przeglądzie obejrzałem też zewnętrzne elementy pedałów i poza małym wytarciem się prętów (nowe były okrągłe a obecnie są lekko trapezowe) nie widać kompletnie żadnego zużycia. Nie zauważyłem też, żeby jakikolwiek element obudowy był skrzywiony a podczas całego testu wielokrotnie zdarzyło mi się mocno zahaczyć o jakieś kamory lub na nich lądować, tak więc nie potwierdzam podejrzeń niektórych czytelników jakoby „ubijaki” można było łatwo uszkodzić. Poza tym jak ktoś chce katować sprzęt na zjazdach, to wybierze raczej „ubijaki” z potężną platformą, czyli model Mallet.

9000 km - minęły kolejne kilometry a testowy sprzęt chodzi praktycznie jak nowy. To był udany test i „ubijaki” z malutkimi problemami zdały go na piątkę z plusem. SPD’ki starego typu po takim przebiegu były praktycznie do wymiany choćby ze względu na ogromne luzy. Tymczasem obsługa „ubijaków” przez ten cały czas ograniczała się praktycznie tylko do okresowego przetarcia szmatką bloków i pedałów z zewnątrz oraz do jednej wymiany łożysk i dwóch wcale niezbyt potrzebnych smarowań wnętrza. Jakichkolwiek ingerencji od czasu do czasu wymagała tylko zaślepka z boku pedałów, która po podłożeniu specjalnej masy zapobiegającej odkręcaniu się dała mi wreszcie spokój. Nie zmienia to jednak faktu, że konstruktorzy zapomnieli o tym „drobnym” elemencie. To samo tyczy się zbyt krótkich moim zdaniem śrub do przykręcania bloków (wspominałem o tym w pierwszej części testu). Wydaje mi się, że nikt nie miałby za złe dołożenie dwóch czy trzech gramów wagi do tych elementów a znacznie ułatwiłoby to montaż bloków w plastykowych podeszwach.
Na bieżąco będę Was informował w komentarzach jak dalej sprawuje się testowy sprzęt, najbardziej ciekawi mnie kiedy przetrą się „pręty” lub obudowa. Z ich obecnego stanu wnioskuję spokojne dojście do ok. 20000 km. Pożyjemy, zobaczymy.


Plusy:
- duża trwałość obudowy pedałów,
- bardzo dobre uszczelnienie,
- dosyć duża trwałość bloków,
- duża łatwość smarowania wnętrza pedałów,
- rekordowo niska waga za parę niezależnie od modelu (od 294 g w modelu Chrome do 185 gramów w modelu 3Ti),
- wszystkie elementy wykonane z nierdzewnych materiałów,
- ażurowa konstrukcja pedałów zapewniająca ogromną odporność na zapychanie się błotem,
- bajeczna łatwość wpinania,
- 3 sposoby wpinania,
- praktycznie niemożliwe powstanie luzów na mechanizmach zatrzaskowych,
- duża odporność ma uszkodzenia mechaniczne,
- 2-letnia gwarancja,
- bardzo duża powierzchnia styku buta z pedałami,
- czadowy i niepowtarzalny wygląd,
- nowatorstwo i prostota konstrukcji (tylko 13 części!),
- z blokami dostajemy zapasową śrubkę,
- możliwość wyboru 15- lub 20-stopniowego luzu wypięcia,
- dzięki 6-stopniowemu luzowi stóp kolana są lepiej chronione niż w SPD’kach,
- bardzo dobre podparcie stóp z każdej strony (stopy nie kołyszą się na boki),
- każda część możliwa do kupienia u dystrybutora,
- tanie części zamienne.


Minusy:
- rozebranie pedałów na czynniki pierwsze możliwe tylko przy użyciu specjalnych narzędzi,
- brak awaryjnego wypinania butów,
- brak regulacji naprężenia sprężyny (ważne pewnie tylko dla niektórych użytkowników),
- sprężyna jest za mocna zwłaszcza dla lżejszych rowerzystów,
- śruby do przykręcenia bloków powinny być dłuższe,
- pręty pedałów robią znaczne wyżłobienia w podeszwie butów, które w dłuższym okresie czasu być może trwale uszkodzą zwłaszcza gumowe podeszwy,
- konstruktorzy zapomnieli o podłożeniu na zaślepkę specjalnej masy zapobiegającej odkręcaniu się,
- wysoka cena zwłaszcza modeli tytanowych.





Podsumowanie:
Nic się nie zmieniło od ostatniego razu, czyli nadal uważam „ubijaki” za zakup najlepszy z możliwych pod kątem startów w XC i maratonach (w zależności od wersji) – są bardzo lekkie, odporne na zapychanie błotem i trwałe. Produkt braci Crank jest jednym z bardziej cenionych części moich rowerów i ustawiam je zaraz po ramach, amortyzatorze i hamulcach tarczowych. Generalnie „ubijaki” są świetne i chyba przez długi czas nie wymienię ich na nic innego, bo już teraz planuję zakup drugiego kompletu, który będę zajeżdżał w treningówce w czasie następnej zimy.

Ze względu na dosyć wysoką cenę na pewno nie znajdziemy „ubijaków” w rowerkach za 200 złotych kupionych w hipermarketach. To jest profesjonalny sprzęt do profesjonalnego (lub przynajmniej zaawansowanego) ścigania się i znakomicie się sprawdza w tych zastosowaniach. Najlepszą rekomendacją jest to, że „ubijaków” używają zawodowcy na całym Świecie a w Polsce modelu 3Ti używa cały team PZU Lotto włącznie z naszymi najlepszymi paniami: Anną Szafraniec, Mają Włoszczowską i Magdą Sadłecką.

Po pochwałach należy się też trochę uwag negatywnych. Po pierwsze mimo w pełni profesjonalnego charakteru tego sprzętu zabrakło możliwości awaryjnego wypinania się. Mnie osobiście to nie robi różnicy, ale ktoś mógłby się obrazić, że o tym nie wspomniałem. Poza tym trochę irytujące może być ciągłe dokręcanie zaślepek, ale z tym można sobie łatwo poradzić. Pojawia się tylko pytanie: dlaczego producent o to nie zadbał? Przecież rowerzysta nie doglądający swojego sprzętu może pewnego dnia wrócić do domu bez zaślepki i w ten sposób narażać wnętrze drogiego przecież sprzętu na działanie wody czy zanieczyszczeń.

A czy opłaca się wydać ponad 500 złotych za model S? A może lepiej kupić model Chrome, który obecnie kosztuje ok. 340 złotych? To zostawiam do oceny Wam a ja powiem tylko, że zanim dostałem je do testu poważnie się nad nimi zastanawiałem i jakoś nie miałem ochoty wydawania takiej gotówki. Wtedy stawiałem raczej na sprawdzone TIME’y za 300-400 złotych, no ale wtedy mało kto jeździł na „ubijakach” i nie słyszałem „z pierwszej ręki” żadnego zdania na ich temat a osobiście nigdy nie słucham żadnych plotek. Jednak dzisiaj jest zupełnie inaczej i po roku jazdy na „ubijakach” biorę je od ręki bez chwili zastanowienia.

Redakcja wortalu BikeWorld bardzo dziękuje za dostarczenie sprzętu do testu firmie 7ANNA - dystrybutorowi na Polskę firm: Lizard Skins, Nokian, Hope, Crank Bros., North Shore, Sun Rims i Pedro’s.

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj