Tour po 17. etapie

Wypowiedzi i komentarze po 17. etapie Tour de France

Drukuj

Norwegowie są jak na razie jedną z bardziej wyróżniających się nacji. Po zwycięstwie Thora Hushovda, na kolejnym etapie Tour de France górą był jego rodak, Edvald Boasson Hagen (Team Sky). 

Norwegowie są jak na razie jedną z bardziej wyróżniających się nacji. Po zwycięstwie Thora Hushovda, na kolejnym etapie Tour de France górą był jego rodak, Edvald Boasson Hagen (Team Sky). To już drugie zwycięstwo Hagena w tegorocznym wyścigu i zarazem drugie z rzędu zwycięstwo Norwega. Kolarz Team Sky zdaje sobie sprawę, że dla Norwegii ten Tour jest czymś wyjątkowym – „może jest nas tylko dwóch [drugim Norwegiem jest Hushovd], ale mamy na koncie cztery zwycięstwa etapowe, to wspaniałe” – powiedział Boasson Hagen, „obaj Norwegowie w tym wyścigu są w znakomitej formie. Dzisiejszy zjazd do mety był bardzo trudny, ale obejrzałem go na wideo przed wyjściem rano z autobusu i wydawało mi się, jakbym go znał od zawsze” – stwierdził kolarz Team Sky, który właśnie na zjeździe zdołał wypracować sobie bezpieczną przewagę.

Znów z dobrej strony pokazał się Alberto Contador (Saxo Bank Sungard), który atakował i choć nie zdołał zgubić najgroźniejszych rywali, to jednak dał im wyraźny sygnał, że wraca do formy. „Alberto jest w lepszej dyspozycji niż rok temu” – powiedział menedżer Saxo Bank Sungard, Bjarne Riis.

Cotnador i Samuel Sanchez (Euskaltel Euskadi) wyraźnie współpracowali na zjeździe, by odjechać rywalom. Zdobyli kilkanaście sekund przewagi, ale na ostatniej prostej zostali doścignięci przez kilkuosobową grupkę, w której byli bracia Schleck i Cadel Evans. „Rozmawialiśmy w trakcie etapu, że musimy współpracować na zjeździe, by odjechać” – mówił Sanchez. „Zawsze trzeba szukać sojuszników na wyścigu, ale takich, którzy są mocni i z którymi ma się wspólny interes” – dodał z kolei Contador. Obaj nie ukrywają, że są dobrymi kolegami, i może okazać się, że jeszcze na tym wyścigu ta dwójka będzie współpracować na górskich podjazdach.

Kolejne sekundy stracił Thomas Voeckler (Europcar), lider wyścigu. Francuz, choć na podjeździe bez większych problemów trzymał się razem z najlepszymi góralami w peletonie, to jednak na zjeździe miał sporo kłopotów, które omal nie zakończyły się wypadkiem. „Chyba za bardzo chciałem” – powiedział potem Francuz, „lepiej było trzymać się Evansa, niż gonić Contadora i Sancheza” – przyznał. Voeckler aż trzy razy wypadał z trasy, raz wjeżdżając do przydomowego ogródka, jednak na szczęście skończyło się tylko na strachu. „Myślę, że już jutro nie dam rady jechać z czołówką. Sześciokilometrowy podjazd to nie to samo, co 35 kilometrów pod górę” – przyznał właściciel żółtej koszulki.

Podjazd po Galibier zwiastuje zaciętą walkę faworytów, ale nie można zapominać o klasyfikacji górskiej. Jelle Vanendert (Omega Pharma-Lotto) ma tylko 2 punkty przewagi nad Samuelem Sanchezem (Euskaltel Euskadi). Ta dwójka kolarzy będzie walczyć w najbliższych dniach o punkty na lotnych premiach i o to, kto w Paryżu założy koszulkę w grochy. „Jutro są aż trzy podjazdy, a ja nie znam żadnego z nich. Trochę to dziwne, prawda?” – mówił Vanendert, „muszę uważać szczególnie na Sancheza, który ma tylko dwa punkty straty, ale inni też będą groźni” – stwierdził Belg.

Sanchez, z kolei, zamierza przede wszystkim walczyć o podium w klasyfikacji generalnej. Obecnie Hiszpan zajmuje 5. miejsce ze stratą 2.59 do Voecklera. „Straciłem sporo czasu w pierwszym tygodniu, no ale trudno. Z drugiej strony, dziś nadrobiłem 27 sekund nad Voecklerem i Basso, a to już dużo” – stwierdził Sanchez.

Na 18. etapie kolarze wspinać się będą na Galibier, dzień później na l’Alpe d’Huez. Contador przewiduje, że to właśnie wspinaczka na Galibier będzie decydująca dla losów wyścigu. „Myślę, że to będzie najtrudniejsza część wyścigu. Podjazd jest odsłonięty, a nachylenie bardzo duże” – powiedział Hiszpan, zwycięzca sprzed roku, który obecnie zajmuje szóste miejsce w generalce.

Fot.: Sirotti