ORZEŁ kontra KILLER

92. Giro d'Italia w drugim dniu przerwy

Drukuj

Mienszow przejmuje kontrolę. Di Luca ostatnią nadzieją Włochów. Sastre wkracza do gry. Odrodzenie Garzelliego. Niewyraźny duet z Liquigasu. Kryzys Leipheimera i Rogersa. Klęska Simoniego i Lovkvista. Armstrong rośnie w oczach.

Mienszow przejmuje kontrolę. Di Luca ostatnią nadzieją Włochów. Sastre wkracza do gry. Odrodzenie Garzelliego. Niewyraźny duet z Liquigasu. Kryzys Leipheimera i Rogersa. Klęska Simoniego i Lovkvista. Armstrong rośnie w oczach.
Drugi tydzień wyścigu Dookoła Włoch jak to zwykle bywa w przypadku wyścigów wieloetapowych dał nam odpowiedzieć na pytanie, którzy z faworytów i pierwszych bohaterów tego wyścigu są przygotowani na walkę przez pełne trzy tygodnie od Wenecji po Rzym. Z niektórych zawodników z dnia na dzień zeszło powietrze, w kilku przypadkach dość szybko i z głośnym sykiem. Inni wydają się nabierać rozpędu aby pełnie swej mocy osiągnąć dopiero w trzecim tygodniu zmagań. Niemniej w związku z trudnym górskim początkiem tegorocznego Giro w najlepszej sytuacji znajdują się obecnie ci zawodnicy, którzy „na wysokich obrotach” byli już w Dolomitach, zaś następnie potrafili wytrzymać na tym poziomie także na górzystych drogach Piemontu, Ligurii, Emilii-Romanii i regionu Marche.

Lista kandydatów do końcowego zwycięstwa w jubileuszowym Giro d’Italia za sprawą ostatnich siedmiu etapów zawęziła nam się praktycznie do dwóch nazwisk. Liderem po dwunastym etapie został zwycięzca górzystego „etapu prawdy” Rosjanin Denis Mienszow. Kolarz Rabobanku wyprzedził w tej próbie o 20 sekund Levi Leipheimera. Dotychczasowy lider Danilo Di Luca z ekipy LPR stracił blisko dwie minuty co jednak owego dnia – pomimo straty różowej koszulki – mógł uważać za swój sukces. Co ważne dla Mienszowa nie mniej niż Di Luca stracili też do niego Ivan Basso i Carlos Sastre, zaś kompletnie zawiedli kolarze Team Colombia: Thomas Lovkvist i Michael Rogers. Szczególnie postawa tego drugiego była sporym rozczarowaniem zważywszy, iż Australijczyk to były trzykrotny mistrz świata w jeździe indywidualnej na czas.


 
Przed pierwszymi odcinkami w Apeninach jednak to nie szanse Mienszowa wyglądały najlepiej. Mając w pamięci popis Di Luki na piemonckim etapie do Pinerolo można było oczekiwać, iż „Killer z Abruzji” szybko przystąpi do odrabiania swej skromnej 34-sekundowej straty. Tym bardziej, że ekipa Włocha wyglądała silniejsze wojsko niż holenderska drużyna Rosjanina. Tymczasem oba weekendowe etapy (do Bolonii i Faenzy) padły łupem klasowych harcowników czyli: Simona Gerransa z Cervelo i Leonardo Bertagnolliego z Diquigiovanni, zaś liderzy wyścigu nie mieli okazji schylić się nawet po najskromniejsze bonifikaty. Zresztą Mienszow zdaje się z dużym spokojem kontrolować poczynania Di Luki, zaś na mecie królewskiego odcinka na Monte Petrano nadrobił nad nim kolejnych 5 sekund. Mimo to Włoch wydaje się być jedynym kolarzem pomieszać szyki Rosjanina w triumfalnej drodze do Rzymu.

Gołym okiem widać, iż za plecami tej dwójki rozkręca się doświadczony Sastre, który w ładnym stylu wygrał etap szesnasty – wyjątkowo morderczy tak z uwagi na dystans, łączne przewyższenie jak i falę upału, która ogarnęła w ostatnich dniach Italię. Niemniej zwycięzcy ubiegłorocznego Tour de France może zbraknąć czasu na odrobienie wcześniejszych strat. Di Luce jak i Hiszpanowi do przeprowadzenia skutecznego ataku zostały już tylko dwa górskie etapy, a w zasadzie dwa górskie finisze (Blockhaus i Wezuwiusz), bowiem walka na etapach siedemnastym i dziewiętnastym ograniczy się zapewne do ostatnich 10 kilometrów obu tych odcinków.

Im dalej w las tym lepiej jedzie również zwycięzca Giro z 2000 roku Stefano Garzelli. Któż z nas po feralnym dla „Kobry” etapie do Alpe di Siusi mógł przypuszczać, iż tyle razy będziemy go jeszcze oglądać, na najtrudniejszych podjazdach w pierwszym szeregu topniejącej grupki faworytów czy też w akcjach zaczepnych. Tymczasem Garzelli śmiałej akcji na etapie do Pinerolo objął prowadzenie w klasyfikacji górskiej, następnie wykręcił trzeci czas na czasówce do Riomaggiore oraz wspierał Ivana Basso w ataku na drodze do Faenzy. Dziś wydaje się być godnym posiadaczem „zielonej koszulki” i pewnym kandydatem do miejsca w pierwszej „10” tego wyścigu.


 
Na przeciwstawnym biegunie znalazł się zaś w ostatnich dniach odwieczny rywal Garzelliego czyli „Gibo” Simoni, który co ciekawe z marzeniami o wysokiej pozycji w tym wyścigu rozstał się na etapie Faenzy. Sześć lat wcześniej na tych samych drogach Simoni zaskoczył Garzelliego odbierając mu różową koszulkę lidera. Równie dramatyczny spadek formy co Simoni zaprezentował w minionym tygodniu wicelider po pierwszych dziewięciu etapach Thomas Lovkvist. Pierwszym sygnałem kryzysu była słabsza postawa Szweda na etapie do Pinerolo. Ciężkie straty na mecie w Faenzie i Monte Petrano oznaczały zaś dla niego kres szans nie tylko na walkę o wysoką pozycję w „generalce”, ale i o zwycięstwo w klasyfikacji młodzieżowej. W tej sytuacji w cieniu walki „starych mistrzów” o biały trykot podczas trzeciego tygodnia powalczą Belg Kevin Seeldrayers z Quick Stepu i Francesco Masciarelli z Acqua e Sapone.

Po pierwszych górskich etapach wydawało się – także za sprawą pięknej pracy Sylwestra Szmyda – wydawało się, że w górach może rządzić Liquigas. Obaj liderzy tej drużyny nadal liczą się w „generalce”, lecz żaden z nich nie wydaje się być na tyle mocny by zagrozić wielkiej trójce: Mienszow, Di Luca i Sastre. Basso miał swój słabszy dzień na drodze do Pinerolo i przede wszystkim podczas czasówki, zaś w górach nie potrafi się urwać najmocniejszym. Z kolei Pellizotti spisał się bez zarzutu podczas „etapu prawdy” i atakował na Pramartino, lecz z kolei zgubił po minucie na najtrudniejszych górskich końcówkach np. wczoraj na Monte Petrano. Gdyby z obu złożyć jednego kolarza to może Liquigas miałby lidera mogącego wygrać z Sastre pojedynek o trzecie miejsce. W pojedynkę i bez współpracy żaden z nich nie wygra z Hiszpanem.


 
Jeszcze na półmetku rywalizacji wydało się, że sporo do powiedzenia w walce o generalne podium wyścigu mogą mieć dwaj znakomici czasowcy czyli: Leipheimer i Rogers. Australijczyk nie wykorzystał jednak swej największej szansy – nawet na objęcie prowadzenia w wyścigu – jaka była bez wątpienia 60-kilometrowa czasówka po górach Ligurii. W odróżnieniu od wspomnianego wyżej Lovkvista w górach „trzyma jeszcze fason”, ale nie jest żadnym konkurentem dla Mienszowa, Di Luki czy Sastre. Amerykanin nie zawiódł na dwunastym etapie, lecz już wydarzenia na weekendowych podjazdach pod San Luca czy Monte Trebbio były sygnałem, iż nie dotrzymuje kroku najlepszym góralom tego wyścigu. Finałowy podjazd poniedziałkowego etapu do Monte Petrano potwierdził tylko wcześniejsze sugestie, albowiem Kalifornijczyk stracił do swych sąsiadów z tabeli około dwóch minut i to mimo wydatnej pomocy nadspodziewanie mocnego Lance’a Armstronga. Co raz lepsza postawa „Bossa” to z kolei przyjemna niespodzianka. Teksańczyk mimo blisko 38 lat, odrobiny nadwagi oraz długiej przerwy w ściganiu już teraz nieznacznie tylko ustępuje w górach liderom Giro. W perspektywie lipcowego Touru może to oznaczać, iż jednak włączy się do walki – jeśli nie o zwycięstwo to przynajmniej o podium „Wielkiej Pętli”.

Jednak do końca maja kolarski świat żył będzie wydarzeniami na Giro. Na drodze do „Wiecznego Miasta jest jeszcze pięć etapów, w tym dwa kluczowe podjazdy czyli długi Blockhaus i stromy Wezuwiusz. Jeśli zaś po wulkanicznym etapie różnice między Mienszowem i Di Luką będą sekundowe można będzie się spodziewać się będzie można walki o bonifikaty na mecie dwudziestego etapu do Anagni oraz sporych emocji do ostatnich metrów rzymskiej czasówki.

Foto: Fotoreporter Sirotti dla bikeWorld.pl