Sto lat Giro

92. Giro d'Italia (09-31.05.2009, GT, Włochy)

Drukuj

Wielki jubileusz. Start na weneckiej lagunie. Wczesne dolomity. Kryterium w Mediolanie. Mordercza czasówka w Ligurii. Królewski odcinek w Apeninach. Na deser Blockhaus i Wezuwiusz. Finał pod Koloseum. Astana kontra włosi. Cav kontra Peta. Dwaj Polacy: weteran i debiutant.

Wielki jubileusz. Start na weneckiej lagunie. Wczesne dolomity. Kryterium w Mediolanie. Mordercza czasówka w Ligurii. Królewski odcinek w Apeninach. Na deser Blockhaus i Wezuwiusz. Finał pod Koloseum. Astana kontra włosi. „Cav” kontra „Peta”. Dwaj Polacy: weteran i debiutant.
Z okazji stulecia Giro d’Italia we Włoszech organizowane są wystawy, publikuje się nowe książki i albumy na temat wspaniałej historii tej imprezy. Z kolei organizatorzy wyścigu zaproponowali kolarzom wielce oryginalną trasę z finałem w „Wiecznym Mieście”.

Jubileuszowy wyścig rozpocznie się u wrót Wenecji. Na lagunie Lido di Venezia 22 zespoły ścigać się będą w 20,5-kilometrowej jeździe drużynowej na czas. Przed rokiem tego typu próbę wygrali zawodnicy z ekipy Garmin i także tym razem Vandevelde, Millar, Wiggins, Zabriskie & spółka są głównymi faworytami. Pierwsze dwa etapy ze startu wspólnego czyli etap drugi do Triestu i trzeci do Valdobbiadene, pomimo premii trzeciej kategorii na wzniesieniach powinny paść łupem sprinterów. Jednak chwilę później bo już na czwartym etapie wyścig wjedzie w poważne góry. Co prawda górski etap w połowie pierwszego tygodnia Giro to żadna nowość, lecz tak wczesna wizyta w akurat w Dolomitach dawno nie była notowana. Tymczasem we wtorek trzeba będzie pokonać przełęcz Croce d’Aune (kategoria 2, na 120 km) oraz finałowy podjazd do San Martino di Castrozza na wysokość 1466 metrów n.p.m. o długości 13,7 km przy średnim nachyleniu 5,5 %. Nazajutrz tuż po starcie peleton Giro dokończy wspinaczkę pod przełęcz Rolle (1972 m. n.p.m.), zaś na koniec zmierzy się po raz pierwszy w dziejach z 25-kilometrowym podjazdem do stacji Alpe di Siusi (1844 m. n.p.m.), na którym ostatnie 10,3 km ma średnie nachylenie 8 %.


 
Potem wyścig przekroczy północną granicę Włoch. Szósty etap ma 248 km i prowadzi do Mayrhofen w Austrii przez dwie premie górskie, w tym Hochkrimml (kat. 1, na 203 km). Natomiast odcinek siódmy to 244 km z Innsbrucku do Chiavenny, z czego 208 km to bardzo delikatny podjazd ku Malojapass (1815 m. n.p.m.) przez austriacki Tyrol i szwajcarską dolinę Engadin, zaś potem bardziej stromy zjazd do mety, w tym ostatnie 15 km już po włoskiej ziemi. Na ósmym etapie do Bergamo będą dwie premie górskie tzn. Culmine di San Pietro (kat. 1, na 66 km) i Colle del Gallo (kat. 2, na 182 km) oraz w samej końcówce brukowany podjazd pod Citta Alta znany do niedawna z trasy Giro di Lombardia. Pierwsza faza wyścigu zakończy się tam gdzie zwykł się kończyć cały wyścig. Na ulicach Mediolanu wyznaczono swoiste kryterium ze startem na Piazza Castello i metą na Corso Venezia. W sumie 163 km, w tym dziesięć rund po 15,150 km.

