Jasińska: Warto doceniać najmniejsze rzeczy

Wywiad z Małgorzatą Jasińską - zawodniczką ekipy Movistar

Drukuj

Gosia Jasińska, która od sezonu 2018 ściga się w barwach hiszpańskiego Movistaru, opowiedziała nam o początkach swojej kariery, o jej najciekawszych momentach, których zdecydowanie nie brakowało i o wielu doświadczeniach, zdobytych na przestrzeni kilku ostatnich lat.

bikeWorld.pl: Pochodzisz z rodziny o kolarskich tradycjach. Byłaś chyba skazana na dwa kółka…

Małgorzata Jasińska: Wręcz przeciwnie. Tata nie chciał za bardzo, aby jego dzieci trenowały kolarstwo. Na początku grałam z moim bratem w piłkę nożną, choć przyglądaliśmy się treningom, które prowadził ojciec. Razem z bratem podziwialiśmy, jak rozpoczęła swoją kolarską przygodę nasza starsza siostra Beata, która z powodzeniem ścigała się w wyścigach i tak w końcu przyszła kolej na nas. Co prawda, ja zaczęłam niefortunnie, ponieważ mój pierwszy wyścig jeszcze przed startem zakończył się wywrotką i zdartym kolanem. W tym okresie prawie cała moja klasa uczęszczała na treningi kolarskie, ale po roku, zostałam z niej jedynie ja. Nigdy jednak moi rodzice nie zmuszali nas do treningu, do tego, by po powrocie ze szkoły, przebierać się i ruszyć na zbiórkę. Całą rodziną jeździliśmy na wyścigi i zgrupowania, nawet mama, która na początku była przeciwna kolarstwu, stała się naszym wiernym kibicem i osobą bez której nie mogły odbywać się nasze wyścigi. Na początku było naprawdę ciężko, bo na każdym treningu trenowałam z chłopakami i zawsze wypadłam gorzej w porównaniu do nich, na wyścigach ogólnopolskich też nie miałam zbyt dobrych wyników. Wtedy tata powiedział mi: ,,mogę ułożyć Ci tak treningi, że będziesz mocna już teraz, ale nie chcę, bo będzie to złe dla twojego zdrowia i jeżeli masz dalej jeździć, to będziesz wartościową zawodniczką w starszych kategoriach”. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam, ale dziś wiem o co mu chodziło i za to bardzo mu dziękuję.

BW: Temat płacy minimalnych w kobiecym peletonie wciąż jest aktualny. Czekasz na przełom w tej sprawie?

Myślę, że ten temat zostanie rozwiązany po tym, jak zakończę karierę. Co prawda, powstają grupy kobiece przy męskich zespołach PRO TOUR, ale stawki za wynagrodzenia są diametralnie różne. Jest to smutne, bo przecież w taki sam sposób, ciężko, pracujemy jak mężczyźni i nie uważam, że nasze wyścigi są mniej interesujące.

BW: Wielokrotnie reprezentowałaś nasz kraj podczas szosowych mistrzostw świata. Który czempionat zapadł Ci najbardziej w pamięci?

Odpowiedź jak dotąd jest tylko jedna - Richmond. Po pierwsze, miałam tam super nogę, znalazłam się w decydującej ucieczce i walczyłam o wszystko. Kiedy przewaga ucieczki zmniejszyła się nad zasadniczą grupą, zaatakowałam na solo. Wiele osób mówiło, że za wcześnie, ale ja nie żałuję tej decyzji. Po prostu tak czułam i tak zrobiłam. To było niesamowite uczucie, kiedy atakujesz, a tu tysiące ludzi dopinguje Cię na trasie. Byłam „niesiona" ich okrzykami, szczególnie polskich kibiców. No i niewiele zabrakło i to bolało, ale wiem, że  było warto, bo miałam uczucie, że pojechałam z sercem, dałam z siebie wszystko i bardzo chciałam, a chyba o to w tym wszystkim chodzi.

BW: Katarzyna Niewiadoma, Maciej Bodnar, Michał Kwiatkowski, Rafał Majka – tych nazwisk nie trzeba polskim kibicom przedstawiać. Jak oceniasz aktualną kondycję polskiego kolarstwa? Co robić, by wyłapywać takie „rodzynki”?

Myślę, że polskie kolarstwo przeżywa rozkwit. Jest coraz więcej wyłapywanych talentów, ale z mojej strony myślę, że najważniejsze jest, by w młodym wieku kolarstwo było zabawą, bo znam wiele zawodniczek, które były talentami, a zakończyły swoje kariery w wieku juniorki młodszej, dlatego tak ważne jest „zdrowe” wyśrodkowanie sportu przez zabawę u najmłodszych zawodników.

BW: Jakie to uczucie zdobyć trzykrotnie tytuł mistrzyni Polski?

Każdemu ze zdobytych tytułów towarzyszyły inne emocje, inne historie. Każdy z nich przeżywałam na swój sposób, każdy był ważny. Jest to niezmiernie miłe uczucie, móc przez cały rok wozić koszulkę z orłem na piersi, to dodaje ci dodatkowej motywacji. Mam ogromne marzenie, by w moim przypadku nie sprawdziła się zasada – „do trzech razy sztuka”.

BW: Swoje największe sukcesy odnosiłaś na włoskiej ziemi. Masz w swoim dorobku m.in. triumf w Premondiale Giro Toscana. Jak wspominasz swoje starty na wyścigach w Italii? Jak wytrzymujesz rozłąkę z rodziną? 

Jeżeli chodzi o rozłąkę z rodziną po tak długim okresie, to wcale nie jest łatwo. Za każdym razem jest tak samo ciężko, kiedy po pobycie w domu muszę wyjeżdżać. Co prawda, słyszymy się niekiedy kilkanaście razy w ciągu dnia, ale bywają trudne momenty, kiedy akurat nic nie idzie, jak bym chciała, jestem daleko od moich bliskich i wtedy zastanawiam się, po co to wszystko. Mimo to po każdej burzy przychodzi słońce i wsparcie od moich rodziców i rodzeństwa dodaje mi ogromnej siły, aby wciąż dążyć do realizacji moich marzeń. Jeśli chodzi o Giro Toscana, to ten wyścig jest szczególny mojemu sercu. Ścigałam się i wygrywałam na trasach, na których trenuje i przed oczami ludzi, których znam i z którymi bardzo się zżyłam. Ich doping i okrzyki z trasy, kiedy wiedziałam , że byli tam tylko dla mnie i wierzyli we mnie, sprawił, że wydobywałam z siebie takie pokłady energii, o których istnieniu nie miałam pojęcia.

BW: Mimo niezłych wyników w 2012 roku nie dostałaś powołania na igrzyska olimpijskie w Londynie. Jak przeżyłaś to rozczarowanie?

Było ciężko. No, ale cóż, to była jedna z lekcji. Mam satysfakcję z tego, że powiedziałam prosto w oczy osobom, które podjęły taką decyzję, co o tym myślę. Uważam, że nie warto pogrążyć się w przeszłości. Nie czuję żalu do nikogo, a to, co się stało, dało mi tylko więcej do myślenia i zmotywowało do większej pracy.

BW: W Rio już Ciebie nie zabrakło. Co sądzisz o tamtejszej trasie przygotowanej przez brazylijskich organizatorów i jak podsumujesz rywalizację w Kraju Kawy?

Z perspektywy czasu miałabym zdecydowanie inne nastawienie do tego wyścigu. Chyba mit i stres dotyczący oprawy igrzysk olimpijskich wziął górę, a wspominając te zawody, były one takie same, jak każde inne. Trasa była ciężka ze względu na długi podjazd i trudny technicznie zjazd. Były to specyficzne zawody, być może ze względu na egzotykę Brazylii, klimat tam panujący lub po prostu atmosferę igrzysk olimpijskich. Można byłoby poprawić co nieco, ale dla mnie było to niezapomniane wydarzenie i spełnianie jednego z moich marzeń i celów.

