Jak przygotować sprzęt na maraton?

Drukuj

Maraton MTB to, w zależności od dystansu od dwóch do siedmiu godzin spędzonych w górach lub przynajmniej w trudno dostępnym terenie, w linii prostej kilkanaście kilometrów od startu/mety.

Złośliwość rzeczy martwych nie zna granic, więc w przypadku najdrobniejszych uchybień w przygotowaniu można się spodziewać tego, że zostaną one brutalnie wykorzystane przeciwko nam. Co więcej, nawet, jeśli sami w niczym nie zawinimy, może się przytrafić kraksa lub inne zdarzenie zupełnie losowe, chociażby najechanie na coś ostrego, co może spowodować przebicie dętki. Należy więc przygotować się może nie na wszelkie możliwe awarie i defekty, ale przynajmniej na te podstawowe i to zarówno poprzez zabranie ze sobą odpowiedniego ekwipunku jak i umiejętność sprawnego wyjścia z kryzysowej sytuacji.

Podstawowym wyposażeniem każdego maratończyka powinien być mniej więcej zestaw pierwszej potrzeby składający się z:
- dętki, a jeszcze lepiej dwóch, ewentualnie dwóch trzech łatek i kleju,
- dwóch łyżek do opon,
- skuwacza do łańcucha,
- podstawowych kluczy (imbusy 3,4,5, ewentualnie 6,8, mile widziane w postaci scyzoryka w skład którego wchodzi jeszcze śrubokręt),
- dwóch, trzech „zipów”,
- w przypadku szczególnie błotnistych warunków i zaplanowanego przejechania dużego dystansu – zapasowe klocki hamulcowe.

Oprócz narzędzi do przewiezienia mamy jeszcze dwa bidony lub bukłak na wodę oraz jedzenie, czyli kilka batonów i żeli energetycznych. Bardzo ważnym jest, jak to wszystko ze sobą zabrać tak, żeby było wygodnie i w razie potrzeby znajdowało się pod ręką. W tym miejscu nasuwa się pytanie „bidon czy camelback” i w dużej mierze od odpowiedzi na nie zależy, jak rozmieścić cały ekwipunek. Wybór ten jest mocno subiektywny, trudno też w tym wypadku wzorować się na zawodnikach, ponieważ jazda z niewielkim plecakiem wydaje się być bardziej popularna wśród czołówki maratończyków za oceanem (np. Tinker), natomiast w Europie dominuje opcja z dwoma bidonami. Jeśli zdecydujemy się na plecak, wtedy i picie i narzędzia znajdują miejsce właśnie tam, do kieszonek koszulki lub do bocznych kieszonek plecaka wkładamy tylko batony lub żele tak, aby były łatwo dostępne bez konieczności zdejmowania plecaka, zatrzymywania się itd. Plecak na maraton powinien być możliwie niewielki, mieścić powinien bukłak na wodę i wspomniane narzędzia, wskazane jest, aby miał dobrze wentylowane plecy a system nośny, oprócz tego, że maksymalnie stabilny powinien być również komfortowy. Pojemność większa niż 15l nie jest raczej potrzebna, nawet w przypadku zabrania ze sobą pelerynki przeciwdeszczowej.

Plecak ma jednak sporo wad – sam w sobie trochę waży, oprócz tego, jak dobrej wentylacji pleców by nie zapewniał i tak trochę grzeje plecy. Nie wszyscy także lubią jeździć z plecakiem. Wtedy pozostaje zabranie torebki podsiodłowej oraz rozmieszczenie pozostałego ekwipunku w kieszonkach koszulki i przy rowerze. Wybór dobrej torebki jest nie lada problemem. Nawet modele uznanych producentów lubią się luzować na trudnych technicznie odcinkach, po pewny czasie wszytko zaczyna się tłuc i można zgubić cały lub część ekwipunku. Są jednak na rynku takie, które zapewniają długą i pewna współpracę i, co ważne, niekoniecznie muszą kosztować fortunę. Warto zwrócić uwagę na takie elementy jak rozmiar (nie ma sensu kupować olbrzymiej sakwy, w której wszytko będzie się telepało), jakość zamka i przede wszystkim jakość szwów przy elementach mocujących torebkę do sztycy i siodła – to od tego zależy, czy zgubimy torebkę czy też nie oraz czy będzie się ona radośnie telepała na wybojach. Do torebki wkładamy dętkę i narzędzia (w miarę możliwości tak, by narzędzia nie kaleczyły dętki), drugą dętkę albo przyklejamy do sztycy lub ramy taśmą izolacyjną albo wraz z łyżkami chowamy do kieszonki koszulki. Tam też wkładamy nasz „prowiant” oraz pompkę, jeśli jest na tyle mała. Pompkę można także zamocować w uchwytach pod koszykiem na bidon, o ile mamy pewność, że stamtąd nie wypadnie (same plastikowe uchwyty nie zapewniają odpowiedniego trzymania pompki – konieczny jest dodatkowy rzep lub gumka). Będąc przy temacie koszulki: ważne, aby ciężar w kieszonkach rozłożyć równomiernie tak, aby żadna ze stron zbytnio nie ciążyła. Nie należy także do kieszonek upychać wszystkiego, co mamy – w takiej sytuacji obciążony tył koszulki będzie niepotrzebnie naciągał ją i przy nierozpiętym zamku będziemy skutecznie podduszani. Bidony oczywiście w koszyczkach, pewnie przykręconych i stabilnych.

Mniej więcej tak się ma sprawa ekwipunku na maraton. Pozostaje jeszcze kwestia samego roweru. Marzeniem większości maratończyków jest Cannonadale Scalpel lub inny tego typu efektowny sprzęt, jednak to, co producenci rowerów przedstawiają jako sprzęt do maratonów a to, czego używają zawodnicy i wreszcie to, czego potrzebuje „przeciętny maratończyk” to zupełnie różne rzeczy. Światowa prasa uparcie promuje lekkie rowery w pełni amortyzowane, wyposażone w hamulce tarczowe, przynajmniej na nowym Shimano Deore XT a najchętniej XTR i bezdętkowych Crossmaxach SL. Z kolei czołówka europejskich maratończyków konsekwentnie ściga się na bardzo lekkich hardtailach z V-brakami, zestawie przełożeń 2x9 oraz często korbach o długości 180m. Czego zatem potrzebuje osoba, która stając na starcie maratonu jest jednym z twórców czegoś, co nazywa się „impreza masowa”? Wiele zależy od priorytetów – nastawiając się na ściganie o czołowe lokaty faktycznie można spróbować wziąć przykład z zawodników, odkręcić najmniejszą zębatkę w korbach itd. Jednak czułbym się nie w porządku polecając sprzęt stricte zawodniczy wszystkim. Liczba zawodników z licencjami podczas zeszłorocznego cyklu Bikemarton ledwo przekroczyła 2%, liczba amatorów, którzy próbowali nawiązać z nimi rywalizację zapewne była podobna.

Pozostałe 95% uczestników nie poświęca większości swojego życia na treningi a mimo tego dla nich sprzęt jest równie ważny – wszak spędzają na trasie niejednokrotnie dwa razy więcej czasu niż „profi”. Najważniejszy, i to w przypadku każdego, jest stan techniczny roweru: wszytko wyregulowane i skręcone jak trzeba, napęd w dobrym stanie, dokładnie wyczyszczony i nasmarowany przed startem zgodnie ze wszytkami regułami, czyste i lekko działające linki i pancerze – powinno to zapewnić precyzyjną pracę napędu oraz uchronić przed zaciąganiem łańcucha po kilku godzinach jazdy, nowe klocki hamulcowe, wyczyszczone obręcze. Szczególną uwagę należy zwrócić na koła: opaski na obręczach, dętki i opony. Optymalną sytuacją jest założenie nowych dętek, opaski i opony nie musza być nowe, ważne, aby były w dobrym stanie. Co do wyboru ogumienia, trudno cokolwiek jednoznacznie polecić. Najlepiej, aby opony na przednim i tylnym kole stanowiły komplet, tzn. Pochodziły od tego samego producenta i były dedykowane do współpracy ze sobą. Zaleca się także stosowanie opon o sporej objętości – zapewnia to większy komfort, oraz zmniejsza ryzyko dobicia i przecięcia dętki. Bez względu na to, jakie opony ma się założone należy napompować je „na twardo”, czyli w górnym zakresie dopuszczalnego przez producenta ciśnienia - „snake bite” to zmora maratończyków a ustrzec przed nim może w największym stopniu właśnie odpowiednie ciśnienie w oponach.

Oprócz tego warto zwrócić uwagę na wygodne siodło, chwyty kierownicy amortyzujące część drgań oraz rogi, które pozwolą na zmianę chwytu a tym samym pozwolą odpocząć rękom.

Pozycja na rowerze powinna być zbliżona do tej znanej z wyścigów XC, z drobna poprawką na czas trwania maratonu – nie każdy jest w stanie wytrzymać pięć i więcej godzin oglądając swoje przednie koło od frontu. Swoją drogą warto zadbać o mięśnie grzbietu i nieco nad nimi popracować aby uniknąć sytuacji z nasilającym się bólem kręgosłupa. Ponieważ na maratonach raczej nie występują podjazdy tak strome jak na trasach cross – country, niekoniecznie potrzebny jest mostek z ujemnym wznosem – pewna doza komfortu jest całkiem wskazana. Podobną zasadę proponowałbym także do regulacji amortyzatorów, najlepiej jednak zastosować sprawdzone ustawienia tak amortyzacji jak i pozycji na rowerze – niewiele jest rzeczy, które mogą się bardziej przysłużyć osiągnięciu gorszego wyniku niż tego typu zmiana - „dziwne prowadzenie” roweru, nagły skurcz, to wszytko może wyniknąć ze zmian w ostatniej chwili.

Na koniec tych podstawowych informacji o przygotowaniu sprzętu dobra rada: wszystkich poważniejszych napraw oraz regulacji należy dokonywać na dwa dni przed maratonem. W razie problemów pozostaje jeszcze dzień czasu na sprawdzenie i ewentualne poprawki – nie ma nic gorszego niż nerwowe naprawy tuż przed startem. W przypływie dobrego nastroju można ewentualnie poćwiczyć szybkie zmienianie dętki (koniecznie pamiętając o tym, aby sprawdzić, co spowodowało przebicie – nie ma nic gorszego, niż po założeniu dętki dowiedzieć się, że powietrze nadal uchodzi), zakuwanie łańcucha (z wykuciem sworznia „na zewnątrz”) czy też regulację hamulców (przy szerokich oponach może się zdarzyć, że podczas zakładania/zdejmowania koła przesunie się klocek i będzie ocierał o oponę). W ostatniej chwili nie powinno się zmieniać pozycji mostka, bloków w butach itd. W takiej sytuacji najprawdopodobniej poruszona śruba odkręci się po kilku kilometrach. Jeśli wszystkie powyższe warunki zostaną spełnione nie pozostaje nic innego jak liczyć na to, że nie dosięgnie nas pech i dojechać szczęśliwie do mety.

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj