Jeszcze kilka lat temu w Polsce nie było chyba bardziej znanej firmy niż niemiecka MAGURA. Teraz mamy trochę inne czasy (w końcu XXI wiek) i hamulce hydrauliczne serii HS nie są już żadnym dziwolągiem i sprzętem podwyższającym współczynnik czadu rowerka swoim (najlepiej) żółtym kolorem. Nastała wreszcie era tarczówek i teraz mamy już kilkanaście firm produkujących takowe hamulce. Jednak w 2000 roku, kiedy te tarczówki znalazły się w sprzedaży, mało było jeszcze rowerzystów z tarczówkami i równie mało firm je produkujących. Moje żółte Louise’y kupiłem w 2001 i jeszcze wtedy wzbudzały spore zainteresowanie. Wybrałem hamulce tej firmy, ponieważ wcześniej przez 3 lata jeździłem na hamulcach hydraulicznych HS-33 Race Line z ’97 roku i byłem maksymalnie z nich zadowolony. Tak więc zapraszam na test tarczówek kultowej firmy Magura.
Wstęp:
Tytuł jest taki a nie inny, ponieważ tarczówki Clara i Louise z 2000 roku miały wtedy jeszcze identyczne zaciski, przewody i cała konstrukcję, a różniły się tylko budową klamek. W Clarze korpus klamki był „plastikowy” a klameczka z aluminium. Cały system tłoka w klamce był dużo prostszy niż w Louise, było tam kupę taniego plastiku, kiepskie (czytaj tanie) uszczelnienie (znam to z autopsji, po prostu dramat) i brak regulacji odległości klamki od kierownicy. Natomiast w Louise korpus klamki był aluminiowy, a klameczka była z „plastiku”, w całej klamce użyto lepszych materiałów, można było już regulować odległość klamki od kierownicy, także uszczelnienie wraz z całym mechanizmem tłoka było dużo lepsze (mniej podatne na wycieki) i droższe.
Louise/Clara z 2000 roku są chyba najbardziej znane i według mnie najładniejsze ze wszystkich tarczówek Magury z ostatnich 3 lat. Wyjątkiem mogą tu być tylko tarczówki Marta, które wyglądają pięknie, są lekkie i niestety bardzo drogie, ale z powodu zastosowania oleju Magury na pewno odziedziczą one wady po pozostałych modelach tej firmy (o tym w teście).
Dane techniczne:
System typowy dla Magury w tamtych latach, czyli jednotłoczkowy i otwarty ze zbiorniczkiem wyrównawczym. Tarcza o wielkości 160 mm.Waga hamulca (zacisk, przewód, klamka, tarcza i śruby) na jedno koło, to ok. 440 gram. Już tutaj muszę dorzucić jedną z wad, jaką jest cena. Jak na 2002 rok i olbrzymią konkurencję ten hamulec nie powinien kosztować tych ponad 800 złotych na jedno koło !!! Dla porównania za moją nową (ma pół roku) tarczówkę HAYES DH Pro 2002 zapłaciłem 950 złotych (+ adapter, który można kupić za 70 złotych lub dorobić za piwo) a jest ona nieporównywalnie lepsza i jeszcze bardziej kultowa (zastosowanie też dużo cięższe, w końcu to DH). Jednak używane Louise’y z 2000 i 2001 roku można już kupić za 300-400 złotych (na jedno koło) nawet w bardzo dobrym stanie i według mnie są one godne polecenia bikerom rozpoczynającym swoją przygodę z tarczówkami i tym, którzy nie mają całej fury pieniędzy za zakup pierwszoligowych hamulców innych firm (np. HAYES i HOPE).