Drugi tydzień wyścigu miał się zacząć kopią legendarnego etapu rodem z 1949 roku, na którym „rządził” Fausto Coppi. Jednak z uwagi na stan górskiej drogi ku przełęczy Maddalena zrezygnowano z przeprawy na francuską stronę. Zabraknie więc podjazdów pod przełęcze: Vars, Izoard czy Montgenevre, lecz bynajmniej nie zaoszczędzono na dystansie. Etap do Pinerolo liczyć to aż 262 kilometry, ubarwione trzema premiami górskimi: Moncenisio (kat. 1, na 139 km), Sestriere (kat. 1, na 201 km) oraz Pra’ Martino (kat. 2, na 251,5 km). Sprinterzy powrócą do walki na jedenastym odcinku z Turynu do Arenzano pod Genuą gdzie jedynym wyzwaniem będzie podjazd pod znaną z klasyku Mediolan – San Remo przełęcz Turchino. Faworyci będą odpoczywać, bowiem nazajutrz czekać ich będzie najtrudniejsza czasówka w najnowszej historii Giro czyli 60,6 km w górzystym rejonie Cinque Terre. Na trasie tego „etapu prawdy” będą dwa solidne wzniesienia: Passo del Bracco (613 m. n.p.m.) oraz Passo del Termine (548 m. n.p.m.). Do tego cała masa trudnych technicznie zjazdów, ale ostatnie 1400 metrów do mety w Riomaggiore znów pod górkę. Z kolei niemal zupełnie płaski trzynasty etap do Florencji będzie przedostatnią szansą dla sprinterów.


 
Etap czternasty do Bolonii będzie znacznie bardziej górzysty. Najpierw cztery premie górskie, w tym trzy drugiej kategorii tzn. Passo della Collina (40 km), Valico di Mediano (77 km) i Valico di Tole (117 km), zaś „na deser” znany z semi-klasyku Giro dell’Emilia sztywny podjazd pod wzgórze San Luca tzn. 2,1 km o średnim nachyleniu 9,7 %. Podobnie wygląda piętnasty odcinek do Faenzy. Tu również przewidziano cztery premie górskie, w tym dwie „dwójki”: Passo del Eremo (55 km) oraz Monte Trebbio (135 km), lecz z płaskim finałem. Natomiast etap szesnasty po górach regionu Marche zasługuje na przydomek „królewski”. Dystans 237 kilometrów, cały czas góra-dół i aż trzy solidne wzniesienia w końcówce tzn. Monte Nerone (kat. 1, na 157 km), Monte Catria (kat. 1, na 202 km) oraz finałowy Monte Petrano (1101 m. n.p.m.) mający 10,4 kilometra przy średniej 7,9 %.

Dla kontrastu po drugim dniu przerwy mamy „sprint po górach” czyli ledwie 83 kilometry. Krótko, ale treściwie. Powraca bowiem legendarny Blockhaus (2064 m. n.p.m. – premia Cima Coppi) czyli 23,4 km przy średnim nachyleniu 6,9 %. Osiemnasty etap do Benevento zakończy się najpewniej finiszem z peletonu, bowiem jedyny solidny podjazd będzie tuż po starcie. Górale powalczą za to na odcinku dziewiętnastym z metą pod Wezuwiuszem (1000 metrów n.p.m.), do której prowadzi 13-kilometrowy podjazd o średnim nachyleniu 7,4 %. Etap dwudziesty do Anagni powinien odpowiadać specjalistom od klasyków, względnie wszechstronnym sprinterom, gdyż do mety prowadził będzie podjazd o długości 2700 metrów. Wielki finał będzie miał iście cesarską oprawę. Trasę czasówki o długości 14,4 kilometra wyznaczono bowiem w centrum Rzymu, na ulicy Fori Imperiali z metą przy słynnym Koloseum. Dystans niewielki, więc nie należy się spodziewać większych korekt w hierarchii ustalonej na zboczach Wezuwiusza.

