Dookoła frankofońskiej Szwajcarii. Ostatni test przed giro. Gościnni helweci. Skuteczny Irlandczyk. Jurajska trasa. Ważna drużynówka. Brak wyraźnego faworyta. Szanse Sylwestra Szmyda.
Tour de Romandie to wyścig, który prestiżem i skalą trudności ustępuje w swym kraju tylko czerwcowemu Tour de Suisse. Tytuł „Dookoła Romandii” pochodzi od zbiorczej nazwy frankofońskich kantonów położonych w zachodniej i południowo-zachodniej Szwajcarii.
Po obfitującym w klasyki kwietniu prolog TdR oznacza przejście głównego nurtu wydarzeń na kolarskiej szosie z imprez jednodniowych na wyścigi etapowe. Dla części kolarzy Romandia stanowi też próbę generalną przed pierwszym z trzech Wielkich Tourów. Giro d'Italia wyruszy z Wenecji sześć dni po tym jak peleton TdR dotrze do swej mety w Genewie.
Historia wyścigu Dookoła Romandii sięga roku 1947, co czyni zeń „bliźniaka” Criterium du Dauphine Libere, innej etapówki Pro Touru. Pierwsza czterodniowa edycja podzielona była na siedem etapów i wygrał ją Belg Desire Keteleer. W tym miejscu należy zauważyć, że Helweci na przestrzeni dziejów byli bardzo gościnni dla przyjezdnych. Wygrali bowiem tylko 12 z dotychczasowych 62 edycji. Natomiast kolarze frankofońscy mogący się czuć prawdziwymi gospodarzami owej imprezy triumfowali tylko trzykrotnie. W latach 1993-94 dokonał tego mistrz olimpijski z Atlanty Pascal Richard, zaś po nim wygrał jeszcze tylko Laurent Dufaux w sezonie 1998. Co ciekawe najwięcej sukcesów na drogach Romandii święcił kolarz z "Zielonej Wyspy" czyli Irlandczyk Stephen Roche, który zwyciężył w latach 1983-84 oraz swym wielkim sezonie 1987, gdy po Romandii wygrał jeszcze Giro d'Italia, Tour de France i wyścig o Mistrzostwo Świata.
Poza wspomnianym już Richardem dwukrotnie wygrywali ów wyścig dwaj bodaj najwybitniejsi przedstawiciele szwajcarskiego kolarstwa, a mianowicie: Ferdi Kubler (w latach 1948 i 1951) oraz Toni Rominger (1991 i 1995). Natomiast spośród kolarzy zagranicznych podwójnym sukcesem na alpejskich i jurajskich wzniesieniach, wśród wód Lac Leman i Lac de Neuchatel pochwalić się mogą: Francuzi Jean Forestier (1954 i 1957) oraz Louis Rostollan (1960-61), a także Włosi Vittorio Adorni (1965 i 1967); Gianni Motta (1966 i 1971) oraz Dario Frigo (2001-02). W annałach TdR wyróżnia się również nazwisko Hugo Kobleta, który w latach 1950-57 aż sześć razy stawał na podium, choć wygrał tylko raz w 1953 roku.
Na liście triumfatorów aż roi się od wielkich nazwisk. Znaleźć na niej można takie postacie jak: Gino Bartali (1949), Eddy Merckx (1968), Felice Gimondi (1969), Bernard Thevenet (1972), Joop Zoetemelk (1974), Giuseppe Saronni (1979), Bernard Hinault (1980), Phil Anderson (1989), Charly Mottet (1990), Abraham Olano (1996) czy Laurent Jalabert (1999). Przed rokiem najlepszy był Niemiec Andreas Kloden, który wyprzedził młodego Czecha Romana Kreuzigera oraz włoskiego czasowa Marco Pinottiego. Nasze największe sukcesy to prolog wygrany przez Czesława Langa w sezonie 1987 oraz siódme i dziewiąte miejsce Zenona Jaskuły w „generalce” z lat 1991-92. Natomiast w ostatnich trzech edycjach na miejscach od dziewiątego do jedenastego plasował się Sylwester Szmyd.
Tegoroczna Romandia będzie mieć bardzo oryginalne oblicze, albowiem organizatorzy TdR niemal zupełnie zrezygnowali z alpejskich podjazdów. Wyścig skupi się na położonych pod francuską granicą wzniesieniach Jury i w ogóle nie wjedzie do kantonu Valais (niem. Wallis) gdzie w minionych latach na finałowych podjazdach do Crans-Montana, Veyssonaz, Verbier czy Morgins było najwięcej czasu do stracenia bądź wygrania. Jedynym iście alpejskim wzniesieniem na trasie tegorocznej Romandii będzie podjazd pod Col du Jaun (1508 metrów n.p.m.) mający wymiary 8,2 km przy średnim nachyleniu 8,1 %, lecz będzie on usytuowany w połowie pierwszego etapu i o zgrozo (dla idei wyścigu) pokonywany od „germańskiej” strony. Romandia zwykła startować i kończyć się w Genewie lub Lozannie i nie inaczej będzie w tym roku.
Tym razem honory startera pełni będąca siedziba MKOL-u Lozanna na ulicach, której rozegrany zostanie prolog, na skromnym dystansie 3100 metrów. Potem przyjdzie pora na cztery etapy ze startu wspólnego oraz czasówkę, lecz tu kolejna niespodzianka zamiast tradycyjnej próby indywidualnej będzie to drużynówka. Żaden z „etapów wspólnych” nie będzie typowo górski czy sprinterski, lecz każdy można określić mianem mniej lub bardziej górzystego. Pierwszy etap o łącznym przewyższeniu 1989 metrów prowadził będzie z Montreux do Fribourga. Na dystansie 176,2 kilometra trzeba będzie pokonać dwie premie pierwszej i jedną drugiej kategorii. Dzień później na 161,5-kilometrowej trasie wokół Chaux-de-Fonds przewyższenie będzie bardzo zbliżone i podzieli się na trzy premie drugiej i jedną pierwszej kategorii. Jednak ostatni podjazd skończy się na 11 kilometrów przed metą, więc może być okazją do przeprowadzenia wstępnej selekcji faworytów.
Piątek będzie dniem czy też „świętem pracy” kolektywnej, bowiem dwadzieścia drużyn uczestniczących w wyścigu będzie miało za zadanie jak najszybciej pokonać liczącą 14,8 kilometra rundkę wokół Yverdon-les-Bains. Jak zwykle królewski będzie etap przedostatni. Na 157,5-kilometrowej trasie z Estavayer-le-Lac do Saint-Croix trzeba będzie pokonać w pionie 2790 metrów, przede wszystkim za sprawą czterech premii górskich, w tym trzech pierwszej kategorii. Ostatnią będzie Mauborget (1198 metrów n.p.m.) o amplitudzie ponad 600 metrów i położona 11 kilometrów przed metą. Ostatni odcinek z Aubonne do Genewy (150,5 km) pomimo dwóch solidnych wzniesień padnie zapewne łupem sprinterów, albowiem z ostatniej premii górskiej tzn. Col du Marchairuz (1447 m. n.p.m.) do mety pozostaną aż 62 kilometry sprzyjające przegrupowaniom i pogoniom.
W obliczu drużynówki i niedoboru alpejskich podjazdów faworytów tegorocznej Romandii można szukać wśród kolarzy dobrze czujących się w górzystym terenie (acz niekoniecznie typowych górali), mogący zyskać kilka-kilkanaście sekund bonifikat na finiszach z niewielkich grupek i zarazem mających zgraną ekipę, którą stać na dobry wynik w piątkowej drużynówce. Przy braku indywidualnej czasówki rosną szanse na dobry wynik naszego Sylwestra Szmyda o ile tylko ekipa Liquigasu pojedzie drużynówkę na miarę swych ubiegłorocznych występów w tej specjalności. Nominalnie liderem tej drużyny będzie wspomniany już Kreuziger, ale poza prologiem Czech nie ma innej oczywistej okazji do wykazania swej wyższości nad naszym rodakiem.
Kto będzie głównym rywalem kolarzy Liquigasu? Na pewno zawodnicy Saxo Bank czyli Chris Anker Sorensen i Jens Voigt. Astanę poprowadzą Haimar Zubeldia i Maksim Igliński, zaś Silence Cadel Evans i Jurgen Van den Broeck. Liderem Team Colombia będzie Marco Pinotti, zaś Rabobanku Denis Mienszow. Jego rodak Władimir Karpiec to nadzieja Katiuszy, zaś Caisse d’Epargne postawi na Alejandro Valverde, który spróbuje się odkuć za nieudane występy w Ardenach. Na starcie zobaczymy też Markusa Fothena z Milram, Davida Moncoutie z Cofidisu i Tadeja Valjavca z Ag2R. W końcu niewykluczone, że w ślady Kreuzigera pójdzie ktoś z młodych. Jest ku temu paru dobrych kandydatów: Rigoberto Uran z Caisse d’Epargne, Jerome Coppel z Francaise des Jeux, Eros Capecchi z Fuji-Servetto, Dario Cataldo z Quick Step, Igor Anton z Euskaltel czy Daniel Martin z Garmin.
FOTO:https://www.tourderomandie.ch
Jurajska Romandia
63. Tour de Romandie (28.04-03.05.2009, Pro Tour, Szwajcaria)
Dookoła frankofońskiej Szwajcarii. Ostatni test przed giro. Gościnni helweci. Skuteczny Irlandczyk. Jurajska trasa. Ważna drużynówka. Brak wyraźnego faworyta. Szanse Sylwestra Szmyda.