Przed andaluzyjskim Eldorado

Podsumowanie 2. części 64. Vuelta a Espana

Drukuj

Górski tryptyk w Andaluzji. Velefique, Nevada i Pandera odpowiedzą na wszystkie pytania? Sześciu pretendentów do złota. Przebudzony Cunego. Szmyd równie mocny, co na Giro. Zegarmistrz Cancellara. Greipel w zastępstwie Cavendisha. Cwaniak Gerrans.<br />

Górski tryptyk w Andaluzji. Velefique, Nevada i Pandera odpowiedzą na wszystkie pytania? Sześciu pretendentów do złota. Przebudzony Cunego. Szmyd równie mocny, co na Giro. Zegarmistrz Cancellara. Greipel w zastępstwie Cavendisha. Cwaniak Gerrans.
W drugim dniu przerwy podczas tegorocznej Vuelty znakomita większość uczestników tego wyścigu z niepokojem oczekuje zapewne na najbliższe trzy z pozostałych jeszcze dziesięciu dni rywalizacji. Górskie odcinki od piątku do niedzieli wyznaczone na szosach spalonej słońcem Andaluzji zapowiadają się na najcięższy górski tryptyk w tegorocznym kalendarzu. Nawet trzy alpejskie Touru (zresztą przedzielone dniem przerwy) nie oferowały kolarzom takiej kumulacji „atrakcji” jak przyszykowane przez organizatorów VaE etapy z finałami pod Alto de Velefique, Sierra Nevada i Sierra de la Pandera. Liderzy wyścigu wiedzą, iż najbliższy „długi weekend” zdecyduje o losach całego wyścigu. Sprinterzy zastanawiają się czy będą w stanie przeżyć taką serię morderczych etapów. Natomiast „harcownicy” już dziś zapewne kalkulują jak mądrze przejechać te odcinki aby od poniedziałku mieć dość sił witalnych na skonstruowanie skutecznych ucieczek w którymś z łatwiejszych etapów w trzecim tygodniu Vuelty.

Jak można było przypuszczać pierwszy tydzień ścigania po hiszpańskiej ziemi przyniósł wstępną selekcję w dość szerokim przed wyścigiem gronie faworytów. Wystarczyły po temu w zasadzie dwa etapy tzn. ósmy z metą pod przeszło 20-kilometrowe wzniesienie Alto de Aitana oraz dziewiąty, którego główną atrakcją był krótki, acz bardzo stromy podjazd pod Alto de Xorret del Cati. Profile obu tych etapów usiane siedmioma-ośmioma premiami górskimi przypominały „elektrokardiogram”. Niemniej zważywszy na fakt, iż większość tych górek miała tylko drugą bądź trzecią kategorię żaden z największych asów nie wyłożył jeszcze w minioną niedzielę czy poniedziałek wszystkich swych kart na stół. Ot po prostu z wielkiego peletonu wyłoniła nam się grupa sześciu pretendentów do podium w Madrycie. Co ciekawe na tej krótkiej liście nie ma żadnego ze zwycięzców dotychczasowych etapów. Nawet Damiano Cunego, który na Alto de Aitana święcił swój pierwszy od pięciu lat triumf na trasach Wielkich Tourów (jeśli nie liczyć zwycięstwa w klasyfikacji młodzieżowej TdF 2006) nie powinien się włączyć do walki o najwyższe zaszczyty. Włoch co prawda jest teraz siódmy w „generalce” ze stratą niespełna stu sekund do trzeciego miejsca, lecz spodziewać się można, iż „Mały Książe” szykowany do roli lidera „squadra azzura” na czempionat w Mendrisio wycofa się kilka dni przed końcem Vuelty lub w najlepszym razie odpuści niektóre z pozostałych jeszcze „do rozegrania” górskich odcinków.
 

Na placu boju o złotą koszulką pozostało więc na nam sześciu ścigantów, z których każdy ma coś do udowodnienia. Prowadzi faworyt gospodarzy czyli Alejandro Valverde z Caisse d’Epargne, który swój prymat zawdzięcza ośmiu sekundom bonifikaty wywalczonym na finiszu w Xorret del Cati. Hiszpan zapragnął wyjść na prowadzenie już po dziewiątym etapie dlatego, że dzień później Vuelta zawitać miała do Murcii, miasta będącego stolicą jego rodzinnego regionu. Ledwie siedem sekund za nim czai się obecnie „wiecznie drugi” Australijczyk Cadel Evans z Silence-Lotto. Kolarz z „Antypodów” ma już serdecznie dość drugich lokat w najpoważniejszych etapówkach. Był już wszak dwukrotnie drugi w Tour de France oraz aż trzy razy drugi w Dauphine Libere, w dwóch ostatnich edycjach przegrywając właśnie z Valverde. O tym jak bardzo „Kangur” pragnie wskoczyć w końcu na najwyższy stopień podium świadczy jego furiackie zachowanie na mecie ósmego etapu i pretensje wobec Holendra Roberta Gesinka, który przymknął go na ostatnim wirażu uniemożliwiając Evansowi podjęcia walki z Valverde. Wspomniany Gesink to zdecydowanie najmłodszy członek elity tego wyścigu. Przed rokiem był w Vuelcie siódmy i wiele wskazuje na to, iż w tym roku poprawi się o kilka lokat. Jego talent rozwija się prawidłowo i niewykluczone, że dwa-trzy lat ekipa Rabobanku doczeka się rodzimego lidera na wyścigi wieloetapowe. Na razie śmiałym krokiem do przyszłej detronizacji Denisa Mienszowa byłoby utrzymanie się na podium w tegorocznej Vuelcie – w tej chwili traci do Valverde 36 sekund.

Czwarty w hierarchii ze stratą 51 sekund jest obecnie Amerykanin Tom Danielson z ekipy Garmin. Ten utalentowany góral, niegdyś okrzyknięty nieomal następcą Lance’a Armstronga ostatnie dwa sezony zmarnował na skutek licznych chorób i kontuzji. Tym razem w końcu ma wszelkie dane ku temu by poprawić swą wielkotourową „życiówkę” czyli szóste miejsce wykręcone na Vuelcie w 2006 roku. Tuż za nim z 53 sekundami do odrobienia plasuje się Ivan Basso z Liquigasu, który zważywszy na doświadczenie oraz wydarzenia dwóch pierwszych górskich odcinków wydaje się być obok Evansa najgroźniejszym z konkurentów obecnego lidera. Zdecydowanie najwartościowszym pomocnikiem Włocha jest Sylwester Szmyd, który już nie raz potwierdził swą wartość w tym wyścigów. Polak z pewnością „ma nogę” na czołową „20” w tej imprezie. Lecz na razie skupia się na pomocy mocniejszemu koledze, zaś w razie powstania korzystnych dla niego okoliczności zamiast dbać o swe miejsce w klasyfikacji generalnej spróbuje raczej wygrać któryś z górskich etapów. Wąska listę sześciu asów nad asami zamyka mistrz olimpijski z Pekinu Samuel Sanchez z Euskatel tracący do Valverde tylko minutę i sześć sekund. W obliczu trzech górskich finiszy w Andaluzji, kilku poważnych gór pod Madrytem i czasówki w Toledo to naprawdę niewiele o ile tylko super-zjazdowiec rodem z Asturii dojdzie do siebie po niedzielnym upadku, który kosztował go już blisko 50 sekund straty na poniedziałkowym etapie do Xorret del Cati.

