Jakoś tak się składa, że Polska słynie z kobiecego XC. Wystarczy wspomnieć jedno z najgorętszych nazwisk ostatnich tygodni, Justynę Kowalczyk. Justyna rządzi w XC zimą, a Maja Włoszczowska latem. Zupełnie inne sporty, całkowicie różne "pojazdy", ale wspólna nazwa cross-country nie jest przypadkowa. Tu 30 kilometrów na nartach, tam na rowerze. W obu przypadkach jest pod górę i z góry.
Maja Włoszczowska jest nie tylko ambasadorem kobiecego polskiego kolarstwa górskiego. To najlepszy sportowiec jeżdżący na rowerze w biało-czerwonych barwach od wielu, wielu lat. Żaden Polak, czy to na szosie, czy MTB nie może się jej równać.
Dobrze, że Maja nie poprzestaje na sporcie, ale równocześnie pracuje na swój wizerunek: promuje Jelenią Górę, organizuje własny wyścig XC i widać po różnych publikacjach, że buduje konsekwentnie swój PR.
„Nie wszyscy wiedzą, że Maja Włoszczowska jest obiecującą dziennikarką, efektywną bizneswoman, organizatorką wyścigu i ambasadorką akcji charytatywnych. - Lubię dziennikarstwo, być może kiedyś spróbuję tej pracy na poważnie - nie ukrywa Maja.” pisał Przegląd Sportowy prezentując jej sylwetkę w plebiscycie na najlepszego polskiego sportowca.
Idolką Mai jest niezwykle utalentowana Gunn-Rita Dahle. Rita jest starsza od Polki, urodziła się w 1973 roku. Ta multimedalistka przerwała w 2008 roku karierę, urodziła dziecko i wróciła na rowerową scenę wygrywając rok temu Mistrzostwa Europy w maratonie.
Swoją karierę łączy z pasją do dziennikarstwa. Może dlatego sportowe media tak ją polubiły, bo Rita wie, jak rozmawiać z dziennikarzami. Kończyła studia na kierunku dziennikarskim w Stavanger, gdzie pracowała w gazecie do 1995 roku, kiedy to dołączyła do lokalnego klubu kolarskiego. Jej kariera potoczyła się błyskawicznie. Po prostu okazało się, że 22-letnia dziewczyna ma talent i szybko znaleźli się ludzie, który zaczęli szlifować odkryty diament.
Już w Atlancie otarła się o podium. Ostatecznie skończyła na czwartej pozycji. Cztery lata później w Sydney u szczytu swojej kariery zdobyła upragnione złoto. Przed „Pekinem” Rita miła poważne problemy zdrowotne i mimo przyznania jej nominacji, nie ukończyła wyścigu.
Jest zawodniczką spełnioną i rozpoznawalną w swoim kraju, gdzie propaguje MTB wśród dziewczyn. Czasem pisuje do gazet i chętnie bierze udział w sesjach zdjęciowych.
Gdy kolarski świat obiegła dwa lata temu temu wiadomość o tym, że Rita jest w ciąży, ta chętnie wzięła udział w sesji fotograficznej. Swojego nowonarodzonego syna Bjornara szybko wciągnęła do kolarskiego życia. Nic dziwnego. Jej mąż Kenneth jest od lat menadżerem i wsparciem i rodzina wszędzie jeździ razem, na zawody również.
Irina Kalentieva, rosyjska supergwiazda kolarstwa górskiego, już od ładnych paru lat plasuje się w światowej czołówce, ale dwa ostatnie sezony były dla niej wyjątkowo udane: najpierw zdobyła brąz na Igrzyskach w Pekinie, a rok później została Mistrzynią Świata. Jest bardzo drobną kobietą, ale przy swoich 154 cm potrafi zachować ogromną wytrzymałość. W osiągnięciu sukcesów pomaga jej znakomita technika. Błoto i trudne warunki to to, co Irina lubi najbardziej.
Na co dzień mieszka w Niemczech. Tam trenuje i ma sponsorów dbających o jej karierę. Sportowi podporządkowała całe swoje życie wiodąc życie singielki z odchyłami w kierunku zakupocholizmu.
Zdaje sobie sprawę, że jeszcze wiele może osiągnąć na rowerowej scenie, a olimpijski medal w Londynie za dwa lata jest jak najbardziej w jej zasięgu. A ponieważ po stronie jej atutów postawić można oprócz talentu i wysportowania wdzięk i urodę, chętnie bierze udział w sesjach zdjęciowych.
Sabine Spitz jest najstarsza z wymienionej czwórki i w tym roku skończy 39 lat. Jej kariera w przeciwieństwie do Dahle nie była równa. Sabine notowała wzloty i upadki jednak w ostatnim dziesięcioleciu zawsze należała do światowej czołówki. Wtedy, kiedy trzeba było mieć szczyt formy, osiągała ją. Dzięki temu w dwóch ostatnich olimpiadach zdobyła medale: brąz w Atenach i złoto w Pekinie – najcenniejsze sportowe trofeum.
Spitz z wykształcenia jest chemikiem, jednak w całości poświęciła się sportowi. Nie tylko trenuje do zbliżającego się sezonu, ale również propaguje kolarstwo oraz sportowy tryb życia w swoim kraju. A ponieważ niemieckie media kochają ją z wzajemnością, Sabine często pojawia się w prasie. W zeszłym roku wydała książkę na temat treningu dedykowaną nie tylko rowerzystom i chętnie udziela się jako ekspert. Jak przyznaje, jej celem jest zwycięstwo na Igrzyskach w Londynie.
Zrobiłem małe „badania” wśród osób obojga płci nie związanych z kolarstwem. Okazało się, że dla większości MTB wydaje się mało kobiece. Spotkałem się z opiniami, że brakuje w nim harmonii i piękna. Panie akcentowały ryzyko wystąpienia kontuzji. Panowie twierdzili, że dziewczyny „znikają gdzieś w lesie na dwie godziny” i muszą „telepać się na kamieniach” oraz często porządnie się ubrudzić (żadnych miłośników błotnych zabaw?)
Dopiero po zaprezentowaniu im powyższych zdjęć niektórzy zmienili zdanie. Odkryli, że pod kaskami i trykotami kryją się kobiety z krwi i kości, a do tego są atrakcyjne! Inaczej spojrzeli na terenowe dwa kółka. Stwierdzili, że ten sport „w sumie jest interesujący”.
No jasne, że jest! Zwłaszcza w kobiecym wydaniu.