2. Puchar Świata oczami Mai

Puchar Świata - Offenburg

Drukuj

Pierwszy europejski Puchar Świata na dobre rozkręca karuzelę wyścigów MTB. Na te zawody szykuje się nie tylko czołówka walcząca o zwycięstwa i punkty do rankingów, ale także dziesiątki zawodniczek i zawodników ścigających się na co dzień na rodzimym podwórku, chcących sprawdzić swoich sił wśród najmocniejszych.<br />

Pierwszy europejski Puchar Świata na dobre rozkręca karuzelę wyścigów MTB. Na te zawody szykuje się nie tylko czołówka walcząca o zwycięstwa i punkty do rankingów, ale także dziesiątki zawodniczek i zawodników ścigających się na co dzień na rodzimym podwórku, chcących sprawdzić swoich sił wśród najmocniejszych.
Offenburg jest doskonałym miejscem na inaugurację Pucharu Świata w Europie. W ubiegłym roku niemieckie zawody zostały uznane najlepszymi w całym cyklu. I nie bez podstaw. Organizatorzy niezwykle pielęgnują przygotowaną trasę, stale dodając do niej ciekawe elementy. Mimo iż nie ma na niej długich podjazdów i nie wiadomo jak karkołomnych zjazdów, to jest ona uważana za jedną z najcięższych na Świecie. Mocno interwałowa, z mnóstwem korzeni, stromych „ścianek” i ostrych zakrętów. Jest ona doskonale dostosowana do potrzeb kibiców, którzy stojąc w jednym miejscu mogą kilkakrotnie podziwiać zawodników i zagrzewać ich do walki.

Na starcie kategorii elite w Offenburgu pojawiło się ponad sto pań oraz ponad dwustu panów. Dzień wcześniej na trasie walczyli juniorzy i juniorki. Nie odnieśliśmy tam niestety większych sukcesów, choć na pochwałę zasłużyła Weronika Rybarczyk, która bardzo dobrze radziła sobie z ciężką trasą i zajęła 18 miejsce. Wygrała Niemka, która widać, że na trasie spędziła wiele treningowych godzin, dzięki czemu – podobnie jak rok temu – była bezkonkurencyjna. Wyścig juniorów zdominowali Niemcy i Włosi, którzy postawili na szerokie szkolenie w perspektywie Igrzysk w Londynie (nasz reprezentant Tomasz Starzyk skończył na 56 miejscu). W tym kontekście musimy się cieszyć, że najprawdopodobniej zostanie reaktywowana kadra Polski panów, choć niestety do skali naszych zachodnich sąsiadów nadal będzie nam daleko.


Nieprzerwanie natomiast działa kadra Pań i tradycyjnie to z naszymi startami wiązane były największe nadzieje. Trener Andrzej Piątek pierwotnie planował wystawić w Offenburgu aż sześć zawodniczek, jednak po Grand Prix w Szczawnie Zdrój zmniejszył skład do czwórki „muszkieterek”, czyli trio CCC Polkowice – ja, Ola Dawidowicz, Madzia Sadłecka oraz Ania Szafraniec (JGB2 Proffesional MTB Team). W Polsce została zdająca w tym roku maturę Paula Gorycka oraz Kasia Solus.

Można powiedzieć, że w Offenburgu wśród Pań rozegrały się dwa wyścigi. W jednym brały udział Europejki, Amerykanki, Kanadyjki, Australijki i Nowozelandka, w drugim natomiast Ren Chenguan, która zrobiła pokaz jazdy indywidualnej na czas, w której reszta stawki jej tylko nieco przeszkadzała blokując trasę. Chinka była w niedzielę o dwa poziomy wyżej od całej reszty i nie dała jej rady ani prowadząca od startu Mistrzyni Świata Marga Fullana, ani zwycięższyni z RPA Elisabeth Osl, ani ubiegłoroczna triumfatorka Irina Kalentieva. Startując z 54 miejsca Ren, bez najmniejszego trudu przebiła się na czoło stawki i niezagrożona, bez większych objaw zmęczenia pojawiła się na mecie pokonując sześć rund w czasie 1h49'. Druga zameldowała się Fullana, a o trzecie miejsce zaciętą walkę wygrała Lene Byberg. Liderką cyklu pozostała Lisi Osl, która do mety dotarła piąta.


Dla mnie był to kolejny – po RPA - bardzo ciężki wyścig, podczas którego starałam się wykrzesać z siebie co tylko mogłam. Wystarczyło na 18 miejsce, co nie zadowala ani mnie ani moich kibiców, jednak tym razem nie wywołuje u mnie większych zmartwień jak to było po pierwszym pucharowym starcie. Jak wspomniałam już na swojej stronie internetowej, w ostatnim czasie nie stanowiłam wzoru profesjonalnego podejścia (to za sprawą zbyt licznych obowiązków, które sama wzięłam sobie na głowę), a niestety aby walczyć o najwyższe lokaty w Pucharze Świata trzeba 24 godziny na dobę dbać o siebie i swoją formę. Tak czyniłam przed Igrzyskami i były tego efekty i wiem, że w tym roku także będą. Póki co proszę o wyrozumiałość i kibicowanie niezależnie od zajmowanych pozycji :). Cieszy mnie, że do swojej wysokiej formy wraca Ania Szafraniec, która dzięki dobrym występom być może zdejmie ze mnie choć trochę ciężar odpowiedzialności za polskie MTB. W swoim pierwszym Pucharze Świata w tym roku zajęła świetne 13 miejsce. Rewelacyjnie wystartowała w Offenburgu Ola Dawidowicz, która jednak z powodu problemów technicznych, szybko straciła swoje 11 miejsce. Walczyła ze sprzętem cały wyścig, ostatecznie kończąc go na 40 miejscu. Madzia Sadłecka finiszowała 35, do końca walcząc o każdą lokatę dającą cenne punkty do rankingu UCI.


Wyścig mężczyzn trzeba przyznać robi niesamowite wrażenie. Czołówka zdaje się jeździć nie na rowerach, a na motorach i mam tu na myśli nie tylko pierwszą dziesiątkę, ale przynajmniej pierwszą czterdziestkę. Poziom jest niesamowicie wysoki, a nawet zawodnicy jadący na odległych pozycjach nie dających żadnych profitów (choćby w postaci punktów UCI) ani na chwilę się nie poddają i walczą tak, jakby od tego zależało ich życie. Dlatego też olbrzymi podziw wzbudza Julien Absalon, który mimo tylu niezwykle silnych rywali kolejny raz pokazał, że jest królem światowego MTB odnosząc pewne zwycięstwo. To już jego 18 triumf w Pucharze Świata, czym pobił dotychczasowy rekord 17 zwycięstw należący do Thomasa Frischknecht’a. Ale imponujący byli także inni zawodnicy – zwłaszcza Ci, przebijający się z odległych pozycji startowych. Z 72 na 5 pozycję przebił się Ralph Naef i podobnie z 71 na 8 Marco Fontana. Nie udała się ta sztuka Polakom, jednak niemal wszyscy startowali z numerami powyżej 150, w związku z czym mieli zadanie jeszcze trudniejsze. Najwyżej uplasował się Marek Galiński (64), następnie Adrian Brzózka (102), Darek Batek (113) Kornel Osicki (166) i Rafał Hebisz (191) . Wyścigu nie ukończyło sporo faworytów, w tym zwłaszcza lider – Jose Antonio Hermida oraz aktualny Mistrz Świata Christophe Sauser. Już za tydzień będą mieli okazję do rewanżu – na równie emocjonującej trasie w belgijskim Houffalize.

Foto: Andrzej Piątek