
Kryzys w sprzedaży rowerów górskich w USA - a notują taki przede wszystkim mniej znane marki - ma interesujący efekt uboczny. Niespodziewanie Amerykanie ponownie zaczęli objawiać zainteresowanie Europą, którą dotąd wyraźnie pogardzali z powodu przekonania, że ich własny rynek jest wystarczająco duży i chłonny. Jedną z takich firm jest Iron Horse, który był obecny w pięknym kraju nad Wisłą, ale... 10 lat temu.
Dekadę temu marek było trochę mniej, a wszystko, co dobre pochodziło ze Stanów. Stamtąd też trafiały do nas niekiedy sztywne rowery z "końskim” logo przypominającym Ferrari. Oj, było o czym marzyć... Potem firma jakby zapadła się pod ziemię. Czy na powrót nie jest jednak za późno?

System najlepszy na świecie?
Nie wiem dlaczego, ale często mam wrażenie, że wszyscy fachowcy od marketingu powtarzają tę samą mantrę, która nie przynosi żadnych rezultatów. Spece z Iron Horse oczywiście również twierdzą, że mają „najlepsze” zawieszenie rowerowe na świecie... ale co z pozostałymi firmami, które mają podobne „cuda”?


„Żelazny koń” chce osiągnąć sukces dzięki zawieszeniu DW-Link (DW to inicjały twórcy systemu Deave'a Weagle'a). DW-Link obok Iron Horse używany jest jeszcze w rowerach tylko dwóch marek: Independent Fabrication i Ibis. System należy do coraz szerszej rodziny zawieszeń z wirtualnym punktem obrotu, a najbardziej przypomina rozwiązanie... Maestro Gianta. Tu także sztywny i jednolity tylny trójkąt ramy połączony jest z głównym za pomocą dwóch par dodatkowych dźwigni. Tym samym tylne koło nie porusza się po łuku, tak jak ma to miejsce w jednozawiasowcach, lecz po ściśle określonej trasie. Ruch w trakcie ugięcia został obliczony w ten sposób, by zniwelować obciążenie zawieszenia, wynikające z siły, jaką wywiera masa rowerzysty w trakcie przyśpieszenia. Przypomnijmy - w tym przypadku siła ta działa do tyłu, ponieważ rower porusza się do przodu (wynika to z trzeciego prawa dynamiki Newtona). Jak podkreślają specjaliści Iron Horse, w innych rowerach do zniesienia tego obciążenia dodatkowo używa się podniesionego tłumienia w amortyzatorze tylnym, w przypadku sprzętu ich firmy wystarczy przemyślany system zawieszenia. Zapewniają, że niskie tłumienie pozwala uzyskać wysoką czułość amortyzacji i działanie w każdych warunkach. Oprócz zniwelowania obciążenia zadbano też o to, by w trakcie ugięcia zawieszenia nie dochodziło do szarpania pedałami. Postarano się, by odległość między osią środka suportu i tylnego koła, pozostawała stała. Zrealizowano to oczywiście także za pomocą zharmonizowania współczynników drogi, po jakiej porusza się tylne koło. Jest to zresztą zabieg charakterystyczny dla wszystkich systemów z wirtualnym punktem obrotu. Charakterystyka ugięcia zawieszenia zmienia się od lekko progresywnej po linearną, tak, by zachowując czułość, wykorzystywać maksymalny możliwy jego skok.

W system amortyzacji DW-Link wyposażone są cztery serie rowerów - zjazdowy Sunday DH (8 cali skoku), 7Point freeride'owe (7 cali skoku), all mountain MkIII (5 cali) i inspirowane XC Azure (4 cali). Więcej o rozwiązaniu na www.dw-link-com.
Przykład Iron Horse potwierdza jednocześnie, że to systemy zawieszeń typu Virtual Pivot Point (oryginał Santa Cruz i podobne), a nie same tłumiki zapobiegające „bujaniu się” roweru (z rozwiązaniami typu SPV Manitou, czy ProPedal Fox'a) stanowią dziś awangardę w rozwoju branży. Nawet jeśli modele Iron Horse nie są najlepszymi dostępnymi rowerami w ogóle, to należą do ścisłej czołówki. Kto choć raz używał roweru z podobnym zawieszeniem, ten wie, o co chodzi. Wygląda na to, że po decyzji Gianta, który zdecydował się na Maestro (działające na tej samej zasadzie), sukces rynkowy tej firmy jest już przesądzony. Giant ma przewagę nad Iron Horse - jest po prostu tańszy.
Iron Horse'a Sunday DH używa m.in. Sam Hill (nomen omen), który wygrał w sezonie 2005 dwie eliminacje Pucharu Świata w zjeździe, w Pila i w Schladming. Jest też aktualnym mistrzem USA. Niech te fakty świadczą same za siebie.
Info: www.ironhorsebikes.com
Katalog 2006 do pobrania:
https://www.ironhorsebikes.com/IH_Catalogue2006_FINAL.pdf