Spis treści:
Jeżdżenie na rowerze zimą potrafi być równie przyjemne co latem. Oczywiście pod warunkiem odpowiedniego przygotowania. I tu pojawiają się schody, bowiem okazuje się, że chłodna część roku jest dla kolarzy i rowerzystów po prostu uciążliwa. Lista rzeczy, w które warto się wyposażyć, o których trzeba pamiętać oraz o jakie musimy zadbać jest w tym okresie znacznie dłuższa, niż latem. Jedną z nich jest zadbanie o odpowiednie nawodnienie, co wcale nie jest takie proste, bo nawet transport picia bywa utrudniony przez jego zamarzanie… Pomimo to zachęcamy Was do wyjścia na dwór, bo zimowa sceneria oraz pustki panujące na wielu popularnych trasach są tego zwyczajnie warte! W tym artykule pomożemy Wam uporać się tematem napojów i podpowiemy, jakie sposoby sprawią, że Wasz izotonik, woda, czy inny ulubiony płyn będzie miał temperaturę odpowiednią do spożycia.
Pijemy tyle, ile zawsze!
Zanim przejdziemy do sposobów na przewożenie napojów, chcielibyśmy rozprawić się z popularnym mitem, jakoby zimą zapotrzebowanie na płyny było zmniejszone. To nieprawda! Oczywiście faktem jest, że w chłodne dni nie pocimy się tak samo, jak w upalne, ale nadal następuje proces parowania, który jest normalnym efektem wydzielania się ciepła, jakie towarzyszy każdej pracy fizycznej. Po prostu zimą nie leje się z nas pot tak, jak ma to miejsce latem, ale procesy w organizmie zachodzą takie same. Musimy więc pić, aby mieć siłę jechać na rowerze i tak samo musimy jeść, bo to nasze paliwo! Jeść trzeba nawet więcej, niż latem, ponieważ masa energii idzie na ogrzanie, ale nie o tym dziś! W kontekście płynów możecie – w zależności od intensywności jazdy – spożywać między 400 a 700 ml napojów na godzinę. Najlepiej, aby był to izotonik, ale równie dobrze może to być woda z miodem i szczyptą soli. Nie wchodzimy w szczegóły, po prostu pamiętajcie żeby pić!
Zwykły bidon się nie nadaje…
O ile jesienią, czy wiosną da się jeździć na rowerze korzystając z normalnego bidonu, o tyle zimą staje się to niemożliwe. Około zera stopni Celsjusza w środku zrobi nam się sorbet… a przy większych mrozach bryła lodu. Mało tego, nawet jeśli na dworze są +2 czy +5 stopni Celsjusza, to nie polecamy Wam pić chłodnego napoju ze zwykłego bidonu przewożonego w koszyku na ramie roweru. To nie jest zdrowe dla gardła, a ponadto wymaga od organizmu sporo energii, aby ten płyn rozgrzać i wchłonąć! Optymalna i zdrowa granica, kiedy można jeszcze ,,ogarnąć jazdę” na letnim bidonie to około +8 / +10 stopni Celsjusza. Wtedy ma to jeszcze sens. Zawsze można też ruszyć z nieco cieplejszym napojem (na bidonie zwykle jest podane, ile maksymalnie może wynosić temperatura płynu, aby go nie uszkodzić), dzięki temu przez pierwsze 60 minut jego temperatura będzie przyjemna, a dopiero potem picie zacznie się wychładzać…
Bidon termiczny
Pierwszym i najbardziej popularnym, a zarazem prostym i stosunkowo tanim sposobem na ciepłe picie jest wyposażenie się w bidon termiczny, czyli po prostu model z dodatkową izolacją. Taki produkt – na marginesie – ma tak naprawdę całoroczną funkcję, bowiem w upalne lato pozwoli uniknąć zbyt mocnego nagrzewania się naszego picia. Na rynku występuje cała masa bidonów termicznych. Lekko izolowane modele wykonane są z plastiku i wyglądają praktycznie tak samo, jak zwykłe bidony. Takie sprawdzają się w temperaturach około zera. Natomiast na prawdziwe mrozy lepsze są bidony wykonane z aluminium, które swoją konstrukcją przypominają bardziej termos. Wszystko zależy więc od tego, jak długą i ,,jak zimną” jazdę planujecie.
