Anna Szafraniec
bikeWorld.pl: Jak się czujesz po zakończonym sezonie?
Anna Szafraniec: Niewątpliwie cieszę się że sezon dobiegł końca i mam czas dla najbliższych. Mogę nacieszyć się bliskością rodziny i przyjaciół czego bardzo mi brakuje w sezonie.
bW: Twoi kibice po dwóch gorszych sezonach z niecierpliwością oczekiwali takiego jak ten – czy jesteś w pełni usatysfakcjonowana osiągniętymi rezultatami?

A.S.: Na pewno cieszę się że pomału wracam na poziom który prezentowałam 2 lata temu, powróciła mi wiara w siebie, własne możliwości a to jest najważniejsze. Nie jest to jeszcze ta forma do której dążyłam ale najważniejsze ze jest coraz lepiej.
bW: Czy teraz, gdy znów “idziesz w górę” możesz choć w zarysie powiedzieć, co było przyczyną Twoich niepowodzeń?
A.S.:
Nie wiem czy trafnym określeniem jest „moje niepowodzenia”. Ja określam to jako słabsze 2 lata które są naturalnym zjawiskiem w karierze
każdego sportowca. Bardzo ciężko być na wysokim poziomie przez cały czas. Przychodzi moment kiedy organizm musi odpocząć i wtedy przychodzą takie chudsze lata.
bW: Czy w chwilach kryzysu myślałaś o zrezygnowaniu z zawodowego uprawiania kolarstwa?
A.S.: Takie myśli pojawiają się zawsze kiedy ciężko się pracuje, poświęca wszystko a efektu nie ma. Dochodzi jeszcze krytyka ludzi, teksty typu - „to już koniec Szafraniec, ona się wypaliła" .Wtedy przychodzi moment zastanowienia - „po co mi to, może faktycznie to już wszystko co miałam osiągnąć”. Ale na szczęście nadal wylewam siódme poty, ciężko trenuje i stawiam sobie wysokie cele do osiągnięcia.
bW: Jak radzisz sobie z “codziennym życiem profesjonalnego sportowca”. Z ciągłymi pobytami poza domem
, wyjazdami itd. Trudno być zawodowcem?
A.S.: Przyznam szczerze, że coraz trudniej przychodzi mi opuszczanie najbliższych na tak długie miesiące, życie w „klasztorze” bo tak można nazwać życie profesjonalnego sportowca. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że muszę jak najlepiej przygotować się do sezonu a to niestety wiąże się z pobytami na zgrupowaniach gdzie mamy super warunki i profesjonalną obsługę i tylko w ten sposób można osiągać wysokie lokaty na zawodach.
bW: Zaczynałaś bardzo wcześnie, duże sukcesy również przyszły na samym początku twojej kariery. Można by nawet powiedzieć, że nie miałaś wyboru w tym, co możesz robić w życiu. Czy zastanawiałaś się nad tym, “co by było gdyby”, gdybyś nie zdobyła medalu w Are?
A.S.: Przypominam, że pierwszym medalem jaki osiągnęłam na arenie światowej to był medal MŚ juniorów w 1997 roku w Szwajcarii gdzie moim trenerem był Jan Mela. Już wtedy stwierdzono, że mam wszelkie predyspozycje do tego sportu. Później przychodziły kolejne sukcesy między innymi właśnie MŚ w Szwedzkim Are.
Myślę, że to mistrzostwo świata z Are utwierdziło mnie tylko w tym, że idę w dobrym kierunku i jest to coś, co powinnam robić.
bW: W nadchodzącym roku minie 10 lat od Twojego pierwszego medalu
mistrzostw świata. Nie czujesz się znużona? Czy nadal masz apetyt na walkę o najwyższe cele?
A.S.: Gdybym czuła się spełniona jako sportowiec, osiągnęła to co sobie kiedyś założyłam, to pewnie zajęłabym się czymś innym, ale jak widać nadal trenuję, ścigam się i myślę co jeszcze mogę zrobić aby jeździć szybciej. A wiem że jest sporo co mogę poprawić by zdobywać wysokie lokaty.
bW: Wraz z Mają Włoszczowską będziecie w Pekinie w takim wieku, że walka o medale będzie realnie w waszym zasięgu. Czy to będzie wasz start życia?
A.S.: Faktycznie wiek będziemy miały optymalny do osiągnięcia wyników życia ale przypomnę, że nasze dotychczasowe najlepsze wyniki osiągałyśmy w bardzo młodym wieku gdzie nikt na nas nie liczył wiec jak widać ilość lat nie jest najlepszym wyznacznikiem poziomu sportowego. Czy będzie to nasz „start życia” powiemy jak tam pojedziemy i zdobędziemy medal.
bW: Oprócz startów na rowerze górskim ścigasz się także na szosie. Która dyscyplina, w wydaniu kobiecym ma według Ciebie wyższy poziom sportowy. Czy chciałbyś więcej startować na szosie?
A.S.:
Zawsze powtarzam że „szosa” nie jest dla mnie.
Coprawda musiałam się przekonać do wyścigów szosowych bo jest to nieuniknione w podwyższaniu poziomu. Zarówno w mtb jak i na szosie jest bardzo wysoki poziom i silna konkurencja.
bW: Kilkukrotnie wypowiadałaś się, że nie przepadasz za maratonami. Tymczasem
jednak jesteś mistrzynią Polski w tej specjalności a same maratony rosną w siłę. W przyszłym roku będziemy mieli kolejny cykl takich zawodów, tym razem organizowanych przez Lang Team. Czy mimo swojej niechęci do maratonów weźmiesz w nich udział?
A.S.: Faktycznie nie przepadam za maratonami ponieważ dystanse są bardzo długie i takie wyścigi są mordercze, ale chyba MP w maratonie nie przystoi tak mówić :-). Jeśli trener zadecyduje, że startujemy w maratonach bo jest to nam potrzebne to oczywiście będę tam startować.
bW: Dlaczego właściwie nie lubisz maratonów?
A.S.: Nie musze stawać na starcie żeby powiedzieć, że Marek jest mocniejszy, w końcu jest facetem i to o ogromnym potencjale sportowym co udowadnia co roku. Ale nie wykluczam, że kiedyś wystartujemy wspólnie w jakimś maratonie bo taki pomysł jest już od dawna w naszych
głowach.
bW: Czy często razem trenujecie?
A.S.: Jeśli wybieramy się razem na jakiś trening to jest to przeważnie przejażdżka, gdyż jak wcześniej wspomniałam Marek jest dużo mocniejszy i taki prawdziwy trening z nim raczej nie jest możliwy.
bW: Jakie jest Twoje ulubione miejsce do treningu? Czy uważasz, że kolarz
górski może się dobrze przygotować do sezonu nie wyjeżdżając za granicę?
A.S.: Nie mam konkretnego ulubionego miejsca do treningu ale zdecydowanie wole trenować w górach niż na płaskich terenach. A jeśli chodzi o przygotowania to uważam, że
Polska jest pięknym krajem o różnorodnym ukształtowaniu terenu, jedynym minusem jest chłodny klimat i niestety chcąc zrobić bazę wytrzymałościową w lutym trzeba wybrać się do cieplejszego klimatu.
bW: Kiedy rozpoczynasz przygotowania do sezonu 2007?
A.S.: Przygotowania jak co roku rozpoczynam od grudnia od ogólnorozwojówki, a od stycznia już ciężka mozolna praca.
FOTO: Maciej Łuczycki, Krzysztof Jakubowski.
