Znamy się jak dwa łyse konie

Drukuj

Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski to duet, obok którego nie można przejść obojętnie. Żywiołowe komentarze wyścigów szosowych oraz biathlonu od dziesięciu lat rozpalają serca kibiców. W jaki sposób dziennikarze pracują ze sobą na co dzień?

Czy lubicie Panowie ze sobą pracować?
Tomasz Jaroński: Oczywiście. Kochamy się jak stare, dobre małżeństwo. Jak mamy przerwę, to wprost tęsknimy do wspólnego gadania.
Krzysztof Wyrzykowski: Pracujemy razem od blisko dziesięciu lat i nie da się ukryć, że lubimy tę robotę. Powiem tak... kiedy spędzamy razem siedem godzin transmisji, to bywa ciężko, bo juz nie możemy siebie słuchać, ale nazajutrz wszystko zaczyna się od początku, nie możemy się doczekać początku kolejnej transmisji.


A czy wyobrażacie sobie pracę solo, bez partnera do komentowania relacji?
Tomasz Jaroński: Czasami tak bywa, cóż trzeba pracować, choć na pewno taka relacja jest uboższa. Nie ma z kim pożartować.
Krzysztof Wyrzykowski: Kiedyś pracowaliśmy solo, dziś też się zdarza (zwłaszcza Tomkowi), że jest w "dziupli" osamotniony, w przyszłości też tak będzie, ale zdecydowanie wolę pracę w tandemie. Wyłącznie naszym! Znamy się jak dwa łyse konie. Przepraszam, jeden łysawy, a drugi kędzierzawy...


 


Jak znosicie trudy wielogodzinnych relacji? Czy staracie się na bieżąco wymyślać kolejne tematy do rozmowy czy raczej odbywa się to spontanicznie?
Tomasz Jaroński: Tematy pojawiają się spontanicznie, nigdy nic nie szykujemy, na ogół związane jest to z sytuacją na trasie. Komentowanie przez tak długi czas nie jest łatwe. Choćby jedzenie czy sprawy fizjologii. Paradoksalnie wygodniej tak długie relacje „robić” ze studia Eurosportu w Warszawie, gdzie pod ręką są wszystkie potrzebne rzeczy – drukarka, komputery no i toaleta. W relacjach prowadzonych „on side” może przeszkadzać np. słońce walące prosto w oczy. Taką sytuację mieliśmy podczas MŚ w Madrycie.
Krzysztof Wyrzykowski: Mamy szereg specjalnych trików, ale to musi pozostać naszą tajemnicą. Czasami jest ciężko, zwłaszcza kiedy transmisje rozpoczynają się jeszcze przed startem do długiego, górskiego etapu. Ja te longiery znoszę coraz trudniej, bo tam mało jest ciekawych rzeczy przez 3/4 etapu. A siedzieć i mówić z sensem, trzeba. Dobrze, że Tomek jest zakochany w swoim (w sumie fajnym) głosie i że bierze na siebie większą część gadania. Publicznie mu za to dziękuję.


Podczas oglądania wyścigów kibice niejednokrotnie słyszą o tajemniczym notatniku (czy też "kajeciku"), w którym zawarte są materiały pomagające w relacji. Co powinno się znaleźć w takim zestawieniu?
Tomasz Jaroński: Jak najwięcej informacji, po które można błyskawicznie sięgnąć, No, ale zeszyt A4 to tajemnica Krzysztofa.
Krzysztof Wyrzykowski: Wszyscy mnie pytają o mój zeszyt A4. On oczywiście istnieje, jest nawet pilnie uzupełniany. To takie moje dawne przyzwyczajenie. Kiedy nie było internetu i wszelkich innych udogodnień (niestety często z wyłączeniem głowy), prowadziłem zeszyty do poszczególnych transmitowanych przeze mnie sportów, a więc chronologicznie: kolarstwa szosowego i torowego, tenisa stołowego, kajakarstwa, skoków narciarskich i biathlonu. I to mi pozostało do dziś. Strzegę mego kajetu przed zakusami Tomka, ale czasami daję mu "zapuścić żurawia".

