Skrzypnik: Wrócę na rower po swoje

Drukuj
Ewa Kania / pstryKANIA

Jej sukcesy na krajowej scenie downhillowej zliczyć ciężko. W ostatnim czasie coraz śmielej zaczęła sobie poczynać także za granicami naszego kraju. Kto przychodzi Wam na myśl, jeśli chodzi o dominację w polskim kobiecym DH? Mowa oczywiście o Soni Skrzypnik, która w wywiadzie opowiedziała nam o swojej pasji i pechowym sezonie 2016, stojącym pod znakiem walki z poważną kontuzją.

bikeWorld.pl: Sonia, na krajowej scenie downhillowej przedstawiać Cię już nie trzeba, jednak DH w Polsce zaliczyć możemy do jednej z bardziej niszowych odmian kolarstwa. Powiedz szerszej publice, jak to wszystko się zaczęło i jak trafiłaś akurat do DH? Ktoś zaszczepił w Tobie tę zajawkę czy do wszystkiego dochodziłaś sama?

Sonia Skrzypnik: Bardzo ubolewam nad tym, że DH w Polsce to wciąż niszowa odmiana kolarstwa. Cała miłość do rowerów zrodziła się już w dzieciństwie, gdzie na dziecięcym rowerku podbijałam parkowe szlaki. Adrenalina kręciła mnie w sumie od zawsze - zjeżdżanie ze schodów i wysokich górek to była dla mnie największa frajda. Na DH natrafiłam dzięki moim znajomym z rodzinnego miasta. Odrazu się zakochałam - szybkość, skoki, ekstremalna jazda. Początki oczywiście nie były łatwe, ale praktyka czyni mistrza. 

BW: Pierwsze sukcesy na swoim koncie zapisałaś już w 2011 roku, by w następnych sezonach praktycznie zdominować walkę na najważniejszych zawodach wśród kobiet. Uchylisz rąbka tajemnicy na czym polega tajemnica tak wielkiego progresu w Twojej dyscyplinie?

SS: Tajemnica musi pozostać tajemnicą. Mogę jedynie zdradzić, że tylko ciężka praca popłaca i nawet wtedy, gdy nie sprzyjają nam okoliczności, to nie możemy się poddawać. 

BW: Jak byś porównała kondycję polskiego DH w czasach, kiedy zaczynałaś i obecnie? Czy krajowa scena poszła do przodu, czy raczej stanęła w miejscu, np. za sprawą wielkiego „bum” na enduro?

SS: Myślę, że to pytanie trzeba zadać komuś, kto dłużej urzęduje w DH. Z mojej perepsktywy nie zmieniło się za wiele, poza ponownym pojawieniem się u nas zawodów rangi międzynarodowej. Pod względem organizacyjnym stoimy naprawdę dobrze, aczkolwiek zawsze mogłoby być lepiej i myślę, że DH ciągle będzie się rozwijać. Bardzo tego bym chciała.

 

 

BW: Sezon 2016 to chyba klasyczny przykład powiedzenia „dobre złego początki” – wygrana w Pucharze Polski na Górze Żar, 3. Miejsce w Chorwacji na wyścigu z kat. UCI i następnie… kontuzja. Co dokładnie się stało i jakie były tego konsekwencje? Jak wiemy, kontuzja wykluczyła Cię ze ścigania na kilka miesięcy…

SS: Podczas przygotowań do Pucharu Europy w Niemczech uległam wypadkowi w Wiśle. Popełniłam błąd na wybiciu na jednej z większych skoczni na Stożku, co skutkowało upadkiem na głowę i prawy bok. Przez pierwsze minuty po upadku nie wiedziałam co się dzieje, nie czułam swojego ciała, myślałam, że wydarzyło się najgorsze. Nawet na chwilę straciłam wzrok. Bardzo się przestraszyłam. Jednak po dłuższej chwili i odzyskaniu czucia próbowałam wstać. Dzięki Bogu był ze mną kolega, który pomógł mi, wezwał pomoc i trafiłam do szpitala. Tam usłyszałam diagnozę: wybicie stawu barkowo-obojczykowego trzeciego stopnia, pęknięcie nasady kości promieniowej lewej ręki, wstrząs mózgu z utratą świadomości, stłuczenie miednicy oraz liczne rany na całym ciele. Mój ukochany kask został zmasakrowany, ale zrobił robotę. Aktualnie jestem po drugiej operacji, jest już trochę lepiej. Nie zwalniam tempa - czekam na ściągnięcie szwów i wskakuje na rower. Kontuzja wykluczyła mnie niestety na cały sezon. Bardzo to przeżyłam, ponieważ miałam cele do zrealizowania, które muszą teraz poczekać do przyszłego roku. Mimo wszystko jestem bardzo pozytywnie nastawiona, bo wiem, że jestem bogatsza o to doświadczenie i gwarantuję, że wrócę na rower po swoje. Poddawanie się jest dla mięczaków. 

