BikeWorld.pl: Ubiegły sezon był dla ekipy Zamana Group wyjątkowy głównie z powodu organizacji cyklu szosowego. Jak ocenia Pan pierwszy sezon Kross Road Tour?
Cezary Zamana: Ze względu na ilość osób, która wzięła udział w cyklu, patrzę na niego z lekkim niedosytem. Jako organizator miałem trochę większy apetyt, ale to chyba głównie przez wyścigi MTB, gdzie bardzo szybko spora zebrała się spora grupa startujących amatorów. Na szosie byliśmy przygotowani na ponad 500-600 osób na każdą edycję, bo mieliśmy odpowiedni sprzęt – przede wszystkim elektroniczny pomiar czasu z dość kosztownymi aktywnymi chipami, które czas mierzyły co do tysięcznej sekundy. Przygotowaliśmy też specjalny system sektorów na wypadek dużej ilości zawodników, a wszystkie miejscówki miały odpowiednie zaplecze, infrastrukturę, parkingi, czasem nawet prysznice dla zawodników – to dlatego trochę szkoda, że nie było większej frekwencji. Zdaję sobie natomiast sprawę, że w przypadku amatorów start w MTB, a start na szosie to dwie zupełnie różne sprawy.
Jeśli chodzi o pozytywy, to na pewno zebraliśmy masę doświadczenia jeśli chodzi o imprezy na szosie, mam też pomysły jak poprawić frekwencję na zawodach. W 100 procentach został sprawdzony nasz system pomiaru czasu, który okazał się bezbłędny. Czasem nawet jeśli startuje 200 osób, a organizator nie dysponuje takim systemem, to z wynikami bywa różnie. U nas wyniki zawodnicy otrzymują momentalnie. Poza tym organizowanie imprez szosowych wiąże się z innymi uwarunkowaniami zabezpieczenia trasy, z zamykaniem dróg, itp. To też, poza jedną miejscówką, poszło bardzo składnie. Mam tu na myśli Małopolskę, gdzie natomiast sprawdził się system sektorowy – policja w tym wypadku nie chciała całkowicie zamykać drogi na tamtejszej przepięknej pętli, więc musieliśmy puszczać w mniejszych grupach, ale byliśmy przygotowani, więc szybko ustawiliśmy zawodników w sektorach, czyli w grupach wg poziomu – najmocniejsi z przodu, nieco słabsi z tyłu i tak dalej, co nie powodowało łączenia się grup, a jednocześnie ruch mógł być częściowo otwarty i wszystko przebiegło bezpiecznie. Trzeba też podkreślić owocną współpracę z miastami.
Jak najbardziej kontynuujemy cykl szosowy, może nawet z jedną miejscówką więcej. Zresztą wraz z firmą KROSS był plan współpracy też na kolejny rok, więc tutaj na pewno będziemy działać. Dzięki firmie KROSS mamy spokój organizacyjny, mamy gwarancję, że ten cykl będzie się odbywać w następnym roku.
BW: Jak z perspektywy czasu ocenia Pan trasy oferowane zawodnikom w ramach KRT?
Cezary Zamana: Udało nam się udowodnić, że trasy w centralnej Polsce potrafią być trudne, ciekawe, malownicze. Na świeżo przychodzi mi do głowy finał w Nałęczowie, gdzie każdy się zastanawiał, dlaczego takie krótkie dystanse, a ja mówiłem, że jak na pierwszej rundzie wszyscy będą się ganiać, to te doznania będą pewnie nawet cięższe niż w Łopusznej w gminie Nowy Targ. Tam z kolei przejeżdżaliśmy m.in. koło zamku w Niedzicy, gdzie były całkiem niezłe przewyższenia. W Nałęczowie z kolei była runda z pięknym podjazdem, gdzie zawodnicy mogli jechać nieopodal fabryki Cisowianki po kostce z serpentynami i pięknymi widokami. Tam też końcówkę udało nam się poprowadzić tak, że kibice mogli bardzo dużo zobaczyć, zawodników wchodzących w zakręt, a później wjeżdżających pod górę, gdzie finiszowali. Wyjątkowo plenerowy finisz był bardzo fajnym elementem. Zwykle na wyścigu zawodnicy tylko przemkną, a tutaj można było ich oglądać trochę dłużej. Poza tym oczywiście pierwszy etap ze startu wspólnego w Głownie, gdzie Darek Baranowski często przygotowywał się do największych wyścigów. Etap pokazał, że też są to piękne tereny, nieopodal jest przecież Wyżyna Łódzka. Umiejętnie udało nam się dobrać drogi, bo raz jechaliśmy po gminnych szosach, raz po powiatowych, po wojewódzkich. Naprawdę wszystko było dopracowane. W Przasnyszu z kolei szerokie drogi, dojazdówki też z trochę innym charakterem. Te wszystkie etapy przypominały mi trochę klasyki, takie jak Paris-Roubaix, Liege-Bastogne-Liege, Amstel Gold a nawet Lombardię. Która trasa jest ciekawsza? Każda jest inna, każda ma swój koloryt i ciężko tu którąś z tras faworyzować.
BW: Nieco zmian było też w kalendarzu Mazovia MTB Marathon, zawitaliście m.in. w górach. Jak wspomina Pan nowe edycje?
Cezary Zamana: Owszem znowu wyskoczyliśmy do Małopolski, kiedyś byliśmy w Krakowie, kiedyś byliśmy nawet w Karkonoszach. Te góry co by nie mówić przyciągają, sam lubiłem jeździć po Małopolsce. Tak więc odbył się tam zarówno wyścig szosowy, jak i MTB, chodzi mi jednak po głowie, aby w przyszłym roku nie był to wypad na jeden dzień, tylko aby było to coś więcej. Jestem akurat w trakcie planowania wyjazdu w góry, żeby wraz z bardzo przyjazną gminą Nowy Targ jeszcze raz podsumować to co się wydarzyło. Nie ukrywam, że takim głównym kryterium są opinie użytkowników, ale gościnność Podhalan, którzy byli na miejscu, jest świetna. Czułem wsparcie do tego, by zorganizować to wydarzenie. Znaleźliśmy tam trochę takich dziewiczych, dzikich, mało uporządkowanych gór, które za to były trudne, odkrywcze i oczywiście z miały piękne widoki na Tatry. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na południe i będę pracować na tym, by to nie był tylko epizod, ale żeby jednak było to coś więcej niż w zeszłym sezonie.
BW: Jak ocenia Pan poziom sportowy na maratonach z cyklu Mazovia MTB Marathon, czego mogą spodziewać się osoby, które chciałyby wystartować tam po raz pierwszy?
Cezary Zamana: Przede wszystkim mogą się spodziewać systemu sektorowego, czyli czegoś co gwarantuje bezpieczeństwo – każdy może wystartować na swoim dystansie i na swoim poziomie. Mamy najbardziej rozbudowany system sektorowy – nawet do 11 sektorów w zależności od dystansu. To jest bardzo istotne na ciężkich trasach, chociażby jak na tych w Łopusznej, że nikt nie musiał jechać do szpitala. Także w szosie i na MTB można znaleźć swoje miejsce na swoim poziomie. Dzięki temu można jechać pewnie i podnosić swoje kwalifikacje, swoje doświadczenie, nie myśleć o tym, że jest niebezpiecznie, tylko skoncentrować się na własnej jeździe i skupić się na zawodnikach o zbliżonym poziomie. Ważne jest też to, że kalendarz mamy dopasowany do momentu w sezonie, bo jednak trzeba zdać sobie sprawę, że Polska ma 4 pory roku i inny poziom sportowy jest w maju, inny w czerwcu, inny na jesieni. Warto budować swoją formę stopniowo, jak to się mówi – słońce wyżej, forma wyżej. :-) Trasy Mazovii są też w ten sposób ułożone, bo zaczynamy od lżejszych tras jeżeli chodzi o profil na Mazowszu, później wchodzimy w bardziej wymagające trasy, np. Kazimierski Park Krajobrazowy, Puławy, potem Wyżyna Łódzka, gdzie często trzeba zejść na małą tarczę. Następnie przygotowujemy zawodników na to, żeby chociażby w lecie spróbowali tego wypadu w góry albo etapówki na Mazurach. Na Mazurach robimy teraz konkurs na najlepszą trasę. W Ełku są nawet singletracki przygotowane przez miejscowych zawodników i nadleśnictwo, które pomagało w oznakowaniu tych tras, a więc są to maratony bardzo urozmaicone. Ja na pewno wychodzę z założenia, że jeśli już jedziemy w wyjątkowe miejsce, to warto jechać na więcej niż jeden dzień, zabrać kogoś bliskiego, rodzinę. Tam gdzie organizujemy imprezy tereny mają naprawdę bardzo dużo do zaoferowania.
BW: Mazovia nie odpoczywa długo, bo już za około 2 miesiące startuje cykl zimowy. Dlaczego warto startować w zawodach nawet zimą?
Cezary Zamana: Po pierwsze niektóre cykle są rozciągnięte na 5 – 6 miesięcy, a jednak rytm zawodnika ciężko przerwać na pół roku. Treningi to jednak też trochę inna sprawa. Taki element współzawodnictwa, bycia z innymi zawodnikami czy nawet oswojenie się z peletonem warto zimą wprowadzić, bo tak długa przerwa po prostu nam nie sprzyja. Start zimowy pozwala na oswojenie się i daje możliwość współzawodnictwa bez stresu, bo po pół roku bez startu w wyścigu pojawia się stres, niepotrzebnie trzęsą się ręce i niewygodnie się jeździ w grupie. Po drugie zima jest absolutnie najlepszym momentem do uczenia się jazdy technicznej. Zima nie jest od tego, żeby walczyć o jakieś super wyniki na maratonach, ale żeby się spotkać i po prostu startować. Zawsze sobie marzę, żeby był śnieg, który poprawia umiejętność wpadania w poślizgi i nawet uczy przewrotki na śniegu, co później nie jest tak groźne w sezonie. Przede wszystkim zależy nam jednak na skróceniu tego okresu niestartowego, a zimę śmiało można potraktować w kategoriach zabawy, dzięki czemu na wiosnę unikniemy niepotrzebnego stresu i typowego przesilenia.
BW: W kolejnym sezonie zawitacie m.in. do Kielc, gdzie zorganizujecie maraton przy okazji Kielce Bike-Expo. Czy w kalendarzu szykujecie jeszcze jakieś niespodzianki?
Cezary Zamana: Poza tym o czym opowiadałem, to wielkich niespodzianek raczej nie szykujemy. Niebawem wznowimy Akademię Rowerową Cezarego Zamany, gdzie przypomnimy, że jesień to idealny moment na podreperowanie naszego zdrowia, bo wyczynowa jazda czasem może pewne rzeczy zakłócić. Przypomnimy, że warto zwrócić uwagę w większym stopniu na ćwiczenia ogólnorozwojowe, odkurczenie mięśni, doleczenie ewentualnych kontuzji czy jakie treningi się powinno wykonywać, czyli też samo przygotowanie się do sezonu. Tak więc niebawem przekażemy chętnym sporą dawkę informacji na temat roztrenowania, odbudowania organizmu, ale i przygotowania się do maratonów.