Czołową „10” klasyfikacji generalnej zamykają obecnie Cunego. Rewelacyjny w ostatnich latach Ezequeil Mosquera z Xacobeo-Galicia, jak zwykle „anonimowy” Hamiar Zubeldia z Astany i regularny Słoweniec Tadej Valjavec z Ag2R. Przyszłość Cunego w tym wyścigu pozostaje zagadką. Mosquera powinien jeszcze awansować, acz wymarzone przez niego podium chyba już za bardzo mu odpłynęło. Zubeldia nie specjalnie przekonuje swą jazdą i niewykluczone, że już wkrótce w gronie najlepszych dziesięciu kolarzy tego wyścigu zastąpi go kolega z drużyny, młody Daniel Navarro. Valjavec zapewne zrobi swoje czyli utrzyma się w top-10 „generalki”, acz będzie musiał odpierać zakusy na to miejsce przed wszystkim ze strony kolarzy takich jak: Joaquin Rodriguez, Dani Moreno czy Juan Jose Cobo. Niespodziewanie zupełnie posypała nam się w ostatnim tygodniu ekipa Saxo Banku. Bracia Andy i Frank Schleck już się z Vuelty wycofali, zaś poobijany na niderlandzkich drogach Jakob Fuglsang stracił blisko jedenaście minut już na mecie w Alto de Aitana co równoznaczne było z kresem jego marzeń o udanym debiucie w świecie Wielkich Tourów. Honor znamienitej duńskiej ekipy ratuje przynajmniej Szwajcar Fabian Cancalerra, który podobnie jak na prologu w Assen był klasą sam dla siebie również podczas 30-kilometrowej czasówki w Walencji gdzie ponownie nie dał najmniejszych szans swym rywalom. Już dziś chyba można „Niedźwiedziowi z Berna” wysłać zaproszenie na najwyższy stopień podium podczas wyznaczonej na dzień 24 września imprezy w Mendrisio.


Jakkolwiek nowy król sprinterów czyli Mark Cavendish bawi obecnie na gościnnych występach w amerykańskim stanie Missouri to i tak podczas Vuelty na gromadnych finiszach pierwsze skrzypce gra kolarz Team Colombia. Pierwsze „hiszpańskie” zwycięstwo Andre Greipela odniesione na ulicach Liege było mocno szczęśliwe, lecz już sukces po dniu przerwy na mecie w Vinaros potwierdziło klasę tego kolarza. Po jedenastu dniach Vuelty Greipel jest nie tylko jedynym zawodnikiem obok Cancellary, który wygrał dwa etapy, ale zważywszy na „rejteradę” zwycięskiego w Caravaca de la Cruz Amerykanina Tylera Farrara również zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji punktowej wyścigu z przewagą ponad 20 punktów nad „przygasłym” Belgiem Tom Boonem z Quick Stepu i Słoweńcem Borutem Boziciem z Vacansoleil, który odniósł swój życiowy sukces na mecie w Xativie. Na koniec nie sposób nie wspomnieć o triumfatorze z Murcii czyli Simonie Gerransie z zespołu Cervelo. Australijczyk wyrasta na prawdziwego mistrza w gronie „harcowników”. Przed rokiem górski etap TdF z metą we włoskim Pratonevoso. W tym roku podczas Giro d’Italia najszybciej z uciekinierów wspiął się na strome wzniesienie San Luca górujące nad Bolonią, zaś w miniony wtorek ograł wszystkich towarzyszy licznej eskapady na drodze do Murcii, która wiodła przez „Grzebień Koguta” będący premią górską drugiej kategorii. Komplet etapowych zwycięstw w trzech Wielkich Tourach to sam w sobie wyczyn nie lada, a tym bardziej ze strony kolarza wszechstronnego, acz nie będącego asem wspinaczek, czasówek czy sprintu. Nie będąc królem w żadnej z tych podstawowych specjalności trzeba być przed wszystkim nie lada mędrcem w dziedzinie kolarskiej taktyki i dobrym „psychologiem” by rozgryźć niecne zamiary swych rywali.

Pomiędzy Almerią z Madrytem kolarzom pozostaje jeszcze przejechać przeszło 1500 kilometrów podzielonych na dziesięć odcinków, w tym pięć mogących mocno namieszać we wstępnie ustalonej hierarchii wyścigu. Który z sześciu faworytów najlepiej rozłoży siły przez całe trzy tygodnie? Czy właściciel złotej koszulki na mecie w Sierra de la Pandera dowiezie ją do Madrytu? Czy krótka czasówka w Toledo będzie miała jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Odpowiedzi na te pytania poznamy w ciągu najbliższego tygodnia. Wiele wskazuje na to, iż na mecie w Madrycie zatriumfuje kolarz nie mający dotąd w dorobku zwycięstwa w Wielkim Tourze. Co na to Ivan Basso?

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj