BW: Absolutną nowością w kalendarzu Zamana Group jest Gwiazda Południa, czyli górska etapówka MTB. Niedawno opublikowany został termin zawodów – od 30 czerwca do 3 lipca, czyli początek wakacji. Tereny to okolice Babiej Góry – Zawoja, Maków Podhalański. Co więcej możesz powiedzieć o tej etapówce? Jakie dystanse, czego spodziewać się na trasach?
CZ: Sam jeszcze niedawno nie myślałem, że będę robił etapówkę w górach! Jednak lata na Mazovii dały nam już sporo doświadczenia i powstaje etapówka w górach, z czego ja się bardzo cieszę, bo jednak typowe kolarstwo górskie oczywiście jest w górach. W Polsce mamy bardzo ciekawe tereny do MTB – dosyć trudnego, chyba nawet jak na standardy europejskie, bo drogi nie są tak bardzo przygotowane pod kątem jazdy pojazdów zwożących drzewo, są dość często dzikie, nieprzetarte, dlatego kolarstwo MTB ma super podłoże, by jednak dalej się rozwijać – w pewnym momencie przyszła chwila nasycenia, kulminacji rozwoju kolarstwa górskiego.
Po zeszłorocznym maratonie w Łopusznej odkryłem, że jest bardzo dużo miejsc wartych pokazania i zrobienia tam imprezy, która w jakiś sposób na nowo pokaże zawodnikom, że są na zupełnie świeżych, nowych terenach – zwłaszcza jeśli chodzi o etapówki, bo mamy imprezy od lat rozgrywane w Sudetach i Beskidach, wydaje mi się, że na świetnym poziomie, a ja natomiast chcę pokazać nieodkryte tereny. To są okolice w których już jeździłem i które może w końcu nauczą mnie prawdziwego kolarstwa górskiego! ;-)
W okolicach Babiej Góry spędziłem już trochę czasu i nabrałem nieco pokory, bo przygotowywaliśmy te trasy z lokalnymi zawodnikami, którzy jeżdżą również na rowerach enduro i dokładnie wiedzą na czym to wszystko polega, a przede wszystkim znają wielki potencjał każdego zakamarka. Muszę też od razu zaznaczyć, że trasy będą nieprzesadnie trudne, bo moim zdaniem niektórzy organizatorzy idą w nieco zbyt ekstremalnym kierunku – sztuką jest zrobić trasę ciekawą, trudną, ale jednak aby skupiła ona większą liczbę osób i była otwarta dla amatorów. Dlatego wzorem Mazovii od razu wiedziałem, że przygotujemy może nie 4 różne dystanse, ale tylko 2, uwzględniając trasę PRO, z której zawodnicy na wyższym poziomie będą zadowoleni – trasy mają ocenić też nasi przyjaciele z JBG-2, z którymi konsultowałem, jak górskie trasy powinny być przygotowane.
Wystarczy wspomnieć, że na każdym etapie zameldujemy się na wysokości ponad 1000 m n.p.m., a zaczynać będziemy w Stryszawie leżącej na ponad 300 m n.p.m., co pokazuje różnice wzniesień. Urozmaicone będzie podłoże na którym przyjdzie nam się ścigać: w około 30 % mało uczęszczane drogi, przygotowane przez nas sigletracki, szczególnie w momentach, kiedy zjazdy będą zbyt strome - tam będziemy się starali wytyczyć taką ścieżkę, żeby jednak szło zjechać. Chłopaki już pokazali mi dwa takie single, które oni zjeżdżali, a ja dwukrotnie musiałem zejść z roweru, także tu jeszcze przede mną nauka. ;-) Reasumując, zjazdy i podjazdy będą trudne, ale bez przesady – będą elementy szutrowe, takie, aby szło nieco zobaczyć piękne okolice Babiej Góry i aby były też szybkości, momenty odpoczynku, a nie ciągła katorga.
Słowem jeszcze o organizacji etapówki – wzorem innych naszych imprez robimy prolog, który ma poukładać stawkę zawodników, aby nie musieli się niepotrzebnie denerwować – najlepsi zawodnicy wystartują z przodu i systematycznie słabsi zawodnicy nieco bardziej z tyłu, żeby nie było niepotrzebnych przepychanek na początku i walki o pozycje – w wyścigu etapowym w ogóle nie jest to potrzebne. Prolog ma tu też inną funkcję – zawodnicy, którzy pierwszy raz przyjadą na etapówkę zjadą sobie oznakowaną trasą zjazdu, który będzie na pierwszym etapie w kolejnym dniu. To będzie takie zaprzyjaźnienie się, aby nie narażali się na niebezpieczeństwo podczas pierwszego etapu. Prolog wprowadzi powoli zawodników technicznie i fizycznie, bo będzie to po prostu rozgrzewka.
Pierwszego dnia czeka nas najtrudniejszy etap, wjedziemy na Jałowca – czyli ponad 1000 m n.p.m. –to będzie najtrudniejszy etap szczególnie wydolnościowo. Potem etap w Makowie Podhalańskim – wszystkie te miejscówki jak Stryszawa, Zawoja, Maków są blisko siebie, a dla osób bez transportu będziemy pomagać przedostawać się w różne miejsca. Drugi etap to będzie trochę więcej kilometrów po mniejszych przewyższeniach. Na koniec Zawoja, czyli wisienka na torcie, może nie chodzi tu o trudność, bo zawodnicy będą już mocno zmęczeni, natomiast pojawią się dwa zjazdy, które będą satysfakcjonujące dla osób lubiących wyzwania. Mamy też bardzo dobre zaplecze jeśli chodzi o noclegi i zabezpieczenie ratownicze.
BW: Jakieś nowości w kalendarzu Mazovia MTB? Planujecie powtórzyć też zeszłoroczny maraton na Podhalu?
CZ: Tu mamy ciekawy projekt, szczególnie dla osób niemieszkających na południu. Wychodzimy z założenia, że jeśli już jechać w góry to warto wybrać się na dłużej, dlatego Łopuszna będzie powtórzona (dodatkowo znajdzie się w Pucharze Polski) 26 czerwca, co spowoduje, że osoby które przyjadą w góry w ciągu jednego tygodnia będą mogły zaliczyć maraton w Łopusznej z wjazdem na Turbacz prawie (1400 m!), a po 3 dniach odpoczynku zapraszamy po sąsiedzku do Stryszawy na etapówkę.
BW: W naszej poprzedniej rozmowie szeroko omawialiśmy KROSS Racing Tour. W roku 2016 czeka nas II sezon Waszych imprez szosowych dedykowanych dla amatorów – w kalendarzu pojawi się chyba więcej, bo aż 8 edycji łącznie z prologiem, czyli jazdą na czas. Możesz zdradzić coś więcej o miejscówkach?
CZ: Tak jak wspominaliśmy kiedyś, w zeszłym roku przygotowaliśmy się na trochę większe frekwencje na wyścigach. Wprowadziliśmy w nasze szosowe wyścigi m.in. sektory startowe, znane dotychczas z naszych wyścigów MTB, aby stawka ułożona była wg poziomu zawodników. W tym roku zdecydowaliśmy, aby imprezy KROSS Racing Tour przeprowadzić bliżej centrum Polski, a więc w rejonach Warszawa – Łódź, m.in. dlatego, aby zintegrować zawodników u nas startujących – zwłaszcza, że właśnie Mazovia w ten sposób powstawała.
Mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie wyjdzie to wszystko jeszcze lepiej, zwłaszcza, że zawodnicy którzy już u nas startowali już to poczuli i polubili ten cykl. Taka integracja zawodników sprawi, że poznają się oni nawzajem w peletonie – proszę zauważyć, że przez pierwszy tydzień Tour de France jest tyle wypadków, że przez następne dwa tygodnie mamy już znikomy procent tych kraks – czyli ten moment samego zapoznania się zawodników nawzajem jest bardzo istotny. No i mam nadzieję, że integracja, która nastąpi poprzez większe scentralizowanie imprez szosowych i powiększenie terminarza, bo jednak odbiór był bardzo dobry i dostawaliśmy sporo pytań czy wszystko jest OK, czy impreza będzie kontynuowana, sprawi, że ludzie na szosie będą czuć się bezpieczniej – bo chyba największym problemem jest przełamanie takiego strachu, przede wszystkim zawodników, którzy jeszcze nie ścigali się na szosie lub przechodzą z MTB na szosę.
bikeWorld.pl: Jak co roku Wasz kalendarz rozpoczyna zimowy cykl maratonów Northtec MTB Zimą i chociaż w 2016 roku nowości nie zabraknie, warto pokrótce zacząć właśnie od tematu zimy – w kalendarzu wiele się nie zmieniło, ale wyjaśnij proszę naszym czytelnikom dlaczego warto stanąć od czasu do czasu na starcie wyścigu zimą?