Na tak przemyślnie skonstruowanej trasie zapowiada się nam rewanż za rok ubiegły czyli walka włoskich gospodarzy z potężną drużyną Astany. Przed rokiem za sprawą Alberto Contadora górą byli goście. Tym razem Hiszpan szykuje się na Tour de France, ale Astana bynajmniej nie lekceważy Giro. Najwięcej szumu powstało wokół startu Lance’a Armstronga, lecz w świetle ostatnich wydarzeń na lidera tej ekipy wygląda raczej Levi Leipheimer. Do roli lidera powoli dojrzewa też młody Słoweniec Janez Brajković. Gdy dodać do tego pomocników tej klasy co Jarosław Popowicz czy Chris Horner wiemy już jak poważne intencje ma Astana. Po stronie „stranierich” jest jeszcze paru kolarzy ze sporymi możliwościami i wysokimi ambicjami. Przede wszystkim Hiszpan Carlos Sastre z Cervelo i Rosjanin Denis Mienszow z Rabobanku. Poza nimi: Słoweniec Tadej Valjavec z Ag2R, Kolumbijczyk Mauricio Soler z Barloworld, Amerykanin Christian Vandevelde z Garmin czy Szwed Thomas Lovkvist.

We włoskim obozie najwięcej uwagi poświęca się niedawnemu „banicie” Ivanowi Basso, który niedawno wygrał wyścig Dookoła Trydentu. Wątpliwe by zdominował on Giro w tak jak w 2006 roku, lecz z pewnością może się liczyć w walce o generalne zwycięstwo. Nominalnie drugim liderem tej ekipy będzie Franco Pellizotti, zaś nasz Sylwester Szmyd wygląda na najcenniejszego górskiego pomocnika swych szefów. Duże ambicje mają też byli koledzy Bydgoszczanina tzn. kolarze Lampre. Damiano Cunego (zwycięzca z 2004 roku) nie chce się ograniczać do zwycięstw w górzystych klasykach. Poza nim również Marzio Bruseghin i Pietro Caucchioli stawali na podium Giro. Ten pierwszy był trzeci w minionym sezonie. W ekipie Serramenti można się spodziewać „zmiany warty”, bowiem obok triumfatora z lat 2001 i 2003 Gilberto Simoniego pojedzie zwycięzca Tirreno - Adriatico Michele Scarponi. Na starcie w Wenecji (poza Basso, Cunego i Simonim) pojawią się jeszcze dwaj byli triumfatorzy, a mianowicie: Stefano Garzelli z Acqua e Sapone i Danilo Di Luca z LPR.

W cieniu wielkiej bitwy o „generalkę” toczą się zawsze pomniejsze potyczki. Pole pierwsze to sprinterskie finisze, na którym pod nieobecność Daniele Bennatiego i Robbie McEwena zapowiada się mecz Mark Cavendish kontra Alessandro Petacchi. Obu największym asom szyki mogą pokrzyżować chyba tylko: Tyler Farrar z Garmin, Allan Davis z Quick Stepu, Robert Forster z Milram czy Juan Jose Haedo z Saxo Banku. Pole drugie to odcinki górzyste i pagórkowate wymarzone dla „harcowników” takich jak: Thomas Voeckler z Bbox, Joaquin Rodriguez z Caisse d’Epargne, Simon Gerrans z Cervelo, Giovanni Visconti z ISD, Enrico Gasparotto z Lampre, Gabriele Bosisio z LPR, Phillippe Gilbert z Silence, Edvald Boasson Hagen z Team Colombia, Filippo Pozzato z Katiuszy czy Jens Voigt z Saxo Banku.

Giro jest też wyborną okazją do promocji dla młodych zawodników marzących dopiero o wielkiej karierze. Francesco Masciarelli z Acqua e Sapone, John-Lee Augustyn z Barloworld, Eros Capecchi z Fuji, Dario Cataldo i Kevin Seeldrayers z Quick Stepu, Laurens Ten Dam z Rabobanku, Ben Swift z Katiuszy czy Matthew Goss z Saxo Banku to tylko kilka nazwisk o których za miesiąc może był znacznie głośniej. Czas pokaże czy nazwisko wyrobi sobie również debiutujący w Wielkim Tourze Bartosz Huzarski z ISD.

FOTO: https://www.gazzetta.it , https://www.ivanbasso.it