Test:
Komplet hamulców kupiłem w maju 2001 roku. Jeździłem na nich do maja 2002 roku (z zimowymi przerwami kiedy to zakładam V-brake-i) i w sumie przejechałem ok. 4000 km, z czego ok. 90 % po górach i bezdrożach (mało jeżdżę po asfalcie). Po takim dystansie klocki i tarcze nie wymagały wymiany, były jeszcze w zadowalającym stanie. Prawa klamka miała jakąś wadę fabryczną i właściwie od początku puszczała olej spod tłoczka. W związku z tym trochę popsuło się moje zadowolenie z tylnego hamulca. Jakiś czas jeździłem jeszcze z leciutko cieknącą klamką, aż w końcu wkurzyłem się i w razie czego oba hamulce oddałem do reklamacji (dobrze, że jest 5 lat gwarancji na klamki i zaciski!). Bardzo duże było moje zdziwienie kiedy po miesiącu (trochę długo) dostałem obie nowe klamki! Szkoda tylko, że tylny przewód został tak bardzo skrócony, że nie wystarczał już do mojego fulla. Swoją drogą nie wiem jak „zawodowi” serwisanci mogli zrobić coś takiego. Do zamontowania nowej oliwki wystarczy uciąć 1,5 cm kabla a nie 7 czy 10 cm! W każdym razie po intensywnych poszukiwaniach przewodu hamulcowego w całej Polsce (podobno importer miał jakieś problemy z ocleniem towaru na granicy i nie mógł dostarczyć żadnych części) kupiłem w końcu zbrojony przewód firmy JAGWIRE wraz ze wszystkimi końcówkami (za wszystko zapłaciłem 130 złotych).
Hamulce ogólnie spisywały się w porządku, nie miałem też wielkich problemów z ustawianiem klocków (nieruchomy klocek prawie zawsze lekko ociera o tarczę), na które od wieków narzekała znaczna większość posiadaczy jednotłokowych tarczówek Magury. Hamulce mają dużą siłę hamowania i niezłą modulację, ale to drugie jest niezłe tylko w suchych warunkach. Gdy warunki pogodowe zmienią się na cięższe (deszcz i błoto), to modulacja staje się lekko mówiąc słaba. Gdy tarcze i klocki porządnie upaćkają się błotem, to hamulec staję się bardzo ostry i trudny do kontrolowania. Osobiście wcześniej nie bardzo zwracałem na to uwagę, ale jak przesiadłem się na hamulec firmy HAYES z genialną modulacją w każdych warunkach, to stało się jasne, że nie powinno tak się dziać z hamulcem wartym tyle kasy. Tak więc użytkownik tych tarczówek musi pamiętać, że po pogorszeniu się warunków atmosferycznych należy używać ich bardzo rozważnie i delikatnie.
Jak już pisałem powyżej prawie wyłącznie jeżdżę po górach (mieszkam w fajnym miejscu w Bielsku-Białej, ok. 200 metrów od szlaków turystycznych) i już w tym miejscu muszę napisać o bardzo wielkiej wadzie tego hamulca związanej właśnie z moim jeżdżeniem po górach, która totalnie mnie (i pewnie każdego innego bikera) irytowała i wkurzała. Hamulce są strasznie mało odporne na temperaturę, bardzo często mocno się grzeją (zarówno tył jak i przód), przez co bardzo spada siła hamowania i hamulec zaczyna (dosłownie) wyć z bólu. Wystarczy wykonać tylko kilka nawet krótkich hamowań na szybkich i stromych zakrętach, żeby hamulec zaczął się palić. Wtedy nie ma innej możliwości jak zatrzymać się i odczekać, aż tarcze trochę się ochłodzą (i powrócą do normalnego koloru). Mogę się tylko domyślać (i być właściwie pewnym), że przyczyna tkwi w wentylacji tarczy (za mała wielkość otworów). Widocznie nie została ona zbyt dobrze przemyślana, wystarczy choćby spojrzeć na wielkie otwory wentylacyjne we wszystkich tarczach firmy HAYES, żeby od razu dostrzec różnice w tej materii. Zapewne wystarczyłoby tylko wymienić tarczę na większą (może firmy Grimeca?), żeby poradzić sobie z tym problemem.