Cezary Zamana: Wiele korzyści z jazdy w zimowych maratonach wyciągają zawodnicy jeżdżący na rowerach górskich, którzy poprzez poślizgi zyskują umiejętność lepszej kontroli nad rowerem, szczególnie teraz, kiedy zima nie jest bardzo mocna, ale jednak mieliśmy już śnieg. Dobrym przykładem jest Patryk Piasecki, który w kolarstwo górskie wszedł stosunkowo późno, a obecnie ściga się jako zawodowiec – Patryk dziękował mi, że kiedyś jako mniej doświadczony zawodnik miał okazję do takich startów zimą, bo później na bardziej wymagających wyścigach jak chociażby MTB Trophy mu się to przydało. Latem, szczególnie w górach, też zdarzają się śliskie warunki – błoto czy wilgotne kamienie. Kontrolę roweru najlepiej ćwiczyć właśnie zimą na śniegu – bo jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz! Właśnie… z drugiej strony upadek też warto przećwiczyć i zdecydowanie lepiej najpierw zrobić to na puchu śnieżnym, aniżeli potem w trakcie sezonu, narażając się na groźniejsze kontuzje.
Drugim elementem jest oczywiście wydolność. Moim zdaniem trochę zbyt mocno idzie się w kierunku wszelkiego rodzaju fitnessu w pomieszczeniach zamkniętych, gdzie dochodzi nam duże odwodnienie i odpada element hartowania organizmu. Jest mnóstwo powodów, dlaczego warto jednak wyjść na świeże powietrze – jednym z nich jest, jak ja to nazywam, „przesilenie wiosenne” – zawodnicy stają na pierwszym maratonie w sezonie, noga rwie do startu, natomiast dla organizmu jest to zbyt gwałtowne i zbyt duże uderzenie. Jeśli zawodnicy kończą sezon na przełomie września i października, a pierwsze starty mają w kwietniu, to przerwa jest potężna. Wchodzą tam też elementy niepotrzebnej nerwowości. Ktoś kto przyjdzie na maraton zimowy – nie dla wyniku, tylko dla zabawy i kontaktu z peletonem, dla poprawy techniki, zachowuje wszystkie elementy potrzebne do rywalizacji w sezonie zasadniczym – jak mówi znane powiedzenie „najgorszy wyścig jest lepszy od najlepszego treningu”. Zawodnicy startujący w zimie wchodzą w sezon lepiej, z większą świadomością jazdy w grupie i bez zbędnego stresu.
BW: Co roku zimą organizujecie zajęcia w ramach Akademii Kolarskiej – w tym roku współpracowaliście chociażby z ekipą zawodową JBG-2 oraz Diagnostixem. Powiedz proszę coś więcej o tym projekcie.
CZ: Kolejny raz wspomnę tu Patryka Piaseckiego – ponieważ nie przechodził on całej tej tradycyjnej drogi kolarza, kiedy to zawodnicy zaczynają przeważnie w okresie młodzika i potem kształcą się w kierunku dorosłego, seniorskiego kolarstwa. Patryk przecież kiedyś był żeglarzem i w dosyć szybkim tempie odnalazł się jako kolarz MTB – no w dniu dzisiejszym można powiedzieć, że Patryk trochę lat już jeździ – ale do czego zmierzam… to pokazuje, że jak Patryk zaczynał z kolarstwem był takim samym amatorem, jak większość osób które startują u nas. Jest on świetnym przykładem, że jako amator który stosunkowo późno zaczął, można sprawnie przejść wszystkie etapy rozwoju i kolarstwo jest otwarte dla ludzi niemalże w każdym wieku.
Uważam, że baza w Wiśle, która została stworzona przez zawodników JBG-2 dla kolarzy, którzy naprawdę chcieliby podnosić swoje umiejętności, sprawność, umiejętność trenowania, jest rzeczywiście świetna. Nie był to mój tegoroczny cel, natomiast bardzo chętnie promuję to co oni robią – otwierają się na innych, by uczyć kolarstwa górskiego. Przeważnie jest tak, że grupy zawodowe się zamykają na otoczenie, to są ich tajemnice, jak dochodzą do pewnego poziomu. My mamy cudowną grupę, która jest otwarta, mówiąc „przyjeżdżajcie do nas i uczcie się kolarstwa, my Wam w tym pomożemy”. Myślę, że nie każdy kraj może pochwalić się taką ekipą, nawet tam, gdzie kolarstwo jest na wyższym poziomie. To był dla mnie impuls, aby akademię kontynuować m.in. z grupą JBG-2 i Diagnostixem.
BW: Jak spotkania na Akademii wyglądają od strony organizacyjnej, nauczymy się tam teorii, praktyki?
CZ: Staramy się pokazać tak naprawdę cały proces, który powoduje, że informacje teoretyczne, praktyczne i systematyka korzystania z tego doprowadzają nas na wyższy poziom. Tu jeszcze muszę nadmienić elementy takie, które są coraz lepiej rozbudowane, bo to przecież nie tylko JBG-2 i centrum szkoleniowe w Wiśle, które jest świetnie przygotowane pod kątem szkoleniowym – jak chociażby tamtejsza trasa XCO. Są też takie kwestie jak ustawianie pozycji, m.in. właśnie dlatego organizujemy warsztaty w Veloart - taki element jest warty rozważenia i nauczenia, bo dobrze dopasowany rower jest wygodny, ale przede wszystkim bezpieczny i mamy nad nim chociażby większą kontrolę.
Zawsze wracamy też do tematu ogólnorozwojowego, teraz ten etap jest już nieco za nami, ale podkreślamy, co robić poza samą jazdą na rowerze, aby nie nabywać kontuzji, aby wzmocnić inne partie ciała – czyli tu też tak samo jak grupa JBG-2 poruszamy troszeczkę szersze tematy, czyli sprawę ogólnorozwojowego przygotowania do sezonu. W tym względzie takie elementy teoretyczne dają naprawdę o wiele inne spojrzenie na to, jak okres zimowy jest ważny w perspektywie przygotowania do sezonu – to nie jest tylko jeżdżenie na rowerze.
Nie ukrywam, że mam spory dystans do wirtualnych trenerów, bo moim zdaniem bezpośredni kontakt z trenerem jest bardzo ważny – tutaj raz jeszcze podkreślam działanie Diagnostixa, bo zawsze uważałem, że najlepszym trenerem jest starszy, doświadczony zawodnik. Trenerzy rzadko kiedy są w stanie jechać z nami na trening, przez co nie są w stanie poprawiać naszych błędów. Dlatego moja akademia wraz z partnerami rekomenduje jednak bezpośredni kontakt z osobami, z którymi trenujemy.
BW: Wspomniałeś o treningu ogólnorozwojowym. Dziś mówi się o tym sporo, a jak w czasach, kiedy Ty wchodziłeś w kolarstwo wyglądała ta kwestia?
CZ: Paradoksalnie czasy, w których ja zaczynałem kolarstwo, czyli lata 80’, pod względem treningu ogólnorozwojowego były bardzo dobre – ówczesny system szkolenia sportowców wyglądał nieźle, oczywiście to nie był ten poziom co teraz, ale były kluby i zawodnik miał gdzie iść.
Moim zdaniem prawdziwą szkołę kolarstwa wzniósł trener Łasak, z którym nigdy nie miałem do czynienia, bo żył dekadę przede mną, ale wprowadził pewne elementy treningu na przełomie lat 60 i 70, kiedy Ryszard Szurkowski zaczął seryjnie wygrywać wyścig pokoju. Wtedy odpowiednio wykorzystywało się zimę, aby zrobić bazę ogólnorozwojową do sezonu. My robiliśmy później tak samo, a więc jeśli było zimno i stan dróg nie pozwalał na jazdę na rowerze, to albo trenowaliśmy w lesie na krótkich rundach, albo jeździliśmy na ostrym kole, m.in. dlatego, że przerzutki nie zamarzały, a jednocześnie taki rower wymuszał konieczność ciągłego i równego pedałowania. Korzystaliśmy oczywiście z nart biegowych, które budowały naszą wydolność ogólną, a przede wszystkim nie marzliśmy – ja pochodzę z północno-wschodniej części Polski, gdzie kiedyś zimy naprawdę były surowe. Powiem więcej – nawet graliśmy na śniegu w piłkę, a na siłowni wprowadzaliśmy elementy treningu obwodowego. Tak że przez dostęp tych różnych dyscyplin sportu automatycznie trenowaliśmy ogólnorozwojówkę.
Więcej o etapówce Gwiazda Południa znajdziecie na: gory.zamanagroup.pl