Michał Paluta: Presja jest mi potrzebna

Wywiad z Michałem Palutą - mistrzem Polski elity 2019 w wyścigu szosowym ze startu wspólnego

Drukuj
Michał Paluta Agnieszka Torba

Z Michałem Palutą porozmawialiśmy przed I etapem Sibiu Tour - w dniu, gdy po raz pierwszy pojedzie wyścig w koszulce mistrza Polski. Opowiedział nam o swoim nastawieniu, tym jak przebiegał wyścig w Ostródzie oraz o tym… że kiedyś nie chciał jeździć na szosie!

Bikeworld.pl: Jakie to uczucie zostać mistrzem Polski elity na szosie?

Michał Paluta: Na pewno jest to coś niesamowitego i dochodziło to do mnie przez kilka dni. Oczywiście nie ukrywam, że jak każdy kolarz na linii startu stawałem z myślą o zwycięstwie i o tej koszuli. Dla całego zespołu nadrzędnym celem było, aby któryś kolarz z ekip CCC został mistrzem. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany żeby walczyć, ale wiadomo jak to jest na Mistrzostwach Polski - trzeba mieć też sporo szczęścia. Spodziewałem się, że jeśli uda się odjechać w drugiej części wyścigu, gdy grupa zasadnicza jest już mocno umęczona i uszczuplona, to taki odjazd ma szansę dojechać do mety. Miałem na uwadze, że jakaś wczesna ucieczka nie ma prawa się powieść. Krótko po starcie, ekipy jadą jeszcze w pełnych składach i jest komu gonić, natomiast za półmetkiem zawsze poszczególne drużyny są już uszczuplone i osłabione. Liczyłem, że właśnie wtedy nie będzie już na tyle mocy w peletonie, by któraś z drużyn wzięła na siebie ciężar pogoni. 

Bw: Czyli moment ataku był przemyślany i zaplanowany? Celowałeś w tę część wyścigu?

MP: Staraliśmy się z ekipą czytać wyścig najlepiej jak potrafimy. Sam też obserwowałem cały czas co się dzieje i czekałem na właściwy moment. Tego dnia atakowałem więcej razy, również we wcześniejszej części wyścigu. Taki zresztą był nasz cel, wykorzystać moc zespołu i uczynić wyścig tak ciężkim, jak to tylko możliwe. Byliśmy więc bardzo aktywni, zmuszając przeciwne drużyny do pracy.

 

 

Bw: W Twoim palmares najwięcej zwycięstw stanowią tytuły mistrza kraju. Można nazywać Cię specjalistą od Mistrzostw Polski?

MP: Tak się złożyło, że zwycięstwa przychodzą na imprezach mistrzowskich. Być może dlatego, że zawsze tego dnia chcę być w wysokiej formie. Do tego dopisuje mi wtedy szczęście, ale to raczej kwestia przypadku. Nawet w tym roku kilka razy jechałem wyścigi będąc w super dyspozycji, ale zabrakło szczęścia. Na pewno brakuje mi jeszcze takiego dużego zwycięstwa w jakimś wyścigu UCI. Odnieśliśmy z ekipą już kilkanaście wygranych, a ja sam ciężko na nie pracowałem i pomagałem kolegom. Takie triumfy też mnie bardzo cieszyły, ale jednak swoje zwycięstwo to zupełnie coś innego.

Bw: Czy ta koszulka będzie dla Ciebie zastrzykiem dodatkowej motywacji?

MP: Nigdy nie brakowało mi motywacji do treningu i ścigania. Zawsze podchodzę w stu procentach profesjonalnie do tego, co robię. Staram się być zawodowcem 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nie mam problemów z motywacją, choć miałem gdzieś z tyłu głowy, że takie ważne zwycięstwo by mi się przydało. Teraz przyszło i wiem, że cały rok spędzę w koszulce mistrza kraju. Czuję, że jest to dla mnie zastrzyk do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Wychodzi więc na to, że na sukces pracowałem ciężko, a teraz będę musiał jeszcze ciężej. 

 

Bw: Czy tytuł mistrza Polski może stanowić dla Ciebie przepustkę do WorldTourowej ekipy CCC?

