Góry Świętokrzyskie na rowerze i od kuchni

Jednodniowa wycieczka szosowa po Górach Świętokrzystkich - sprawdź, co można tam zobaczyć!

Drukuj
Góry Świętokrzyskie na rowerze Karol Lesisz

Stare sklepy monopolowe, pasące się przy drogach krowy i wszechobecny, momentami wręcz dziwny spokój – tak w dużym skrócie można opisać to, co nas czeka na świętokrzyskiej prowincji. Świat jednak idzie do przodu i nie wiadomo, jak długo będzie można cieszyć się tą wiejską sielanką - dlatego polecam zajrzeć tu możliwie szybko.

Większość osób kojarzy świętokrzyskie z klasztorem na Świętym Krzyżu, czarownicami na Łysicy i tym, że delikatnie mówiąc tutaj mocno wieje. Oczywiście, to wszystko wlicza się w skład atrakcji województwa świętokrzyskiego, ale są to jedynie te z najbardziej znanych. To tak jakby powiedzieć, że w Krakowie do zobaczenia jest tylko Zamek na Wawelu i nic więcej. Prawdziwa przygoda zaczyna się jednak w miejscach, o których nie przeczytamy w najpopularniejszych przewodnikach turystycznych. I taki też był zamysł, gdy planowałam tę niby zwykłą weekendową trasę. Chciałam odwiedzić te wszystkie zapomniane przez czas wsie, a najbardziej popularne miejsca zobaczyć z trochę innej perspektywy. Tak właśnie od kuchni. Towarzystwo w gotowości, pogoda jak na zamówienie i ruszyliśmy w drogę.

Wspólnie rozpoczęliśmy z miejscowości Górno u podnóża Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Górno było jedynie naszym miejscem zbiórki. Jako bazę wypadową zdecydowanie lepiej wybrać miejscowości z większym zapleczem w postaci parkingu i sklepów. Jednak jeśli chcemy startować z tego miejsca, pobliska stacja benzynowa powinna również spełnić zadanie ewentualnego miejsca wypadowego. 

Zaczęliśmy od świętokrzyskiej klasyki…

Wybiła godzina 10:00. Wszyscy już na miejscu. Humory dopisują, choć profil wysokościowy trasy wskazuje, że jednak trochę zaboli. Temperatura już powoli dochodzi do 30 stopni Celsjusza. Nic tylko się cieszyć, więc ruszamy. Już na 5 kilometrze czeka na nas 2,5 kilometra pod górę pod jeden z najsłynniejszych podjazdów świętokrzyskich kolarzy, czyli Krajno. Na szczycie czeka nagroda w postaci tarasu widokowego, z którego możemy zobaczyć Pasmo Klonowskie i pobliskie wioski. Po prawej stronie z kolei widnieje Łysica, czyli najbardziej popularny i do niedawna uważany za najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Zaraz za tarasem widokowym wjeżdżamy na teren parku narodowego. Kilka kilometrów orzeźwiającego zjazdu przez las w taką pogodę było zbawienne. Po drodze mijamy miejscowość o nazwie Święta Katarzyna. Wszyscy znaliśmy ją bardzo dobrze z codziennych treningów, więc bez zatrzymywania się jechaliśmy dalej nowo powstałą ścieżką rowerową w kierunku Bodzentyna. Jeśli jednak ktoś przejeżdża przez Świętą Katarzynę po raz pierwszy, to warto zatrzymać się na coś słodkiego i uzupełnić kalorie. W miasteczku jest kilka punktów gastronomicznych i budek z lodami. Niestety przy weekendzie są one dosyć mocno oblegane przez turystów.

 

 

 

 

Kolejna większa miejscowość na trasie to wspomniany wcześniej Bodzentyn. To małe miasteczko, jednak warto zwrócić na nie uwagę gdyż ma swój urok. Z miejsc stricte turystycznych wartych do odwiedzenia są tam ruiny zamku oraz kościół św. Stanisława. My jednak nie wjeżdżamy w głąb miasteczka. Skręcamy w drogę wojewódzką biegnącą w stronę Nowej Słupi. Pomimo tego, że była sobota, ruch na drodze wojewódzkiej nie był uciążliwy i można było śmiało delektować się widokami. A było czym, bo po prawej stronie ukazywała się panorama na całe pasmo Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Po kilku kilometrach jazdy główną drogą skręcamy w lewo w miejscowość o nazwie Grabków. Odcinek od Grabkowa do Starego Bostowa to zwyczajna wiejska droga ze sporą ilością krótkich podjazdów. Niemniej jednak ten 5-cio kilometrowy odcinek ma spory potencjał widokowy. Jadąc tym fragmentem cały czas towarzyszyła nam przepiękna panorama na pasmo Gór Świętokrzyskich z wisienką na torcie, czyli klasztorem na Świętym Krzyżu. Natomiast pasące się w oddali krowy zapowiadały to co na nas czekało, czyli spokój i wiejską sielankę.

 

 

 

 

Wsi spokojna, wsi wesoła

Fragment trasy dookoła Zalewu Wióry aż do Nowej Słupi to moim zdaniem prawdziwa kwintesencja polskiej wsi. Objazd Zalewu Wióry z metą w Nowej Słupi to blisko pięćdziesięcio kilometrowa runda usłana krótkimi, sztywnymi podjazdami. Fragment mocno interwałowy, na którym nikt nie będzie się nudził. To wszystko pośród sadów pełnych dojrzałych wiśni, pól mieniącej się na złoto pszenicy i pasących się krów. Trafiliśmy idealnie, bo na trasie pojawiło się już kilka gotowych do działania kombajnów. Na szczęście zdążyliśmy i dzięki temu momentami można było poczuć się jak na Safari. Ukształtowanie terenu kilka razy zaskoczyło nas również klimatycznymi wąwozami. Jednymi z ciekawszych miejscowości, w których ,,czas się zatrzymał” i można było mocno poczuć klimat świętokrzyskiej wsi to m.in Pokrzywnica. To malutka wioska leżąca tuż nad Zalewem Wióry, w której znajduje się charakterystyczny, zabytkowy spichlerz oraz stary park dworski. 

Po kilkunastu kilometrach brodzenia między polami pszenicy i wiśniowymi sadami docieramy nad Zaporę Wióry, gdzie robimy sobie mały odpoczynek. Nie jest to zapora porównywalna przykładowo do tej nad Soliną, niemniej jednak też ma swój klimat i warto na niej przystanąć. Tym bardziej, że widniejące w jej pobliżu pozostałości po przemyśle kamieniarskim tworzą całkiem ciekawy krajobraz. Po krótkim odpoczynku przejeżdżamy na drugą stronę. Tam znowu czekały na nas małe wioski i piękne pola. Po drodze odwiedzamy miejscowość o nazwie Włochy, gdzie oczywiście zdjęcie pod znakiem należy do zadań obowiązkowych. Przejeżdżamy przez stary, drewniany mosteczek i następnie mijając nieczynny już młyn dojeżdżamy do miejscowości Grzegorzowice. Warto odwiedzić tam zabytkowy kościół z zachowaną rotundą z czasów romańskich. Wioska liczy raptem kilka gospodarstw, kościół, plebanię i opuszczone, kamienne budynki. Miejsce dla koneserów zapomnianych miejsc.

Z Grzegorzowic wspinamy się niedawno powstałą drogą w stronę Pokrzywianki (nie mylić z oddaloną o około 5 km Pokrzywnicą). Jednak żeby tam dojechać trzeba się wspiąć około półtora kilometrowym lecz łagodnym podjazdem. Podjazd jest za to bardzo przyjemny, gdyż jadąc nim możemy podziwiać klasztor na Świętym Krzyżu oraz rozległe Pasmo Jeleniowskie. Moim zdaniem był to jeden z najbardziej malowniczych fragmentów trasy. Po prostu chciałoby się tam zatrzymać, usiąść na kocu i podziwiać. W takich miejscach wszystko wydaje się banalne proste..

 

 

 

 

Nie obyło się bez lodów…

Po kilku kilometrach jazdy po malowniczych hopkach docieramy do miasteczka o nazwie Nowa Słupia u podnóża Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Po blisko pięćdziesięciu kilometrach jazdy prowincjonalnymi dróżkami można poczuć duży przeskok w natężeniu ruchu. Wyprzedziło nas wtedy raptem kilkanaście samochodów, a tu nagle droga wojewódzka i stary PKS Ostrowiec Świętokrzyski. Duży przeskok. Wracając do atrakcji Nowej Słupi - miasteczko znane jest z pysznych lodów, a my mamy już 80 km w nogach, więc uzupełnienie kalorii jak najbardziej się przyda. Zatrzymujemy się w lodziarni ,,Tradycja”, a nasz odpoczynek umilają 2 sympatyczne koty. Dodatkowo znajdziemy tu kilka sklepów spożywczych więc można śmiało uzupełnić braki w bidonie i kieszonkach przed dalszą drogą. Tak też robimy, bo przed nami finałowe 40 km w kierunku Kielc. 

Lody zjedzone, koty wygłaskane - można jechać. Nogi jednak już dosyć ,,ciężkie”, co niezbyt dobrze zwiastuje przed czekającym nas ostatnim podjazdem pod miejscowość o nazwie Bartoszowiny. Około 1,5 km podjazdu Puszczą Świętokrzyską. Wspinaczka kończy się bardzo ładną panoramą na pobliskie pasma, a przy dobrej pogodzie ze szczytu widać Kielce. Na deser czeka na nas fajny zjazd w kierunku Bielin, czyli świętokrzyskiego zagłębia truskawek. Niestety sezon na truskawki dobiegł końca, więc nie było już czego podkraść. W Bielinach kończy się najbardziej widokowy i ciekawy fragment trasy. Reszta drogi to już jeżdżone wielokrotnie i znane na pamięć drogi. Chcąc zrobić pełną pętle z metą w miejscu naszego startu, czyli w Górnie, zalecałabym obrać drogę na Kakonin i Krajno. Będzie to zdecydowanie bardziej atrakcyjna widokowo wersja. Oczywiście jeśli ktoś ma siłę na kilka dodatkowych podjazdów.

Pytanie - dla kogo jest ta trasa i czy warto ją przejechać? Moim zdaniem jest to trasa dla każdego, kto lubi swojskie klimaty i ceni sobie spokojne, zapomniane przez świat miejscówki. Całość trasy z początkiem i końcem w Górnie wyniesie około 110 km z 1200m przewyższeń. Nie są to góry z prawdziwego zdarzenia, jednak nie umniejszałabym świętokrzyskim hopkom. Dają popalić. Podsumowując, jeśli ktoś ma dosyć jazdy non stop utartymi drogami lub po prostu chce na chwilę oddalić się od zgiełku miasta, to ta trasa będzie dla niego. Cytując klasyka - ,,będzie pan zadowolony”.

Link do Stravy: strava.com

Tekst: Kamila Soczyńska
Zdjęcia: Karol Lesisz