 

 


 


Czasami w relacjonowaniu pomagają Panom zaproszeni goście. Z kim najlepiej się Wam współpracuje?
Tomasz Jaroński: Trudno dokonać takiego zestawienia. Każdy z byłych kolarzy ma swoje wady i zalety. Ja lubię komentować z Czesławem Langiem (szkoda, że ostatnio nie ma tak dużo czasu), z Darkiem Baranowskim i Piotrem Wadeckim. Ostatnio „testowaliśmy” Roberta Radosza i był to dobry debiut.
Krzysztof Wyrzykowski: Zgadzam się z moim przedmówcą, ale muszę koniecznie dodać do tej listy moich wieloletnich przyjaciół Andrzeja Grubbę i Ryszarda Szurkowskiego.

 

 

 


Czy wiedzieli Panowie, że Wasze nazwiska doczekały się artykułu na polskiej Nonsensopedii? Autor wpisu próbuje m.in. ująć w zabawny schemat relacjonowanie wyścigów. Czy rzeczywiście posiadacie własny plan ramowy wypowiedzi?
Tomasz Jaroński: Mamy duży dystans do siebie, więc rzeczy napisane z humorem czytamy z przyjemnością. Nie lubimy inwektyw, które są plagą internetowych for, a schematu – rzecz jasna – nie mamy.
Krzysztof Wyrzykowski: Jakiekolwiek przygotowania do transmisji i reżyserowanie ich oznaczałoby koniec tego, co cenimy sobie najbardziej. Przecież my też się bawimy tymi naszymi pogaduchami, nie ma szans na jakąkolwiek reżyserkę. Ma być luz, a i dystans do siebie mamy coraz większy! Czytać życzliwe głosy krytyki lubię, chamstwa nie znoszę!

 

 


 


Oprócz komentowania biathlonu i wyścigów kolarskich przez długie lata zajmowali się Panowie dziennikarstwem sportowym w gazetach. Czym różni się praca żurnalisty wówczas i obecnie?
Tomasz Jaroński: To temat na obszerny wykład. Inne są nośniki, sposób zbierania informacji, sposób pisania, język, tytuły, dostępność do zawodu. Nie ukrywam, że dawniej bardziej mi się podobało.
Krzysztof Wyrzykowski: To są dwa kompletnie inne światy. Na dziennikarstwie "pisanym" (Sportowiec, Przegląd Sportowy, L'Equipe) strawiłem ponad 25 lat, na telewizyjnym (TVP i Eurosport) ponad 18-cie, nie można tego wszystkiego porównać. Zaletą komentowania w telewizji jest to, że praca kończy się wraz z końcem zawodów, wtedy kiedy zaczyna się praca dziennikarza piszącego. Ale jeden i drugi zawód jest godzien pozazdroszczenia.


Ostatnio w wielu mediach było dość głośno o kolarstwie ze względu na mianowanie Rafała Majki liderem grupy Saxo Bank na nadchodzące Giro d` Italia. Czy według Was wychowanek Zbigniewa Klęka z krakowskiego klubu ma szansę na zajęcie czołowych lokat?
Tomasz Jaroński: Myślę, że w tym roku Rafał będzie walczył, choć o „10” i białą koszulkę nie będzie łatwo. Za rok… kto wie? Może już największe zaszczyty. Riis wie co robi, zna wyniki badań wydolnościowych Majki. Oby tylko nikt nie zrobił mu krzywdy…
Krzysztof Wyrzykowski: Bardzo bym chciał, ale to będzie piekielnie trudna sprawa. Największym kłopotem może być brak doświadczenia Rafała. We Włoszech będzie jak zwykle sporo kolarskich spryciarzy z którymi będzie musiał sobie codziennie poradzić. Ale świat należy do odważnych, więc może...

 

 

 


 


Kogo uważają Panowie za najlepszego polskiego kolarza szosowego? Czy w ogóle można wyłonić kryterium pozwalające na jego arbitralne wyłonienie?
Tomasz Jaroński: Można zakładać różne kryteria ale żadne nie będą obiektywne. No chyba, że ktoś góruje zdecydowanie nad innymi. Z wytypowaniem zawodnika nr 1na świecie za rok 2011 nie było kłopotów – Gilbert, ale już z klasyfikowaniem Polaków jest kłopot. Dla mnie najlepszym polskim kolarzem jest… nadal Ryszard Szurkowski.
Krzysztof Wyrzykowski: Ja bardzo lubię porównywanie osiągnięć różnych gwiazd kolarskich ścigających się w różnych epokach. Nie przeszkadza mi fakt, że kryteria nie musza być super obiektywne. I tak w kolarstwie światowym największą gwiazda w historii był Eddy Merckx, a w polskim bezwzględnie Ryszard Szurkowski.