MP: Obecnie skupiam się na tym sezonie, na tym co jest tu i teraz. Jeszcze sporo przed nami, sezon jest długi i czeka mnie jeszcze wiele ważnych wyścigów. Nie chce się dekoncentrować i nie myślę teraz o przyszłym roku. Druga część sezonu jest cięższa, bo nasze organizmy są już zmęczone, mamy cały krajowy kalendarz wyścigów w nogach, do tego niełatwe zagraniczne imprezy. Chce się skupić na utrzymaniu dobrej formy.

 

 

Bw: Jesteś zawodnikiem uniwersalnym, wiele wyścigów potencjalnie mógłbyś wygrać - czy jest jakiś o którym marzysz?

MP: Myślę, że to Amstel Gold Race. Tam chciałbym wygrać. Patrzę na to oczywiście realistycznie, przez pryzmat jakim jestem kolarzem i w jakim kierunku się rozwijam. Mógłbym powiedzieć, że marzę o Tour de France, ale nie jeżdżę na tyle dobrze po górach, żeby było to możliwe. Choć i tak przyznam, że w tym roku mocno poprawiłem jazdę w górach. Jestem w stanie dobrze pokonać 1-2 górskie etapy, ale nie będę w stanie przetrwać w czołówce wielu górskich odcinków, na których rozgrywa się Tour. Oczywiście cały czas pracuje nad słabościami, poprawiam to, w czym mam braki, rozwijam się. Tak, jak powiedziałeś, jestem zawodnikiem uniwersalnym, dlatego bywałem w składach na bardzo różne wyścigi. Startowałem klasyki w Belgii jeszcze w barwach CCC Sprandi Polkowice. Dwukrotnie przejechałem Tour de Pologne w pomarańczowych barwach, gdzie zdobyłem ogrom doświadczenia i wiele się nauczyłem. Jechałem też Amstel. Myślę, że ekipa widziała, że jestem pomocny w różnym terenie. To mnie cieszy, bo nie mam problemu z tym, żeby poświęcić się dla kolegów i na nich pracować. 

Bw: Gdybyś od dziś coraz częściej miał być liderem drużyny, to podołasz presji jaka temu towarzyszy?

MP: Są wyścigi, w których ekipa stawiała na mnie. Może nie miałem szansy jeździć jako typowy lider, ale zawodnik, będący w gronie tych, którzy jadą na końcowy wynik. Właściwie to lubię taką lekką, zdrową presję. Nawet mi to pomaga. Przed MP też sam sobie taką presję wytworzyłem w głowie. Powiedziałem sobie, że to jest bardzo ważny wyścig. Nastawiłem się, że czeka mnie 180 km, cztery i pół godziny walki w maksymalnym skupieniu. Nastawiłem się na to, aby jechać skoncentrowanym od startu aż do kreski i nie popełnić żadnego błędu. Jak widać, to się opłaciło, choć myśli po drodze było tysiące.

Bw: Co więc chodziło Ci po głowie, gdy na ostatniej rundzie byliście już niemal pewni, że podium będzie Wasze?

MP: Cały czas w ucieczce starałem się równo pracować. Obawiałem się, że któryś z towarzyszy odjazdu przestanie pracować. Przez chwilę Paweł Cieślik przestał dawać zmiany, ale ostatecznie zaczął znowu wychodzić, więc wszystko ponownie zaczęło się układać. Wiedzieliśmy, że jeśli nie przydarzy nam się jakiś pech, czego bałem się najbardziej, to każdy z nas ma medal. Mnie jednak zdecydowanie interesowała tylko koszulka i nastawiałem się, aby to wygrać. Postanowiłem więc, że spróbuje wcześniejszego ataku, mimo, że potencjalnie wiedziałem, że dysponuję najlepszym finiszem. Skoczyłem na 3 km do mety na ostatnim wzniesieniu. Wtedy odpadł od nas Mateusz Taciak. Gdy zostałem z Pawłem byłem już spokojniejszy. Wiedziałem, że znacznie łatwiej będzie mi rozgrywać finisz jeden na jeden, niż czarować się w trójkę. 

Bw: Trasę znałeś doskonale. Czy jakoś specjalnie trenowałeś pod jej konkretny profil i typ ścigania, który zapewniają choćby wietrzne warunki, które mogą tam panować?

MP: Generalnie mamy tyle wyścigów, że jakoś celowo pod tę trasę nie miałem czasu się szykować. Ścigania nam nie brakuje. Cykl startów i dodatkowych treningów miałem po prostu ułożony tak, żeby szczyt formy przyszedł właśnie na koniec czerwca. Moje przygotowania głównie opierały się o ściganie, solidne odpoczywanie pomiędzy startami i realizowanie planu treningowego, który z dnia na dzień analizowałem z moim trenerem. W tym przypadku ważne jest także dostosowanie treningów pod bieżące samopoczucie zawodnika.  

 

 

Bw: Jesteś zawodnikiem, który preferuje taką metodę startową, czy wolisz trenować w spokoju poza trasami wyścigów?

MP: Jak sezon się zacznie, to wolę się ścigać, niż wykonywać ciężkie jednostki treningowe. Natomiast czasem przychodzi chwila, że dobrze jest pojechać na zgrupowanie i potrenować solidnie. Na przykład tak jak teraz, czyli w połowie sezonu. Odpocząć od rywalizacji, złapać trochę oddechu, nabrać też dodatkowej motywacji do walki. Zasadniczo preferuje wyścigowy rytm. Sezon jest jednak długi, ścigamy się wiele dni w roku, często jesteśmy poza domem i przychodzi taki moment, że warto oderwać się od tego reżimu. Nawet nie od roweru, ale od samej rywalizacji już tak. 

Bw: To jeszcze powiedz na koniec, czy nie tęsknisz za przełajami, w których dawniej regularnie wygrywałeś? 

MP: Szczerze mówiąc nie. Wprawdzie w tym roku wystartowałem na przełajowych Mistrzostwach Polski, ale to dlatego, że były organizowane u mnie - w Strzelcach Krajeńskich. Nie planowałem tego, jednak widząc zaangażowanie lokalnej społeczności i władz miasta w organizację oraz fakt, że moi kibice mnie namawiali do wzięcia udziału, to za zgodą dyrekcji ekipy, zdecydowałem że pojadę. Oczywiście jadąc dałem z siebie wszystko, ale nie nastawiałem się na przełaje, nie trenowałem pod tę imprezę. Cały grudzień przejeździłem na szosie. Były to zupełnie inne treningi. Z marszu wziąłem przełajówkę i wystartowałem. Nie szykuję się też do żadnych innych imprez przełajowych, chociaż wiem, że moja przygoda z przełajami z juniorskich czasów (Michał Paluta jest wielokrotnym medalistą MP w przełajach w kategoriach juniorskich i młodzieżowych - przyp. red.) dużo mnie nauczyła i umiejętności wówczas zdobyte procentują do dziś na szosie. Uważam, że dla młodych zawodników, którzy dopiero zaczynają jeździć, to najlepsze co może być. Korzystać z cyklokrosu, MTB, toru i generalnie wszechstronnie się rozwijać. To pozwala ogólnie poznać kolarstwo i potem dobrze odnaleźć się w każdej dyscyplinie. Ja na przykład kiedyś nie chciałem się ścigać na szosie, nie wiązałem z tym swojej przyszłości. Zawsze w sezonie letnim jeździliśmy na wyścigi, ale głównym celem były przełaje. Jednego roku, ówczesny trener klubu LKS POM Strzelce Krajeńskie namówił mnie, aby przygotował się dobrze do szosowych MP. Potrenowałem, wiedziałem, że jestem silny, ale nie spodziewałem się jakiegoś świetnego rezultatu. Tymczasem wygrałem tytuł w indywidualnej jeździe na czas. Od tego momentu, naturalnie, zaczęło mnie bardziej ciągnąć w stronę kolarstwa szosowego. Przekonałem się tym zwycięstwem i od tego czasu wszystko się zmieniło. Trafiłem do kadry narodowej kierowanej przez trenera Waldemara Cebulę, zacząłem jeździć Puchary Narodów, miałem coraz lepsze wyniki. Pojechałem na mistrzostwa Europy w indywidualnej jeździe na czas, które ukończyłem na 7. pozycji. Potem były mistrzostwa świata. Spodobało mi się to… i już zostałem na szosie.

Bw: Bardzo dziękuję za rozmowę, życzę powodzenia w dalszej części sezonu.