Całość jest bardzo ciekawa ze względu na swoją konstrukcję. Tak naprawdę trudno też jednoznacznie stwierdzić, podobnie jak w przypadku słynnej kury i jajka, co było pierwsze, koszulka, czy zbiornik? Sama koszulka jest uszyta z uwzględnieniem wszystkich zasad ergonomii, a materiał przepuszcza powietrze. Przy okazji odprowadza wilgoć, czyli pot, szybko też schnie. Jak to bywa w przypadku najnowocześniejszych materiałów i metod szycia, bielizna sama dopasowuje się do ciała. Firma zadbała o to, by Racebak dostępny był w czterech rozmiarach oraz w dwóch wariantach - damskim i męskim.
Najciekawsze rzeczy dzieją się z tyłu, gdzie znajduje się specjalna kieszeń, mieszcząca zbiornik na płyny, stabilizowany za pomocą konstrukcji koszulki. Od strony wewnętrznej materiał ma za zadanie chłodzenie pleców, od zewnętrznej natomiast ma izolować, tak by ciało nie miało wpływu na temperaturę zawartości zbiornika. Podobną rolę izolacyjną pełni specjalna osłona rurki wyprowadzonej ze zbiornika. Sama rurka zakończona jest w sposób typowy - zagryzanym ustnikiem Big Bite, z blokadą dźwigni HydroLock, zapobiegającą wyciekaniu płynu. Camelbak zapewnia, że Racebak może być używany na rowerze, podczas biegania, jak i uprawiania innych dyscyplin. Kieszeń mieści zbiornik o pojemności 2,1 litra; można go napełnić bez wyjmowania, wystarczy odkręcić dużą nakrętkę.
Dla zainteresowanych zapewne istotny będzie fakt, że Racebaka w tym sezonie używać będzie drużyna ProTour, Garmin-Slipstream. Koszt zakupu na rynku amerykańskim wynosi 90 USD, europejskim zaś 90 euro.
Przy wszystkich jego zaletach pozostaje jednak pytanie, czy sprzęt taki jest zgodny z przepisami UCI? Teoretycznie „garb” na plecach może obniżyć opory powietrza i podpadać pod przepisy mówiące o zakazie podobnych modyfikacji, dotyczące, oprócz samego roweru, także tego, co ma kolarz na sobie. Czy rzeczywiście tak jest, przekonamy się niedługo.
Info: camelbak.com
Dystrybutor: www.predman.com.pl