Będąc już przy wadach (a trochę ich jest), to muszę wspomnieć o kolejnym bezsensie jakim jest sposób odpowietrzania hamulca. Poza tym, że trzeba wezwać drugą osobę do pomocy, kombinować (najlepiej) ze strzykawkami, przewodami i dorabianiem tulejki z gwintem pasującym do zacisku, to jeszcze na klamce znajduje się kretyński dekielek, który zakręca się 4 śrubkami na imbusa (Louise) lub klucz Torx (Clara). Oczywiście podczas zakładania i zakręcania tego dekielka olej leje nam się po całej klamce i rowerze. Dla porównania w tarczówkach firmy HAYES uchyla się małą klapkę (od frontu klamki) zakręcaną na jedną śrubkę i na pewno nic nam się z niej nie wyleje podczas jej zakręcania. Żeby tego było mało, to jeszcze bardzo łatwo można pochlapać sobie olejem klocki i tarcze (w Magurze oczywiście) i w ten sposób przedwcześnie zakończyć żywot klocków. Jeśli klocki zostaną porządnie zalane i nie zamoczone na czas w benzynie ekstrakcyjnej lub rozpuszczalniku, to już nigdy nie będą hamować jak dawniej i będą się nadawały tylko do wyrzucenia lub do zabawy w piaskownicy. Jeśli jednak udało się nam w przeciągu kilku godzin od „pechowego” i „przypadkowego” zalania klocki umieścić w w/w „płynach” (oczywiście tarczę także dokładnie przemywamy), to po kilku godzinnym moczeniu i później po paru ostrych hamowaniach wszystko powinno wrócić do normy.
Podsumowując, czynność odpowietrzania proponuje zostawić mechanikom z serwisu (ja zawsze tak robię). Kosztuje to ok. 100 złotych za komplet (olej, 2 „uszczelki” zaciskowe tzw. oliwki i robocizna), ale na pewno (jeśli mechanicy będą przeszkoleni) będzie to dobrze zrobione. Przy okazji spraw związanych z odpowietrzaniem proponuję przynajmniej raz w roku wymienić olej (to i tak musimy zrobić podczas odpowietrzania), ponieważ mniej więcej po takim czasie ulega on już dosyć dużemu zmętnieniu (robi się z niego żur) i znacznie pogarsza się jakość pracy hamulca (klamki i tłoczki w zaciskach dużo wolniej odbijają). Generalnie na obsługę kompletu hamulców trzeba przeznaczyć rocznie ok. 100 złotych na wymianę oleju 1 raz na 2 lata ok. 100 złotych na wymianę klocków (proponuję klocki firmy BBB, są tańsze i ostrzejsze niż seryjne). Jest to właściwie standard jeśli chodzi o hamulce tarczowe, chociaż tarczówki innych firm używające płynów hamulcowych DOT 3 lub DOT 4 nie wymagają ich wymiany co roku.
Na zakończenie napiszę jeszcze parę słów o sposobie, w jakim pożegnałem się z tymi tarczówkami. Otóż po przyzwyczajeniu się i całkowitym wyczuciu hamulca (tak było w moim przypadku) lub nie daj Boże po przetestowaniu lepszego hamulca w rowerze kolegi, u posiadacza tych Magur pojawia się dosyć znaczny niedosyt pod względem mocy lub znacznie częściej modulacji czy odporności na wysokie temperatury i wtedy zaczyna się szukanie lepszego hamulca. Ja bez wielkiego zastanawiania się nad porównywalnymi (też ze 160 mm tarczą) tarczówkami innych firm sięgnąłem od razu po duży kaliber, czyli HAYES DH Pro 2002 z 8 calową (200 mm) tarczą (wkrótce test na naszej stronie). Do mojego stylu jazdy (FR i ogólna eksploracja gór) ten hamulec pasuje wręcz idealnie i wreszcie nieporównywalnie trudniej jest go spalić (trzeba się bardzo „postarać” żeby to zrobić) niż Louise czy Clarę!
Plusy:
- 5 lat gwarancji na klamki i zaciski!
- niezła modulacja w suchych warunkach,
- dosyć duża (zupełnie wystarczająca do XC) siła hamowania,
- możliwość usuwania luzów na klamce (w przeciwieństwie choćby do tarczówek HAYES),
- zgodność z IS 2000 (patrz artykuł „Standardy mocowanie hamulców tarczowych”),
- prostota budowy,
- niezłe ceny używanych egzemplarzy z 2000 i 2001 roku,
- system otwarty ze zbiorniczkiem wyrównawczym,
- duża żywotność klocków i tarcz.
Minusy:
- tragiczna modulacja w ciężkich warunkach pogodowych (deszcz i błoto),
- bardzo mała odporność na przegrzewanie się,
- uciążliwe odpowietrzanie hamulca,
- bardzo trudny dostęp do części zapasowych (stan na rok 2002),
- stanowczo za wysoka cena nowego hamulca,
- przynajmniej raz w roku trzeba zmienić olej,
- brak systemu samoregulacji klocków,
- dla niektórych irytujące ustawianie klocków.
Podsumowanie:
Ten hamulec (mimo kilku dosyć znacznych wad) polecam głównie rowerzystom, którzy po raz pierwszy mają do czynienia z hamulcem tarczowym lub będą go używać tylko do XC. Hamulec jest prosty w obsłudze i bardzo bezpieczny do nauki choćby jeżdżenia na przednim kole (polecam taką zabawę, ale oczywiście zawsze z kaskiem na głowie). Zawsze trzeba jednak pamiętać, że w razie gwałtownej zmiany warunków pogodowych trzeba używać go bardzo rozważnie, czyli zawsze trzeba hamować ciut wcześniej i z wielkim wyczuciem.
Wielka szkoda, że nowy hamulec jest tak horrendalnie drogi. Jak na mój gust, to dawanie teraz za niego ponad 800 zł jest wyrzucaniem pieniędzy do kosza. I tak jest to dużo mniej niż nowe tarczówki HAYES czy HOPE, ale na pewno hamulce firm GRIMECA czy SRAM mogą swobodnie konkurować nie tylko ceną (SRAM po zmianie felernych klocków, przez które kiedyś tak źle wypadł w teście). Jedynym wyjściem na nie wydawanie takiej fury pieniędzy jest przywiezienie hamulców (samodzielnie lub przy pomocy handlarzy) prosto z Niemiec i dzięki temu (przy okazji promocji w niemieckich sklepach) zaoszczędzenie przynajmniej 200-300 złotych.
Test tarczówek MAGURA Louise/Clara 2000
<img src=zdjecia/sprzet/clara.jpg border=0 align=left vspace=5 hspace=5> Jeszcze kilka lat temu w Polsce nie było chyba bardziej znanej firmy niż niemiecka MAGURA. Teraz mamy trochę inne czasy (w końcu XXI wiek) i hamulce hydrauliczne serii HS nie są już żadnym dziwolągiem i sprzętem podwyższającym współczynnik czadu rowerka swoim (najlepiej) żółtym kolorem. Nastała wreszcie era tarczówek i teraz mamy już kilkanaście firm produkujących takowe hamulce. Jednak w 2000 roku, kiedy te tarczówki znalazły się w sprzedaży, mało było jeszcze rowerzystów z tarczówkami i równie mało firm je produkujących. Moje żółte Louisey kupiłem w 2001 i jeszcze wtedy wzbudzały spore zainteresowanie. Wybrałem hamulce tej firmy, ponieważ wcześniej przez 3 lata jeździłem na hamulcach hydraulicznych HS-33 Race Line z 97 roku i byłem maksymalnie z nich zadowolony. Tak więc zapraszam na test tarczówek kultowej firmy Magura