Filip i Szymon o TransRockies

Wywiad z Szymonem Zacharskim i Filipem Kuźniakiem

Drukuj

Ich występ na TransRockies był pewnym zaskoczeniem, choć trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej zdobyli w pełni zasłużenie, mimo koalicji zawiązanej przez rywali. Filip Kuźniak i Szymon Zacharski opowiadają nam o swoim występie na TransRockies.

bikeWorld.pl: Kiedy zrodziła się idea Waszego startu w TransRockies? Kto był inicjatorem tego przedsięwzięcia – bo tak chyba można to nazwać.
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Pomysł wyjazdu zrodził się pod koniec sezonu startowego 2008 po finale MTB Maraton w Istebnej. Właściwie mieliśmy jechać już w roku 2009, ale z różnych powodów nie wyszło. Ale nie porzuciliśmy tego planu i już pod koniec 2009 roku bilety lotnicze do Kanady były w naszych kieszeniach. Klamka zapadła.

bikeWorld.pl: Kiedy rozpoczęliście przygotowania?
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Przygotowania do wyścigu, zarówno treningi jak przygotowania do wyjazdu rozpoczęliśmy w listopadzie 2009.
 


bikeWorld.pl: Czym różni się przygotowanie do takiego wyścigu, od zwyczajnych, cotygodniowych przygotowań do ścigania na naszych maratonach?
Filip Kuźniak: W moim przypadku przygotowanie do Transrockies było zupełnie odmienne od podejścia treningowego w poprzednich latach. Po pierwsze, zdecydowałem znacząco wydłużyć okres budowania bazy, z położeniem nacisku na objętość i rozwijanie motoryki pedałowania. Po drugie, wprowadziłem do mikrocykli treningowych obciążające treningi kilka dni pod rząd, po trzecie, nie bez wahania ograniczyłem ilość startów w maratonach i postawiłem na dobrą regenerację. Najważniejszym treningiem do Transrockies był dla mnie udział w moim ulubionym wyścigu - MTB Trophy. Dziś po przejechaniu TR wiem, że oba wyścigi mają kilka cech wspólnych, przede wszystkim zaś obydwa wymagają rozwiniętych umiejętności technicznych, zarówno na podjazdach i zjazdach. Poza tym MTB Trophy jest świetnym przygotowaniem mentalnym do wyścigu przez Góry Skaliste. Beskidy serwują nam podobne załamania pogody, zwały błota. Nie ma kompromisów.
Szymon Zacharski: W moim przypadku przygotowanie do Trans Rockies nie różniło się od przygotowania do jednodniowych startów , po prostu solidnie przepracowana zima i regularność treningu.

 


bikeWorld.pl: Czy było coś, czego nie przewidzieliście i nie wzięliście pod uwagę w Waszych przygotowaniach, a potem was zaskoczyło na miejscu?
Szymon Zacharski: Nie przewidzieliśmy że, niezbędne są sztormiaki,, kalosze i kurtki puchowe.
Filip Kuźniak: Kiedy jeszcze zimą 2009 roku czytałem o trasie martwiło mnie „niewygórowane” całkowite przewyższenie trasy i niezbyt długi dystans. Tylko 400 km i 12000 m sumy podjazdów?! Mimo, iż wiedzieliśmy od początku o charakterystyce trasy, najeżonej trudnościami technicznymi, słynnymi singletrackami itd. zaskoczyła mnie podczas wyścigu jakość tych singli i różnego rodzaju przeszkód. W szoku byłem już po pierwszym etapie czyli 30 km czasówce, która w zasadzie w całości prowadziła singlem. Ale jakim singlem! Najpierw agrafki pod górę, potem szalony zjazd najeżony ostrymi zakrętami, chopkami, uskokami, wąskimi mostkami, strumieniami. Trudno to opisać słowami. Dotychczas nie widziałem takiej trasy na żadnym wyścigu. Dziś mogę stwierdzić, że na TR zostawiłem o wiele więcej zdrowia niż np. na Transalpie, który jest ok. 200 km dłuższy i ma o 8000 m większe przewyższenie. Wystarczy spojrzeć na czasy niektórych etapów TR. Na jakim innym wyścigu 50 km czołowe zespoły jadą w ok. 4 godziny???

 

 

 


bikeWorld.pl: Taki wyjazd to na pewno duże obciążenie finansowe? Mogliście liczyć na wsparcie sponsorów?
Filip Kuźniak: Niestety wyjazd sfinansowaliśmy sobie sami. Mamy na przyszłość pewne plany startu w wyścigach etapowych i mam nadzieję, że na bazie sukcesu w Tranrockies uda się pozyskać wsparcie. Chciałbym jednakże podziękować firmie TWOMARK, w której barwach jeżdżę w Polskich maratonach MTB za pomoc w przygotowaniu roweru. Przyjaciele z peletonu pożyczyli nam też walizek na rowery za co dziękujemy..
Szymon Zacharski: A ja dziękuję „sponsorom”: mojej Żonie i Prezesowi firmy Tytan z Radomia, który dba o sprawność mojego roweru.

 

 

 

 


bikeWorld.pl: Startowaliście też w etapówkach w Polsce. Jak moglibyście porównać takie dwa wyścigi?
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Transrockies jest jedyny w swoim rodzaju. Jak już mówiłem pod względem charakterystyki trasy z dotychczas przejechanych przeze mnie etapówek najbliższy jest mu MTB Trophy. Ale sama trasa to oczywiście nie wszystko. TR to też potężne przedsięwzięcie logistyczne - na 4 z 7 etapów organizator buduje w górach, w zupełnej dziczy miasteczko wyścigu, złożone z obozu namiotowego, obozu kamperów, potężnego namiotu, gdzie jedliśmy i gdzie odbywały się odprawy i dekoracje zwycięzców, namioty mechaników i masażystek, pryszniców, kuchni itd. Transrockies to też siermiężne warunki bytowe w namiotach, temperatura nad ranem bliska zeru, kapryśna pogoda, no i … dzikie zwierzęta, w szczególności niedźwiedzie grizzly. Nawet ten element odciska piętno na samej rywalizacji, bo każdy szelest podczas przedzierania się singlem przez jagodziska, czy górskie strumienie powoduje spory stres, mimo iż wszyscy uczestnicy są przeszkoleni przez strażnika przyrody i każdy jest zobowiązany do wiezienia 500 ml specjalnego gazu na niedźwiedzia.

 

 

 

 


bikeWorld.pl: Mieliście jakieś poważne defekty na trasie?
Szymon Zacharski: Musiałem wymienić damper po pierwszym etapie, a Filip na drugim etapie urwał szprychy co trochę nas spowolniło. Staraliśmy się na zjazdach jechać rozważnie i „miękko”, więc żadnych gum nie było.

bikeWorld.pl: Jak układała się Wasza współpraca podczas wyścigu? Mieliście jakieś kryzysy, może kłótnie?
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Współpraca układała się świetnie. Jeździmy bardzo podobnie zarówno pod względem techniki jak i wytrzymałości, więc jechaliśmy cały wyścig równo i razem, bez konieczności popędzania się, czy czekania na siebie. Sama współpraca podczas jazdy to nie wszystko - trzeba razem przebywać, rozmawiać, wspierać, planować taktykę itd. Możemy na sobie polegać w 100% 24 godziny na dobę.

 

 

 

 


bikeWorld.pl: Co zapadło Wam najbardziej w pamięć z wyścigu TransRockies?
Filip Kuźniak: Z wyścigu najlepiej zapamiętamy oczywiście etap 6, na którym właściwie wygraliśmy 3 miejsce w generalce. Od rana lało. Na starcie 4st. Ubraliśmy się właściwie na zimowo. Od początku jechaliśmy w czubie i czuliśmy się świetnie. Nie traciliśmy wciąż nadziei na pudło – do 3 zespołu traciliśmy 17 minut. Warunki na trasie były tak ekstremalne (0st C, deszcz, zawierucha), że organizator wytyczył dla chętnych zespołów skrót (z nałożoną karą czasową 3,5 h), a na 2 checkpoinice ustawił namiot z gorącym nadmuchem. I to właśnie w tym namiocie schroniły się najgroźniejsze zespoły, kiedy my gnaliśmy do mety. Wobec najgroźniejszego rywala - zespołu, HoneyStinger/Trek nadrobiliśmy na tym etapie ok. 30 min, co dawało nam przewagę 13,5 min przed ostatnim krótkim etapem. Na 7 etapie było ciężko, trochę się rozchorowałem, nie spałem cała noc, a w dodatku zespoły amerykańsko-kanadyjskie stworzyły sojusz i jechały na HoneyStinger. Pojechali bardzo dobrze, ale nie zdołali nadrobić całej 13,5-minutowej straty do nas. A potem to już była euforia i radość na mecie.

 

 

 

 


bikeWorld.pl: Czy przed wyjazdem liczyliście, że uda Wam się stanąć na podium wyścigu?
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Zważywszy, że TR od tego roku ma kategorię UCI naszym celem była pierwsza dziesiątka. Po 4 etapie uwierzyliśmy, że atak na pudło jest w naszym zasięgu. Pojechaliśmy tam żeby dać z siebie wszystko.

bikeWorld.pl: Planujecie powrót do Kanady?
Filip Kuźniak, Szymon Zacharski: Przyszły sezon będzie podporządkowany startowi w TransRockies. Nasz wyjazd zależy od wielu czynników przede wszystkim od tego czy uda nam się znaleźć sponsorów i wyjechać razem z naszymi bliskimi. Zrobimy wszystko by takie wsparcie pozyskać.

 

 

 

 


bikeWorld.pl: Dziękujemy za rozmowę

FOTO: TransRockies, Szymon Zacharski, Filip Kuźniak