BW: W 2017 roku reprezentowałaś amerykański zespół Cylance Pro Cycling. Byłaś w nim wsparciem dla prawdziwych gwiazd kolarstwa torowego. Próbowałaś kiedyś swoich sił na welodromie? Czego nauczyłaś się od Danielle King czy Holenderki Kirsten Wild?

Dokładnie reprezentowałam, od 2018 roku moją ekipą jest Movistar. Dani i Kirsten to najwyższej klasy zawodniczki, ale dla mnie to przede wszystkim wspaniałe osoby. Mimo wyników, które odniosły w swojej karierze, zrozumiałam, że są one normalnymi ludźmi, które trzeźwo i mocno stąpają po ziemi. Dani uświadomiła mi, że warto doceniać najmniejsze ,,rzeczy”, a Kirsten jest wielką kobietą o jeszcze większym sercu i jej zawdzięczam wiele, bo przez tydzień spędzony w jednym hotelowym pokoju uświadomiła mi moje błędy i mocne strony z kolarskiego punktu widzenia. Pokazała, jak można traktować ten sport profesjonalnie, mając jednocześnie do niego luźne podejście.

BW: Jak skomentowałabyś obecną sytuację w PZKol i wydarzenia ostatnich miesięcy?

Powiem szczerze, że nie mam zamiaru komentować spraw politycznych, które dzieją się w Polskim Związku Kolarskim. Nie mogę zaprzeczyć, że PZKol nigdy nie pomógł mi w przygotowaniach, czy startach, ale również nie mogę skłamać, że taka pomoc istniała przez cały okres mojej kariery. Dlatego nauczyłam się wiele lat temu liczyć na siebie, jeżeli PZKol będzie miał możliwości, zawsze chętnie skorzystam z pomocy związku i mam nadzieję, że będę jeszcze miała taką przyjemność, ale wiem, że muszę brać pod uwagę fakt, że głównie mogę liczyć tylko na siebie. Dlatego skupiam się na jak najlepszym wykonywaniu mojej pracy, a sprawy polityczne, na które nie mam wpływu i jak na razie nie są w obszarze  moich zainteresowań pozostawiam osobom, które chcą wykazać się na tym polu. Mam nadzieję, że wszystko poukłada się dobrze pod względem zawodniczek i zawodników, bo chyba o to, a raczej o nich w tej całej „polityce” chodzi.

BW: Masz obecnie 33 lata. Jaki jest twoim zdaniem najlepszy wiek na kolarskie sukcesy?

Najlepszy wiek na kolarskie sukcesy to ten, w którym zaczynasz cieszyć się kolarstwem, potrafisz połączyć doświadczenie z „głodem” zwycięstwa, rozumiesz i szanujesz relacje i zależności w grupie – „dziś ja Ci pomogę wygrać, a jutro Ty mi”, poza tym masz motywację do ciągłych treningów i „ulepszania siebie”, by w ostateczności, po zakończonym wyścigu, móc powiedzieć sobie – „dałam z siebie wszystko” i wtedy można mówić o tym, że się odniosło kolarski sukces.

BW: Czym zajmiesz się po zakończeniu kariery?  

Na razie skupiam się na kolarstwie, ale zabezpieczam się na przyszłość. Trochę inwestuję, próbuję się dokształcać. Wiem, że życie samo zweryfikuje mi przyszłość, tylko muszę być uważna, żeby wsiąść do pociągu, którym będę chciała pojechać. Wiem jednak, że jednym z wagonów w pociągu do przyszłości zawsze będzie kolarstwo, bo to część mojego życia, moja pasja i część mnie samej.

Rozmawiał: Maciej Mikołajczyk

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj