Dauphine na osłodę

61. Criterium du Dauphine Libere (07-14.06.2009, Pro Tour, Francja)

Drukuj

Dauphine Libere próba generalna przed Wielką Pętlą, podobnie jak rok temu padł łupem Alejandro Valverde. Z tą jednak różnicą, że w tym roku Hiszpan z Caisse dEpargne w Tour de France najprawdopodobniej nie wystartuje.

Dauphine Libere – próba generalna przed Wielką Pętlą, podobnie jak rok temu padł łupem Alejandro Valverde. Z tą jednak różnicą, że w tym roku Hiszpan z Caisse d’Epargne w Tour de France najprawdopodobniej nie wystartuje.
Dauphine to coroczny sprawdzian przed Tour de France. To tu, podczas najtrudniejszych alpejskich etapów, główni faworyci Wielkiej Pętli sprawdzają formę swoją i rywali. Dauphine dokonuje selekcji faworytów Touru. W tym roku na starcie wielka trójka – Contador, Evans, Valverde, za ich plecami Gesink, Nibali, Zubeldia czy Fuglsang. Pewniaka ciężko było wskazać, choć z początku wydawało się, że to Evans prezentuje najlepszą formę.

Na pierwszej, otwierającej wyścig czasówce zyskał 8 sekund nad Contadorem i 23 sekundy nad Valverde, co stawiało go w dobrej pozycji przed kolejnymi etapami. Dobre miejsce podczas tego etapu zajął także Maciej Bodnar, który był 19., lecz to był jedyny przebłysk naszego kolarza, reprezentującego barwy Liquigas. Na kolejnym etapie jednym z bohaterów także był kolarz, który nie żyje ostatnio najlepiej z organizatorami Tour de France. Na finiszu w Dijon Tom Boonen co prawda musiał uznać wyższość Angelo Furlana z Lampre, lecz był to znak, że Belg jest w dobrej dyspozycji przed Wielką Pętlą, w której, mimo niechęci organizatorów, kolarz Quick Step chce wystartować i rozważa nawet podjęcie korków prawnych, aby dopiąć celu.

Trzeci etap przyniósł zmianę lidera. Na prowadzenie wyszedł Niki Terpstra (Milram), który wraz z czwórką innych kolarzy finiszował ponad minutę przed peletonem, dzięki czemu założył też koszulkę lidera. Nie na długo. Już na kolejnym etapie, kolejnej czasówce, Evans odebrał młodemu Holendrowi żółty trykot. Co prawda nie wygrał etapu, gdyż tego dnia świetnie pojechał Bert Grabsch (Columbia – Highroad), dla którego było to pierwsze zwycięstwo w koszulce Mistrza Świata, którą wywalczył w Varese. Evans natomiast znów pokazał, że odrobił lekcje z jazdy na czas i Contadorowi „dołożył” 35 sekund, natomiast drugiemu z Hiszpanów, Valverde, aż 1.31. To stawiało Australijczyka z Silence – Lotto w bardzo komfortowej sytuacji przed etapami górskimi, które miały pokazać, kto będzie się liczyć na tour de France. Nad liderem Astany miał 45 sekund, natomiast Valverde tracił aż 1.54.

Ta minuta i 54 sekundy okazały się jednak bardzo ulotne, gdyż już na kolejnym etapie Valverde, razem z Sylwestrem Szmydem, odjechali od peletonu na słynnej Górze Wiatrów, zyskując przewagę, która pozwalała liderowi Caisse d’Epargne na objęcie prowadzenia w generalce. Umowa była jasna, Valverde – żółta koszulka, Szmyd – zwycięstwo etapowe, choć przez moment wydawało się, że nasze marzenia o pierwszym zwycięstwie Szmyda prysną, gdy na kilkaset metrów przed metą Polak stanął. Zdołał się jednak szybko pozbierać, a zwycięstwo odniesione w tak ciężkim wyścigu, w tak doborowym towarzystwie i na tak osławionym podjeździe z pewnością długo pozostanie w naszej pamięci, a kolarzowi Liquigas, który przez wiele lat pracował na innych (nie zawsze tych, którzy mieli formę), doda wiary w siebie. A Evans? Evans z kolei nieco się zagapił, puszczając Valverde. Australijczyk liczył z pewnością, że rywalom także nie na rękę jest atak Hiszpana i nie rzucił się w szaleńczą pogoń i to najpewniej kosztowało go zwycięstwo w całym wyścigu.

Mimo nieustannych ataków na kolejnych trzech etapach Australijczyk nie mógł już zgubić Valverde. Jak cień za kolarzem Silence – Lotto podążał też Alberto Contador, który tylko raz, na końcowych metrach 7. etapu dał się zgubić i stracił kilka sekund. Wygrywali za to Francuzi, Pierrick Fedrigo z ekipy Bbox-Bouygues Telecom i davod MOncoutie z Cofidis, który zdążył nas już przyzwyczaić, że jak zwycięża, to po wspaniałej ucieczce. Na ostatnim etapie Holender Clement (Rabobank), znany ze swoich umiejętności jazdy na czas popisał się znakomitym finiszem. Próby Evansa nie przyniosły efektu i musiał się on zadowolić drugim miejscem, choć pokazał, podobnie jak Contador, że w górach będzie groźny.

Z bardzo dobrej strony pokazali się młodzi – Robert Gesink (Rabobank), Vincenzo Nibali (Liquigas) i Jakob Fuglsang (Saxo Bank). Zawsze z przodu, często atakowali, tak jak Fuglsang pod Ventoux, czy Gesink pod Saint-François-Longchamp. Przy tak mocnej obsadzie tegorocznego wyścigu trudno było im się przebić do pierwszej trójki, jednak pokazali, że śmiało mogą walczyć z bardziej doświadczonymi kolegami, a kibicom daje to nadzieje na jeszcze ciekawszą walkę podczas Tour de France.