Najstarszy z monumentów. Trudne początki. Merckx królem ardenów. Argentin łowczym z dalekiego kraju. Górzysta trasa. Dwie nierówne połówki. Tuzin górek o kociej nazwie. Rebellin, Valverde, Schleck – rewanż za rok ubiegły?
Ostatni z wiosennych klasyków czyli Liege - Bastogne – Liege jest najstarszym wyścigiem pośród kolarskich monumentów. Przydomek "La Doyenne" czyli "Dziekanka" mówi wszystko. Pierwsza edycja tych zawodów zorganizowana została przez lokalne stowarzyszenie kolarskie "Liege Cyclist Union" już w 1892 roku. Dwa lata później po raz pierwszy na trasę ruszyli zawodowcy. Wszystkie te XIX-wieczne edycje wygrał lokalny as Leon Houa. "Staruszka" rodziła się jednak w bólach, bowiem po roku 1894 następne jej edycje odbyły się dopiero w latach 1908-1909 oraz 1911-1913, przy czym tylko raz okazję do wykazania się mieli profesjonaliści. Po przerwie wojennej "profi" ścigali się w latach 1919-24, kiedy to dwukrotnie wygrywali Louis Mottiat (1921-22) i Rene Vermandel (1923-24). Potem znów oddano go we władanie kolarzy "niezależnych" przez co do końca lat dwudziestych tylko osiem edycji odbyło się w formule profesjonalnej. Zawodowcy na dobre zawłaszczyli L-B-L dopiero w 1930 roku. W obu rolach najlepiej radził sobie Alfons Scheppers, który wygrał jako „independents” w 1929 roku oraz jako „profi” w latach 1931 i 1935.
Podczas II Wojny Światowej ścigano się tylko w 1943 roku, kiedy wygrał Richard Depoorter, który powtórzył ów sukces po czterech latach. Autorem kolejnego bisu był Prosper Depredomme, najlepszy w latach 1946 i 1950. Od sezonu 1951 do roku 1964 L-B-L był rozgrywany w ten sam weekend co Fleche Wallonne! Szwajcar Ferdy Kubler wygrywał oba ardeńskie klasyki rok po roku, w latach 1951-52, zaś Stan Ockers dokonał tego samego w sezonie 1955. