Velicke Pleso - wyjątkowy podjazd w Tatrach

Najpiękniejszy szosowy podjazd w Tatrach? Jedziemy trasą pod Velicke Pleso!

Drukuj
Szosowy podjazd pod Velicke Pleso Kamila Soczyńska

40 km od granicy polsko-słowackiej czeka nas niezliczona ilość serpentyn, alpejskie widoki i górski staw na szczycie - to Velicke Pleso - miejsce leżące na 1669 m n.p.m, do którego prowadzi 7 kilometrowy podjazd. Pozycja obowiązkowa dla każdego rodzimego szosowca!

Skąd pomysł?

Velicke Pleso, czyli tłumacząc na język polski Wielicki Staw, to górski staw położony w Dolinie Wielickiej w słowackiej części Tatr Wysokich. To między innymi stamtąd górscy turyści rozpoczynają dalszą część wędrówki na najwyższy szczyt Tatr, czyli Gerlach. Staw jest położony na wysokości 1669 m n.p.m i można pokusić się na stwierdzenie, że w dużym pomniejszeniu przypomina on nasze polskie Morskie Oko. Do stawu prowadzi 7-kilometrowy podjazd, który jest jednocześnie najwyżej położonym asfaltem dostępnym dla rowerzystów w Tatrach. Jego średnie nachylenie wynosi niemal 10%, więc przed jego pokonaniem należy się mocno zastanowić czy chcemy go pokonać rowerem szosowym… Mój rozsądek i obecna dyspozycja zmusiły mnie do pokonania podjazdu na rowerze górskim. Był to dobry wybór, zwłaszcza że ostatnie 2 km asfaltu są w dosyć kiepskim stanie. Jako bazę wypadową przyjęłam miejscowość Stary Smokowiec, która znajduje się zaledwie 40 km od granicy z Polską. Jeśli jednak ktoś chciałby rozpocząć jazdę wcześniej, to jak najbardziej są do tego warunki. Ruch samochodowy na drodze głównej, przynajmniej w środku tygodnia, był znikomy. Dodatkowo wzdłuż niej cały czas biegnie szutrowo-asfaltowy ciąg dla pieszych i rowerzystów, którym możemy bezpiecznie dojechać do podnóża podjazdu. Z ważnych informacji organizacyjnych dodam, że przed wjazdem na teren Słowacji konieczne jest zaświadczenie o szczepieniu COVID-19 lub negatywny test, jak również wypełnienie specjalnego formularza, który jest dostępny na stronie ministerstwa spraw zagranicznych. Spędziłam cały dzień na Słowacji i nie spotkałam się z żadną kontrolą, zarówno na granicy jak i wewnątrz kraju.

 

 
 

 

 

Przygoda czas start!

Swoją podróż rozpoczęliśmy w miejscowości Stary Smokowiec, skąd 5-cio kilometrowym szutrowym singlem biegnącym wzdłuż głównej szosy dotarliśmy do podnóża podjazdu. Słońce i przejrzysta pogoda zwiastowała, że widoczność w górach będzie bardzo dobra. Pierwsze co mnie miło zaskoczyło to kompletny brak turystów i wszechobecny spokój w miejscowościach turystycznych. Zjawisko mocno odmienne i kontrastujące z klimatem, jaki można spotkać w polskiej części Tatr. Niemniej jednak baza noclegowa i gastronomiczna, z tego co widziałam, jest tam bardzo bogata. Po kilku kilometrach płaskiego dojazdu znajdujemy się u podnóża podjazdu. Trzeba się mocniej skupić aby skręcić w odpowiednim momencie. To jednak nie Polska i nie ma tu krzyczących znaków i drogowskazów, jak w przypadku naszych atrakcji turystycznych. Szybkie upewnienie się czy to na pewno ten podjazd i rozpoczynamy wspinaczkę. Na dole stoi szlaban, ale nikogo w pobliżu nie widzieliśmy więc myślę, że nie obowiązują tam żadne bilety potrzebne do wjazdu. W ogóle na długości całego podjazdu minęło nas raptem kilku spacerowiczów i zjeżdżających rowerzystów, oraz parę razy wyprzedziło nas auto dojeżdżające do hotelu górskiego nad Wielickim Stawem.

 

 
 

 

 

Pod tym względem komfort wspinaczki był naprawdę duży, ponieważ nie musieliśmy martwić się o swoje bezpieczeństwo i śmiało mogliśmy podziwiać widoki. Pierwsza część podjazdu zdecydowanie należała do tej stromszej. Przez pierwsze 2 km średnie nachylenie wynosi niemal 11%. W początkowej części podjazdu nie było jeszcze wybitnych miejsc widokowych, ponieważ trasa otoczona była lasem iglastym. W niższej partii gór znajdowały się miejsca, w których wichury powaliły wiele drzew. To właśnie tam można było zatrzymać się, aby obserwować okolicę i widniejący w oddali Poprad. Co jakiś czas nieśmiało wyłaniały się skalne szczyty Tatr. Robiło się również coraz chłodniej i bardziej wietrznie. Góry to jednak góry. Ostre powietrze dawało się we znaki nawet na podjeździe. Myślę, że czapeczka pod kask i kamizelka przeciwwiatrowa to tu zestaw obowiązkowy. 

 

 
 

 

 

Niedźwiadki i górski potok

Po pokonaniu kolejnych serpentyn dalszą podróż zaczął umilać płynący w dole przełęczy górski potok. Nastąpiły także kolejne stromsze fragmenty. Miejscami podjazd posiadał nawet 18% na długości 500 metrów. W takich momentach cieszyłam się, że na tę wspinaczkę wybrałam rower górski. W połowie trasy podjazd urozmaicony jest mostkiem i niewielkim górskim wodospadzikiem. W tym momencie kończy się niestety dobra nawierzchnia. Dalsze kilometry to już asfalt, na którym czas i trudne warunki atmosferyczne odcisnęły swoje piętno. Jesteśmy już na wysokości niemal 1500 m n.p.m. Chłodne powietrze coraz bardziej drapie po gardle, a wiatr przybiera na sile. Górskie szczyty, które do tej pory widzieliśmy co jakiś czas z oddali teraz wydają się być już naprawdę blisko. Zanim wyjechaliśmy ze strefy leśnej w kosodrzewinę robimy mały postój. Postój był naprawdę krótki, ponieważ nagle usłyszeliśmy głośne pomrukiwanie gdzieś w dolinie. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że ten głos należał do lokalnego niedźwiadka. Możliwe, że to były odgłosy innych zwierząt żyjących w Tatrach Wysokich. Jednak wyobraźnia wzięła górę i postanowiliśmy zakończyć postój szybciej niż zwykle. W końcu wyjechaliśmy z leśnej części trasy. Wjechaliśmy w wietrzną strefę kosodrzewiny i nareszcie mogliśmy cieszyć się nieustającym widokiem na skalne szczyty górskie. Ostatni kilometr to wietrzna wspinaczka w towarzystwie monumentalnych górskich ścian. Momentami w dole przełęczy było widać Poprad i jego nizinną już okolicę. 

 

 

 

 

Słowackie Morskie Oko

Po 7-kilometrowym podjeździe w końcu docieramy do celu. Podjeżdżamy pod hotel górski, niegdyś schronisko o nazwie Sliezky Dom i naszym oczom ukazuje się otoczony zewsząd skalnymi szczytami staw. Słoneczna pogoda dodatkowo uwydatniła turkusową taflę wody. Jednym słowem krajobraz jak z bajki. Wielicki Staw znajduje się na wysokości 1669 m n.p.m. Dalej za nim widnieje wodospad, czyli Wielicka Siklawa. Pierwsze skojarzenie ze stawem to nasze polskie Morskie Oko, tylko w znacznym pomniejszeniu i bez tłoku turystów. Nawet nieprzyjemny, chłodny wiatr nie przeszkodził cieszyć się tym wspaniałym widokiem. Na zmarzluchów w tamtejszym hotelu górskim czeka ratunek w postaci ciepłej herbaty lub innych dobroci. Po nacieszeniu się widokami pora na zasłużony zjazd. Podjazd zajął nam  blisko półtorej godziny. Była to jednak jazda z licznymi postojami, podczas których zachwycałam się widokami, więc na pewno nie sugerowałabym się czasem mojego przejazdu. Czasy na segmencie na Stravie powinny być dużo bardziej miarodajne. Zjazd natomiast zajął nam około 10 minut. 

 

 

 

 

Warto tu wpaść...

Velicke Pleso to miejsce, które powinien odwiedzić każdy pasjonat kolarstwa. Ta mała namiastka alpejskich widoków oddalona o 40 km od granicy jest naprawdę atrakcyjnym kierunkiem na krótki, zagraniczny wyjazd w góry. Podjazd pomimo tego, że jest stromy rekompensuje nam swoje trudy pięknymi widokami. Warto jednak mieć na uwadze, że są to wysokie góry i zarówno rower, jak i nasz ekwipunek powinien być odpowiednio przygotowany na taki wyjazd. Sprawne hamulce i cieplejsza odzież to potrzebne minimum, aby bezpiecznie i komfortowo przejechać tę trasę. Podczas naszej podróży pogoda była naprawdę łaskawa. Mieliśmy duże szczęście. Podobno już kolejnego dnia w Tatrach pojawił się śnieg.