Dawidowicz: Czas pójść własną drogą

Drukuj

Z Olą Dawidowicz - jedną z najbardziej utytułowanych polskich zawodniczek jeśli chodzi o kolarstwo górskie, rozmawialiśmy przy okazji niecodziennego wydarzenia... Ola postanowiła zakończyć karierę, a w wywiadzie opowiedziała nam o powodach podjęcia tej decyzji oraz o zmianach w jej życiu.

 

 

bikeWorld.pl: Olu spotykamy się dziś w innych okolicznościach niż zwykle i nie ukrywamy, że wolelibyśmy przeprowadzić z Tobą bardziej standardowy wywiad… tymczasem Ty zdecydowałaś o zakończeniu kariery i zawieszeniu roweru na kołek. Skąd taka decyzja? Względy prywatne, wypalenie czy może chęć spróbowania w życiu czegoś innego?

Ola Dawidowicz: Dlaczego…? Ja jestem uśmiechnięta. Po prostu... przyszedł czas na podsumowanie, życie. Już od jakiegoś czasu zadaję sobie różne pytania, to w którym miejscu jestem, co daje mi szczęście, co czuję i czego pragnę. Wnioski są jednoznaczne więc, po co ze sobą walczyć? W ostatnim czasie chciałam, ale nie wychodziło... ileż tak można? Sponsorzy, ludzie wokół, wszyscy się starali, robili dla mnie wszystko co mogli i nadal nie wychodziło. Zabrakło w tym wszystkim tej dawnej prawdziwej Oli z zadziorem, ale niestety rower nie dawał mi już takiej satysfakcji i radości jak kiedyś, a ja nie potrafiłam na nowo odnaleźć w tym wszystkim świeżość, radości i nowej motywacji. Ponadto bardzo i coraz częściej brakowało mi takiego normalnego, codziennego życia... Więc wszystko po trochu złożyło się na podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Tak, dokładnie - wypalenie, względy prywatne i chęć spróbowania czegoś innego...  W kolarstwie jestem już 20 lat i uważam, że to doskonały moment na to, aby pójść własną drogą i zmienić coś w swoim życiu - w końcu zaraz trzydziestka! ;-)

 

BW: Co na to Twoi przyjaciele i rodzina? Zawsze mocno podkreślałaś ich wsparcie. Nie zachęcali Cię, byś spróbowała jeszcze to pociągnąć czy może po prostu uznają, że taka decyzja zapewni Ci więcej szczęścia?

O.D.: Rodzina wspierała mnie kiedy walczyłam o swoje marzenie, wspiera i teraz, kiedy podjęłam decyzję o zakończeniu kariery i będę walczyła w życiu o coś innego. Wybrałam siebie,  swoje życie prywatne, wybrałam ludzi. Owszem po moich odczuciach i przemyśleniach też uznali, że decyzja ta zapewni mi wiecej szczęścia, ale do niczego mnie nie zachęcali  i nie zniechęcali.  Tak jak wspomniałeś myślę, że od dłuższego czasu widzieli, że rower nie daje mi już takiej radości co kiedyś. Mama często powtarzała, że woli mnie na miejscu uśmiechniętą, a nie wiecznie podróżującą. Pewnie też chciałaby, abym zaczęła układać swoje życie prywatne. ;-) Rozmawiałam z rodzeństwem, chrzestnym, przyjaciółką... niemniej jednak decyzja należała do mnie. Uporanie się ze soba i swoimi myślami wątpliwościami, było dla mnie największym wyzwaniem.

 

 

BW: Ekipa ze Srebrnej Góry z zewnątrz wygląda jak wielka, kolarska rodzina – jak wspominasz współpracę z tamtejszymi ludźmi, m.in. z Marcinem Górskim i kolegami z zespołu?

O.D.: Atmosfera zawsze była dobra, ale nie spędziliśmy ze sobą zbyt wiele czasu. Każdy miał swoje zawody i realizował swój plan. Ja większość czasu spędzałam na zgrupowaniach, rozjazdach i zawodach. Współpracę oceniam pozytywnie, nie mam nikomu nic do zarzucenia, każdy się starał, aby było jak najlepiej - zwłaszcza mój szef Marcin Górski, który miał do mnie ogromną cierpliwość. Łatwo jest być przy kimś, kto ma wyniki. Gorzej kiedy nie jest dobrze. Jestem i będę mu wdzięczna za to, że "był ze mną" kiedy było źle... był ze mną do samego końca.

BW: Ola masz na swoim koncie niesamowite sukcesy, wśród których wszyscy kolarscy kibice pamiętają przede wszystkim mistrzostwo świata U-23 oraz mistrzostwo Europy U-23, dwa razy top 10 podczas Igrzysk Olimpijskich – kończysz karierę spełniona czy może czujesz wewnętrznie, że można było zrobić jeszcze więcej, jeśli tylko los byłby bardziej łaskawy.

O.D.: Cieszę się i jestem z siebie dumna, że mogłam wpisać się w historię tego sportu. Odnosiłam fantastyczne wyniki na Świecie. Mam na swoim koncie sześć medali Mistrzostw Świata i Europy, koszulkę Mistrzyni Świata, dwa piękne starty podczas Igrzyskach Olimpijskich i wiele innych świetnych występów. Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego na rowerze. Kocham rower, bo to dzięki niemu poznałam fajnych, wartościowych ludzi, zwiedziłam niemalże cały świat. To właśnie dzięki kolarstwu będę miała mnóstwo pięknych, niezapomnianych wspomnień, które zostaną we mnie już na zawsze. To co przeżyłam dzięki kolarstwu, tych emocji nie da się kupić za żadne pieniądze! Hymn Polski, walka, radość, ogromne spełnienie, satysfakcja (nierzadko pot, krew i łzy) - piękne! Miałam swój czas w którym mogłam się zrealizować i zrobiłam to.Tak, czuję się spełniona sportowo, ale teraz czuję potrzebę spełniania się gdzie indziej.