Na rodzimym podwórku kolarstwo szosowe w zawodowym wydaniu nie wydaje się mieć najlepiej. Czy widzą Panowie remedium na zwiększenie naszego potencjału na scenie międzynarodowej?
Tomasz Jaroński: Jest progresja, mamy dziesiątkę w Pro Teamach, kwitnie Tour de Pologne. W sporcie nic nie dzieje się natychmiast. Mam nadzieję, że za kilkanaście lat będziemy potęgą. Moim zdaniem jedna rzecz jest ważna. Opieka związku, państwa, sponsorów nad zawodnikami kończącymi wiek juniora.
Krzysztof Wyrzykowski: Recepta jest znana od lat i chyba nie ma zbyt wielkiej tajemnicy w tym co należy poprawić. Ważne z pewnością byłoby, gdyby w tym samym czasie objawiło się u nas kilka wielkich talentów, jak to było w historii, w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Wtedy łatwiej byłoby jednemu, dwóm lub trzem kolarzom biało-czerwonym do światowej czołówki.

 

 


 


Większość polskich kibiców sportowych ma, delikatnie rzecz ujmując, nikłą wiedzę o kolarstwie. W swoich komentarzach często powtarzają Panowie podstawową wiedzę, aby dotrzeć do kogoś, kto po raz pierwszy ogląda kolarską relację. Czy takie powtórzenia nie wydają się nużące?
Tomasz Jaroński: Komentując trzeba zakładać, że mówi się do różnych widzów i taką taktykę stosujemy. Moim zdaniem zbyt fachowy komentarz nie jest potrzebny, bo Ci którzy interesują się na przykład sprzętem i tak wiedzą wszystko najlepiej…
Krzysztof Wyrzykowski: To jest zawsze delikatna sprawa, ale w sumie przyznaję rację Tomkowi. Fachowcy albo rzeczywiście wiedzą, lub twierdzą, że wiedzą lepiej i dla nich niewiele możemy już zrobić, więc lepiej zająć się tymi, którzy chcieliby się dowiedzieć na czym cała zabawa polega.


Jak zapatrujecie się Panowie na temat dopingu w kolarstwie? Wielokrotnie poruszaliście ten problem w swoich komentarzach. Czy myślicie że warto o tym rozmawiać czy raczej unikać tematu nielegalnego wspomagania?
Tomasz Jaroński: Jestem wrogiem dopingu, bo to oszustwo wobec rywali i kibiców. Nie można tematu dopingu sprzątać pod dywan i tego nie robimy.
Krzysztof Wyrzykowski: Jestem często bardzo radykalny w swoich sądach. Domagałem się i nadal domagam bezwzględnej dyskwalifikacji już po pierwszym udowodnionym przypadku dopingu. W dzisiejszym sporcie, tak jak i w życiu jest zbyt wiele oszustwa, korupcji, dopingu, by wobec kanciarzy stosować taryfę ulgową. Oczywiście nie można mieć tylko podejrzeń, trzeba mieć dowody. A z tym jest czasami bardzo trudno.


Jak spędzacie Panowie wolny czas? Czy aktywność na rowerze czasami jest uwzględniona w harmonogramie rozrywek?
Tomasz Jaroński: Traktuję rower jako przyrząd do milej komunikacji, mieszkam na wsi, więc nie mam z tym problemów. Oczywiście jako środek do rekreacji także – wycieczka do lasu itd. Boję się natomiast jeździć po szosach, gdzie kręcą się samochody.
Krzysztof Wyrzykowski: Przykro mi, ale nigdy nie uprawiałem wyczynowo kolarstwa. I teraz też nie jeżdżę na rowerze. Większość wolnego czasu spędzam w górach i tam nie porywam się na okoliczne podjazdy. Nie mogą jeździć wyłącznie z góry, więc nie jeżdżę w ogóle. Z zaciekawieniem słucham opowieści Tomka o jego kolarskich sukcesach.

Foto: Archiwum prywatne Tomasza Jarońskiego & Krzysztofa Wyrzykowskiego