 

 

BW: Kibice ostrzyli sobie zęby nie tylko na zawody w Twoim wykonaniu, ale i na projekt zakładający serię filmów z Twoim udziałem: „Made in Poland” - opowiedz coś więcej o tym projekcie.

SS: Niestety projekt ze względu na wypadek został zawieszony. Miał zakładać kilka epizodów pokazujących moje rowerowe życie. W zamian za to powstanie film o mojej kontuzji i dochodzeniu do siebie.

 

 

 

BW: Zarówno film, jak i Twój profil na facebooku dobitnie pokazuje, jak ważne w obecnym sporcie jest także to, co poza rowerem, a więc autopromocja. Wystarczy być tylko najlepszym czy jednak trzeba robić coś jeszcze?

SS: Faktycznie autopromocja to ważny element, jednak samo promowanie siebie to nie wszystko - dobrze jak jest to poparte wynikami. Wtedy wszystko będzie spójne. 

 

 
 

 

BW: Z tego co widzimy, nigdy nie byłaś typem osoby, która poddawałaby się przeciwnościom losu – obecnie startujesz ze swoją szkołą techniki jazdy. Pochwal się nam tym koniecznie!

SS: Wyznaczam sobie cele i je realizuje. Jednym z nich był otworzenie własnej szkoły. Jedziemy swoje, bo tak nazywa się szkoła, stawia na indywiudalne szkolenia, ponieważ skupiamy się na podmiotowym podejściu - nie tylko uczymy, ale poznajemy daną osobę, jej możliwości. W ofercie znajdziecie również szkolenia grupowe, obozy, treningi personalne oraz coaching. Wszystkich zainteresowanych zapraszam na fanpage: Jedziemy Swoje lub do napisania meila na jedzemyswoje@gmail.com. 

BW: Wróćmy jeszcze do samej Soni Skrzypnik – jakie plany na najbliższe miesiące? Wiadomo już kiedy wracasz do ścigania?

SS: Wracam do ścigania w przyszłym sezonie, jest sporo do nadrobienia! :) Plany na najbliższe miesiące są następujące: trenowanie i wracanie do formy, szkolenie podopiecznych mojej szkoły oraz kolejna operacja.

 

 

BW: Na czym jeśli chodzi o rower śmigasz jeszcze poza zjazdówką? Prywatnie… poza zawodami…

SS: Poza zjazdówką jeżdżę na endurówce, szosie oraz na streetówce. Wszystko zależy od weny twórczej, byleby miało dwa koła! Chociaż czterema też nie wybrzydzam i bardzo lubię jeździć autem. 

BW: Jesteś typem sprzętowca, którego cieszy grzebanie przy sprzęcie własnoręcznie?

SS: Oczywiście, kocham to! Mimo, że mam swojego serwisanta, to nie wyobrażam sobie, żebym nie robiła nic sama przy rowerach. Majsterkowanie odpręża i lubię to robić. Przy okazji pochwalę się, że autami też nie pogardzę i sporo już sama zrobiłam w swoim tripowozie. 

 

 

BW: Na koniec jeszcze jedno pytanie, które nas nurtuje – ulubiona polska miejscówka Soni Skrzypnik i dlaczego właśnie ona?

SS: Nie mam swojej jednej ulubionej miejscówki. Tą, którą lubię i  która jest równocześnie najbliżej mnie jest Ustroń - Palenica. Fajni ludzie, ciekawe trasy, dobre wspomnienia. Oprócz tego lubię także Wisłę - Stożek i Bikepark Czarna Góra.

 

 

SS: Korzystając z okazji, chcę podziękować sponsorom za to, że naprawdę są świetnym wsparciem:

  • OSHEE
  • COMMENCAL
  • Juice Lubes - Bikeline.pl
  • TSG INTERNATIONAL- HSE / TSG / ROTOR
  • Shimano MTB
  • ContinentalMTB
  • Pro-Bikegear
  • HCC Components
  • SR Suntour Inc.c. - Euro Bike Products Piotr Pawlak
  • Level X
  • uvex Polska
  • Dodek bike service

Pozdrawiam również moich wiernych kibiców i przyjaciół, którzy dodawali otuchy w tym trundym czasie. 

BW: Bardzo dziękuję za poświęcony czas, życzę masę zdrowia i po powrocie zero crashów!

SS: Jak się człowiek nie wywraca to znaczy, że jest za wolno! Cześć :)

Fot: Michał Kuczyński / Ewa Kania pstryKANIA