BW: Z tym losem mamy na myśli niezbyt szczęśliwy wybór zespołu i przeprowadzkę do Włoch – myślisz, że to ten sezon zadecydował o tym, jak wszystko się dalej potoczyło? Chodzi o nieco gorsze kolejne sezony.

O.D.: Owszem cała ta sytuacja wiele mnie kosztowała i niewątpliwie miała ogromny wpływ na moje dalsze losy.  Bardzo szybko zakończyłam sezon, potem miałam problemy zdrowotne. Posypałam się psychicznie i ciężko było się odbudować. Po powrocie znowu ze zbyt dużymi ambicjami podchodziłam do tego wszystkiego, było za dużo spiny, a za mało luzu. Bardzo chciałam walczyć z najlepszymi i sama na sobie wywierałam zbyt dużą presję, mój kortyzol nie schodził poniżej górnej granicy. ;-) I znowu zaczęło się wszystko sypać. Brakowało mi też ludzi, bo niestety stadne ze mnie zwierzątko, osoby która byłaby przy mnie na co dzień, wyłapywałaby błędy, potrafiła powiedzieć kiedy przesadzam z treningami i kiedy powinnam bardziej odpuścić - niestety moje subiektywne oko nie potrafiło tego dostrzec. Brakowało też ludzi do życia, wciąż przebywałam poza domem. Wcześniej taki system pracy bardziej mi służył.

 

 

 

 

 

BW: Ostatnimi czasy wygrałaś jedną z edycji Bike Maratonu – widzisz siebie od czasu do czasu w jakimś wyścigu, nawet amatorskim? Dla siebie… dla zabawy… żeby poczuć trochę laktatu we krwi? ;-)

O.D.: Zakończyłam swoją zawodową przygodę z rowerem jeszcze przed MP. Od tego momentu nie siedziałam na rowerze, przestałam się ścigać.  Zajęłam się czymś innym i póki co nie myślę o rowerze. Jeśli przyjdzie taki moment, że zacznie mi go brakować, nie wykluczam jakiegoś startu na luzie, dla siebie, dla fanu i fajnego towarzystwa.

W moim życiu zawsze sporo się działo, ciągłe zmiany miejsc, zawody, itp. Adrenaliny nigdy nie brakowało. I choć aktualnie cieszę się, ze spokoju jaki mam wokół siebie i w sobie, to zdaję sobie sprawę że z czasem zacznie mi brakować sportu i emocji. Może odnajdę w sobie nową pasję? Nie musi to być rower. 

BW: A może dopuszczasz myśl, że kiedy już odpoczniesz trochę psychicznie wrócisz jeszcze i spróbujesz powalczyć?

O.D.: Nie po to kończę, aby wracać. Choć ktoś  kiedyś powiedział „nigdny nie mów nigdy’ to moja odpowiedź brzmi -NIE.  Dla mnie coś się skończyło owszem choć to dobrze przemyślana decyzja, mimo wszystko ciężko jest się z tym pogodzić. Pewnie nieraz nadejdą chwile, kiedy będzie brakowało mi tego wszystkiego, ale do tej pory myślę, że zaangażuję się już w inne rzeczy,  którymi będę żyła.  Jak wcześniej napisałam, jeśli w dalszej przyszłości zatęsknię za rowerem- nie wykluczam powrotu, ale już dla siebie.. amatorsko.  

BW: Masz już pomysł na to, czym zajmiesz się po kolarstwie? 

O.D.: Zastanawiam się, ale na spokojnie najpierw muszę złapać oddech. Odpocząć od wszystkiego, zdystansować się od świata, którym żyło się kilkanaście lat.
Spojrzeć na wszystko chłodnym okiem i trochę się przestawić, aby móc na nowo działać. Chodzę ostatnio dużo po górach i to daje mi dużo spokoju oraz pomaga na co dzień.

 

 

BW: Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie z lat ścigania? Największy sukces? A może jakieś inne wydarzenie?

O.D.: Igrzyska Olimpijskie zarówno w Pekinie jak i Londynie były niezwykłym przeżyciem i marzenie każdego sportowca. Ale największy sentyment mam do 2009r. w którym to wywalczyłam tytuł Mistrzyni Świata. Pamiętam wjazd na metę i towarzyszące temu emocje. Wyciągnęłam obie ręce w górę i zadedykowałam to zwycięstwo swojemu tacie, który był zawsze moim największym kibicem, a którego już nie ma z nami.  Potem Hymn Polski -wzruszające i cała, nie tylko moja radość a całego mojego teamu była cudowna. Zwycięstwa z fajnymi ludźmi wokół smakują inaczej niż radość w pojedynkę. 

BW: Olu życzymy Ci powodzenia i wierzymy, że decyzja podyktowana głosem serca jest tą właściwą! I jako portal dziękujemy, że w poprzednich latach dostarczyłaś nam i wszystkim kibicom tak wielu powodów do radości. Kolarski świat z pewnością nie zapomni nazwiska Dawidowicz! Trzymaj się i mamy nadzieję, że do usłyszenia! 

O.D.: Dziękuję za rozmowę! Chciałam podziękować swoim kibicom, którzy byli przy mnie nie tylko w tych dobrych, ale i złych momentach. Swojej rodzinie, przyjaciołom oraz wszystkim sponsorom! 

Życzę wszystkim Wam szczęścia! Z kolarskim pozdrowieniem, Ola.