Test: Zestaw do konwersji kół na tubeless od Orange

Sprawdź produkty Orange do konwersji kół na system bezdętkowy. Testujemy uszczelniacze: Tubeless Sealant i Endurance Tubeless Sealant, a także taśmę oraz wentyle Orange.

Drukuj
Orange Michał Kuczyński

Ekologiczny i bezpieczny dla kół skład chemiczny uszczelniaczy Orange czyni z nich produkty warte uwagi. Konwersja kół i bliższe poznanie płynu pozwala dostrzec też kolejne zalety. Orange pojeździł z nami tej zimy i mamy już swoją opinię na jego temat.

Pierwszy kontakt z uszczelniaczami Orange mieliśmy jesienią 2019 roku podczas jednych z krajowych targów rowerowych - to tam spotkaliśmy przedstawiciela amerykańskiej marki, który też nieco o nowym wówczas produkcie na naszym rynku opowiedział. Orange pochodzi ze stanu Teksas i mocno kładzie nacisk na to, aby skład ich uszczelniaczy był w pełni bezpieczny dla naszych komponentów. Przyszedł czas na konkrety i ekipa Poręby z Krakowa, która wzięła na swoje barki dystrybucję uszczelniaczy Orange, podesłała nam paczkę w pomarańczowych barwach - do testu otrzymaliśmy kompletny zestaw do przerobienia kół na tubeless firmy Orange. W skład zestawu weszły wentyle, taśma na obręcze oraz - najważniejsze - dwa płyny z oferty Orange, klasyczny uszczelniacz oraz wersja endurance, która dłużej zachowuje płynną konsystencję. 

Jak zwykle w przypadku produktów tego typu, test nie jest sprawą łatwą. Po pierwsze, ich działanie jest zależne również od naszych obręczy i opon. Po drugie, kwestie skuteczności zadziałania uszczelniacza bardzo często zależą od szczęścia i wypadkowych typu - wielkość i kształt dziury, miejsce wystąpienia, itp. Oczywiście pozostają też kwestie oczywiste i łatwe do zweryfikowania jak choćby wysychanie. Postaramy się więc prześliznąć przez najważniejsze aspekty i przekazać nasze doświadczenia oraz wnioski zebrane w trakcie jazdy z produktami Orange. 

 

 

Unboxing - dopracowany zestaw Orange

Zanim przystąpiliśmy do montażu pomarańczowego zestawu na nasze koła przyjrzeliśmy się dokładnie jego cechom. Od razu przyszło nam na myśl kilka uwag ,,na sucho”. Głównie pozytów, choć i minusy już na tym etapie udało nam się wychwycić.

Taśma to produkt dość standardowy, jest cienka i sztywna, choć wydaje się być nieco bardziej plastyczna niż produkty konkurencji. Generalnie nie ma to większego znaczenia, ale może delikatnie poprawić proces montażu. Klej nie jest zbyt mocny, podobnie jak w innych taśmach na rynku. Orange nie odbiega na tym polu od standardu, który znamy z wyrobów innych producentów. Fanów zbijania zbędnych gramów ucieszy jej masa. Podobnie jak wiele innych taśm z klejem, również Orange jest wyraźnie lżejsza niż opaski tubeless, które na rynku są lansowane przez niektórych producentów kół. Masa taśmy o szerokości 18 mm na jedno koło o średnicy 28” wynosi 5 gramów. 

 

 

Wentyle Orange to element na którym firma nie oszczędzała. W zestawie otrzymujemy dwa wysokiej klasy, bardzo lekkie wentyle oraz dwa typy gumek, które mają pasować do obręczy o różnych kształtach wewnętrznej strony - zarówno tych bardziej płaskich, jak i z głębszym rowkiem. Tego brakuje w wielu produktach konkurencji. Orange zadbał też o walory estetyczne. Jest na bogato, albowiem otrzymujemy nakrętki w wielu kolorach, które możemy dopasować do barw naszego roweru. Mała rzecz, a cieszy! Jest też kluczyk do wentyla. Jednym słowem - wszystko co potrzeba i jeszcze trochę. Wentyle zdecydowanie na plus.

 
 

 

Uszczelniacz, a w zasadzie dwa (używaliśmy wariantu klasycznego i endurance) to bez dwóch zdań najciekawszy produkt. Przede wszystkim mają dobry skład. Są nietoksyczne, a więc nieszkodliwe dla środowiska. Ich skład oparty jest na lateksie i nie ma w nim amoniaku. Dzięki temu płyn nie wchodzi w reakcję z nyplami lub szprychami i nie powoduje ich osłabienia. Mleczka z amoniakiem, które przedostają się gdzieś przez opaskę w stronę otworów potrafią w około dwa lata na tyle przeżreć nyple, że te zaczynają pękać poddawane normalnym obciążeniom występującym w trakcie jazdy. Podobnie z oponami - niektóre marki podają, że amoniak znacznie osłabia gumę i zmniejsza odporność na przebicia. Temat nypli mamy (niestety…) sprawdzony osobiście, w kwestię osłabienia ogumienia musimy uwierzyć ,,na słowo”. W tym przypadku natomiast cieszy, że Orange po prostu zwalnia nas z martwienia się o te sprawy - on w reakcje nie wchodzi.

 

 

Celowo wylaliśmy nieco płynu na gładką powierzchnię, aby lepiej się mu przyjrzeć. Ciecz jest raczej wodnista, powiedzmy, że gęstością można porównać ją do typowych uszczelniaczy jak NoTubes czy Trezado. Płyn wydaje się stawiać mały opór i dość łatwo (szybko) porusza się po powierzchni. Czy to dobrze? Nie wiemy, to trochę jak wróżenie z fusów, bo gęsty płyn może zwiastować lepsze zalepianie dziur, a wodnisty szybsze spływanie do przebicia. Dochodzimy jednak do sedna, bo ,,płynne mleko” to jedynie część składu uszczelniaczy Orange. Wśród tej ,,szybkiej” cieczy o mleczno-kakaowej barwie pływają różnej wielkości cząsteczki gumowego tworzywa. Ono porusza się oczywiście dużo wolniej, bo cząsteczki są cięższe i stawiają opór. Ich rozmiar sugeruje jednak, że mogą być bardzo skuteczne w łataniu większych dziur. Skład mleka Orange wydaje się być mocno dopracowany, a producent dodatkowo obiecuje, że można go używać nie tylko do opon, ale również dętek i szytek. 

Instalacja

 
 

 

Samo przygotowanie obręczy przebiega dość standardowo. Najpierw odtłuszczamy felgi - przy okazji dziękujemy firmie, że dostarczyła w zestawie szmatki do odtłuszczenia. Następnie naklejamy taśmę. Niespodzianek nie ma, chociaż trzeba ją dość mocno dociskać, aby klej pewnie chwycił się powierzchni. Wkładamy wentyle, montujemy opony i można wlewać płyn. Aplikator dostarczony w zestawie działa bardzo dobrze i bez problemu można nalać Orange przez wentyle bez rozlewania. Zwróćcie uwagę na patyczek, który wsunięty jest do aplikatora - to bardzo przydatny element. Jest to bagnet, który można wsunąć co kilka miesięcy przez wykręcony wentyl do wnętrza opony i sprawdzić jaki jest poziom mleka. Proste i skuteczne rozwiązanie, które nie wymaga ściągania rantu opony i rozszczelniania ogumienia. Proste i skuteczne. Jedyne czego zabrakło to podziałki na butelce. Obecnie albo zalewamy intuicyjnie, albo wylewamy mleko do osobnego naczynia, wlewamy do butelki Orange pożądaną ilość i dopiero wtryskujemy całość do opony. Można powiedzieć, że się czepiamy, ale zwyczajnie ułatwiłoby to nam życie.

 

 

 

Uszczelnianie i trzymanie ciśnienia

Samo wstrzelenie się na obręcz to raczej sprawa współpracy na linii felga - opona, natomiast za szybkie i pewne uszczelnienie odpowiada już mleko. Orange zadziałał tu świetnie. Celowo do identycznych kół zastosowaliśmy oba uszczelniacze. Do jednego trafił Orange Tubeless Sealant, do drugiego Orange Endurance Tubeless Sealant. Oba perfekcyjnie uszczelniły mikropory w oponach. Generalnie wystarczyło standardowe potrząsanie i pokręcenie kołami, aby system stał się szczelny. Po montażu rower stał 4 dni w bezruchu - ubytek po tym przestoju był minimalny. Około 10% - mimo braku pierwszej jazdy! Wypad w teren dodatkowo poprawił stopień uszczelnienia i do momentu pisania tekstu koła z gravelowymi oponami wymagały symbolicznego dopompowania raz w tygodniu. 

Orange Tubeless Sealant

 

 

Klasyczny uszczelniacz ze stajni Orange to produkt o najlepszych właściwościach zaklejających dziury (spośród 3 dostępnych w ofercie mleczek). Radzi sobie wg danych producenta z przebiciami o większej średnicy, niż da radę zakleić wariant endurance. Jego cykl życia wynosi 30-45 dni i działa w minimalnej temperaturze do -11 stopni Celsjusza. Nam nie zdarzyło się jeździć przy mniej niż -8. Po 30 dniach w kole w porównaniu do wariantu Endurance wcale nie wyschło go znacznie więcej. Różnica była minimalna. To pewnie zasługa chłodnej pory roku, ale faktem jest, że miesiąc nie zrobił na nim wrażenia. Nie ma też mowy o żadnym poceniu się, czy powstawaniu mokrych plam na oponie. Nie widać śladów odparowywania. Obecnie Tubeless Sealant mamy już w użyciu około 45 dni i nadal wszystko działa bardzo dobrze. Czas na to, co najważniejsze - skuteczność na małe przebicia mamy sprawdzoną. Zdarzyły nam się małe rozcięcia od drobinek szkła, które uszczelniły się szybko i pewnie, natomiast nie wiemy więcej na temat zdolności do łatania większych rozcięć. Takowe nam się póki co nie przydarzyły... Jeśli coś się pojawi, damy znać w komentarzu pod artykułem.

Orange Endurance Tubeless Sealant

 

 

Mleko o większej żywotności ma wg producenta nieco gorsze zdolności do łatania i radzi sobie też z przebiciami o mniejszej średnicy, ale za to wysycha 2 do 3 razy wolniej, niż wariant standardowy. Dodatkowo działa w niższej temperaturze - nawet do -18 stopni Celsjusza. Wariant Endurance przez 1,5 miesiąca w kole nie wysechł w ogóle, a jego skuteczność mamy sprawdzoną jedynie w starciu z kolcami akacji - dziurę o średnicy około 2 mm załatał bezproblemowo i trwale. Jeśli pojawią się kolejne defekty/udane naprawy, damy znać w komentarzach. Pozostałe obserwacje pokrywają się z wnioskami z używania standardowego Orange’a. Ciśnienie utrzymuje bardzo dobrze, nie poci się, nie paruje. Jest po prostu tak, jak być powinno - bezproblemowo. Masa obu uszczelniaczy wynosi około 1 g na 1 ml.

Ceny:

  • Taśma 11 m x 18 mm - 69 zł
  • Wentyle - 2 szt. - 119 zł
  • Tubeless Sealant 273 ml - 69 zł
  • Endurance Tubeless Sealant 273 ml - 79 zł

Strona dystrybutora: www.porebarowery.pl