Niezależnie od tego, na jaki typ bidonu zimowego się zdecydujcie, warto zwrócić uwagę na ustnik. Często ten element nie posiada izolacji i zdarza się tak, że pomimo iż wewnątrz napój jest zdatny do picia to dziubek zamarznie i nie będzie dało się napić z bidonu bez odkręcania nakrętki… Mało tego, taki ustnik (nakrętka) pozbawiona izolacji to też słaby punkt w kontekście szybkiego wychładzania się napoju. Bądźcie więc czujni podczas zakupów, szczególnie jeśli planujecie wychodzić na dworze wyraźnie poniżej zera! Przy okazji ustnika możecie też zdecydować się na model z osłoną tego elementu – przeważnie w formie klapki na dzióbek. Do wycieczkowej jazdy, ewentualnie do jazdy w dużym błocie, może mieć to sens, jednak na intensywny trening osłona stanowi komplikację, która istotnie utrudnia wzięcie łyka. Ostatni element, na który trzeba zwrócić uwagę to kompatybilność z posiadanym koszykiem na bidon. Wprawdzie zwykle wymiary są standardowe i takie same, jak w przypadku letnich bidonów, natomiast warto być tu czujnym, bo spotkaliśmy się już z takimi problemami.
Bidon przewożony w kieszeni kolarskiej bluzy
Kolejną metodą na zapewnienie sobie napoju w komfortowej do spożycia temperaturze jest przewożenie bidonu w tylnej kieszeni kolarskiej bluzy lub kurtki. Można trzymać go w warstwie zewnętrznej, co stanowi niezły pomysł, ponieważ z automatu napój wolniej się wychładza z powodu braku ekspozycji na wiatr. Dodatkowo jest osłonięty materiałem kieszeni i lekko podgrzewamy przez nasze ciało, a przy tym wszystkim mamy do niego stosunkowo łatwy i ergonomiczny dostęp. Natomiast jeszcze lepszą opcją w obrębie tej metody jest patent stosowany przez kolarzy przed laty, czyli wkładanie bidonu do koszulki lub bluzy kolarskiej, założonej jako warstwa pośrednia pomiędzy bielizną, a zewnętrzną kurtką / bluzą. Wówczas izolacja jest naprawdę skuteczna, choć oczywiście sięganie po bidon mocno utrudnione. Da się tak jednak ,,przeżyć zimę”, choć w dobie bidonów termicznych nie polecamy się męczyć… Ewentualnie – gdy wybieracie się na długą jazdę – jest to dobry pomysł na zabranie drugiego bidonu i utrzymanie go w dość wysokiej temperaturze do momentu, gdy zrobicie podmianę butelek.
Plecak z bukłakiem + izolacja
Równie skuteczną opcją jest korzystanie zimą z plecaka lub nerki z bukłakiem. Gruby materiał, z którego wykonuje się te torby zwykle daje niezły efekt i można dość długo cieszyć się napojem w zdatnej do spożycia temperaturze. Różnice w tempie wychładzania się picia są jednak duże między poszczególnymi modelami. Wpływ na to ma nie tylko ich konstrukcja, ale również ilość przewożonego wewnątrz bagażu. Polecamy Wam zwrócić też uwagę na dodatkowe izolowane przegrody. Nie są one standardem, ale spotkaliśmy już na rynku plecaki, które mają specjalne termiczne kieszenie pozwalające utrzymać napój w bukłaku w pożądanej temperaturze. To przydaje się latem i zimą!
Jeśli Wasz plecak nie posiada takiej komory można też samodzielnie przygotować sobie izolacje dla bukłaka. Dobrze nadają się do tego torby spożywcze, które spotkacie na działach z mrożonkami w supermarketach. Mowa o tych, które służą do ,,dowiezienia” mrożonki do domu. Taką torbę docinamy pod wymiar swojego bukłaka i w prosty sposób możemy dłużej cieszyć się napojem w odpowiedniej temperaturze. Alternatywnie można owijać bukłak folią NRC lub jakimś innym dobrze izolującym, ale lekkim materiałem. Ostatnią sprawą jest pamiętanie o regularnym piciu przez rurkę, ponieważ ona – wraz ustnikiem – potrafi zamarzać, gdy przez dłuższy czas nie będziecie z niej korzystać podczas jazdy w ujemnej temperaturze otoczenia… Alternatywnie można wyposażyć się w większą kurtkę i wozić plecak pod spodem, choć to nie do końca wygodny patent.
Termos nie jest zły!
Nie każdy jest sportowcem, dlatego jeśli kręcicie wycieczkowo niezłym pomysłem jest korzystanie z klasycznego turystycznego termosu. Jest masa osób, które regularnie stają pooglądać widoki, zrobić zdjęcie, czy po prostu złapać oddech. Dla takich rowerzystów całkiem rozsądnym rozwiązaniem jest zabranie do plecaka, sakwy, czy kieszeni zwykłego termosu. Napicie się oczywiście wymaga zatrzymania, ale tak również można zadbać o odpowiednie nawodnienie. Klucz to dopasować rozwiązanie do swoich potrzeb i stylu jazdy!
Obserwuj nas w wiadomościach google: Bikeworld.pl

