Ola Dawidowicz - mam całkowite zaufanie do trenera.

Drukuj

Aleksandra Dawidowicz przez wiele lat była uznawana za tę czwartą. Tymczasem to właśnie ona pojechała na Igrzyska Olimpijskie i zaskoczyła swoją dobrą postawą.

Czy pójdzie w ślady Mai Włoszczowskiej i stanie się zawodniczką z najwyższej półki, czy też może pozostanie na poziomie krajowym. A może wróci do wyścigów szosowych? Zapytajmy...
 

bikeWorld.pl:

Twój wynik poprzedzony znakomitą jazdą na Igrzyskach był niemal dla wszystkich jeszcze większym zaskoczeniem niż sam twój do Pekinu wyjazd. Kiedy faktycznie nastąpiła ostateczna selekcja i dowiedziałaś się, że to właśnie ty pojedziesz w olimpijskim xc?

Aleksandra Dawidowicz:

Podczas mistrzostw świata w Val di Sole wywalczyłam brązowy medal a tym samym przybliżyłam się do wyjazdu na Igrzyska. Ostateczna decyzja zapadła wtedy w niedzielę po wyścigu elity kobiet. Miałam cichą nadzieję, że znajdę się w gronie wyróżnionych zawodniczek, ale zdawałam sobie sprawę, że nie będzie łatwo i nie jest to tylko moje marzenie. Trener podjął taką decyzje właśnie we Włoszech. Co do samych Igrzysk - zaskoczyłam sama siebie, nie tylko kibiców. Wiedziałam że jestem w dobrej dyspozycji, trasa mi odpowiadała, ale na pewno nie spodziewałam się, że będę w pierwszej dziesiątce. Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że było mnie stać na wyższe miejsce. Tak czy inaczej dziesiąte miejsce jest dla mnie jak najbardziej satysfakcjonujące.

bW: Opowiedz proszę co nieco o tym, jak wyglądały ostatnie tygodnie przygotowań, które zadecydowały o tak dobrym wyniku na IO...
A.D.: Ostatnie tygodnie przed Igrzyskami spędzilismy na zgrupowaniu w Zieleńcu, robiąc ostatni szlif formy. Tam mieliśmy świetne warunki do trenowania i odpoczynku. Co weekend ścigałyśmy się a między zawodami ciężko trenowałyśmy. W zależności od planu treningowego jeździłyśmy po górach, lub płaskim terenie. Zieleniec to fajne miejsce - ciche, spokojne gdzie naprawdę można dobrze potrenować i odpocząć, wyciszyć się. Ostatnie tygodnie to tylko cieżka praca skupienie, i regeneracja. Nie ma mowy o jakiś swoich przyjemnościach – zakupach czy spotkaniach. Najważniejsze aby robić wszystko tak dokładnie jak tylko jest to możliwe. Nic innego się nie liczy...

bW:Początkowo plany były takie, że miałaś wystartować na czas lub na szosie. Czyli teoretycznie przygotowywałaś się do IO, tyle, że do występu w nieco innej roli. Czy myślisz, że tak przygotowana byłabyś w stanie powalczyć z podobnym skutkiem na szosie co w mtb?
A.D.: Ogolnie chodziło o to, że bardzo zależało mi na udziale w I.O. Stąd pojawił się mój i trenera pomysł startu w czasówce. Nie wiedzieliśmy jak to wszystko się potoczy. Gdybym nie miała możliwości startu w xc zrobiłabym wszystko aby wystartować na szosie. Udowodniłam już niejednokrotnie, że potrafię się ścigać także na szosie i stać mnie na dobry wynik. Gdybym z taką sam dyspozycja wystartowała na szosie, hmm... teraz można spekulować ale jestem przekonana ze wypadłabym dobrze. Jak dobrze tego nie wiem i nigdy się już nie dowiem. Ścigałam się w MTB, co było moim marzeniem, więc po co analizować i myśleć o szosie. Zajęłam dobre miejsce, zdobyłam nowe doświadczenia i cieszę się z tego powodu.

bW:Tak naprawdę dla kibiców jesteś postacią nieco enigmatyczną. Najwięcej informacji o tobie można uzyskać... ze strony internetowej Mai Włoszczowskiej. W kraju startujesz niewiele a „newsy” dotyczące Oli Dawidowicz to głównie te o wynikach lub kontuzjach. Być może stąd w jakiś sposób wiele osób w ogóle nie brało pod uwagę Twojej kandydatury do startu w Pekinie. Nie odczuwasz potrzeby większej autopromocji, pewnego przybliżenia się do kibiców?
A.D.: Mam nadzieję, że dałam wystarczające podstawy, a w przyszłości dam jeszcze większe aby to się zmieniło. Myślę, że każdy chce być zauważony, w jakiś sposób doceniony -ja również.

bW: A propos Mai, to ona nie ukrywa, że się przyjaźnicie. Jaki wpływ na twój i jej rezultat w Pekinie miała stworzona w grupie atmosfera?
A.D.: Cieszę się, że tworzymy taki zgrany zespół, bo z pewnością ma to duży wpływ na wynik.. Dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Ponad 280dni w ciągu roku, które spędzamy razem nie są wcale takie meczące, właśnie przez to, że tak dobrze się rozumiemy. Wiadomo, że im bliżej Igrzysk atmosfera robiła się trochę bardziej nerwowa. Wspólnie z Majką jak i z całą resztą ekipy próbowałyśmy się wspierać, a gdy któraś miała gorszy dzień usuwała się troszkę na bok. Na szczęście takich dni było bardzo mało. W ciągu dnia każdy wiedział i robił co do niego należało, najlepiej jak potrafił, a wieczorkami jak dobrzy przyjaciele dyskutowaliśmy na rożne tematy. I tak w spokoju i milej atmosferze zbliżał się dzień startu w Pekinie.

bW: Pochodzisz z niewielkiej miejscowości w centralnej Polsce. Skąd pomysł, żeby zająć się kolarstwem?
A.D.: Kolarstwo to moja pasja, hobby a także praca. Ścigam się już ponad dziesięć lat i nie wyobrażam sobie swojego życia bez „dwóch kółek”. Spełniam się i realizuję w tym co robię. Lubię trenować, ścigać się, a najbardziej lubię zwyciężać. Nie mogłabym żyć bez adrenaliny. Rower daje mi poczucie wolności i spełnienia. Kocham to co robię i nie mogłabym z tego zrezygnować. zamierzam jeszcze długo jeździć - dążyć do postawionych celów, spełniając swoje marzenia. W tym roku udowodniłam sobie, ze jeśli się bardzo chce, można daleko zajść, a myślę, że tak naprawdę wszystko jest dopiero przede mną... Z kolarstwem wiążę swoja przyszłość i dopóki zdrowie mi na to pozwoli będę trenować i ścigać się.

bW: Pytanie, które niemal zawsze wiąże się z Twoją osobą: jeśli kolarstwo, to jakie...? MTB, szosa, tor? Czy wolałabyś pójść w ślady Mai Włoszczowskiej, czy dla odmiany drogą jej rywalki z czasów juniorskich, Nicole Cooke? W obecnym sporcie zawodowym specjalizacja jest tak dalece posunięta, że chyba zbliża się czas na ostateczną decyzję...
A.D.: W związku z tym, że jestem w zawodowej grupie MTB, wybrałam właśnie tę dyscyplinę. Równocześnie lubię ścigać się także na szosie, jest ona nieodzownym elementem naszych przygotowań. Myślę, że mam predyspozycje i stać mnie by osiągać wyniki na szosie, ale to właśnie MTB jest mi bliższe choćby ze względu na wyniki, jakie w nim osiągam.

bW: W związku z poprzednim pytaniem, pojawia się kolejne, czyli o plany na sezon 2009. To będzie zupełnie inny rok niż 2008. Po Igrzyskach można sobie pozwolić... no właśnie, na co? Na odpoczynek, na zmianę planów, na nowe wyzwania?
A.D.: Do przyszłego sezonu chcę przygotować się najlepiej jak tylko potrafię, chcę zrobić wszystko co mogę, aby było jak najlepiej. Chciałabym dobrze zacząć sezon. W przyszłym roku mam Mistrzostwa Europy i Świata w kategorii U23, moim marzeniem jest wywalczenie tęczowej koszulki. Chciałabym tez zrobić postęp, zbliżyć się do światowej czołówki a potem na stałe w niej zagościć. Nie myślę tylko o swojej kategorii wiekowej, pragnę rywalizować o najwyższe miejsca z elitą. Co do specyfiki roku poolimpijskiego za wiele się nie zmieni, oprócz tego ze częściej będę w domciu i być może odpadnie nam jedno ze zgrupowań. Od początku sezonu zaczynam ciężko trenować szlifując formę na przyszłoroczne MŚ. Póki co jeszcze nie myślę o tym i cieszę się z tego, co jest. Nadszedł czas odpoczynku, choć niezupełnie bo mimo tego, że się nie ścigam, żyję bardzo intensywnie. Nadrabiam spotkania rodzinne, mam czas dla przyjaciół i oczywiście na szkołę, którą ostatnio trochę zaniedbałam. Poza tym w przyszłym roku w czerwcu będę broniła pracy licencjackiej tak więc chciałabym uporać się z nią jak najszybciej tak, aby przed przyszłorocznymi MŚ skupić się jedynie na treningu..

bW:Czyli gdzie będziemy częściej widzieli Olę Dawidowicz? W Polsce czy za granicą?
A.D.: Pierwsza część sezonu to zgrupowania, następnie wyścigi w Polsce i Puchary Świata. Zbyt wiele się nie zmieni. Nadal będziemy ścigać się zarówno w kraju jak i zagranicą. Nie widziałam jeszcze planu na przyszły rok, ale starty te z pewnością będą tak poukładane, że forma przyjdzie wtedy kiedy przyjść powinna. Co do tego mam całkowite zaufanie do trenera.

FOTO: arch. bikeWorld.pl, halls-team.pl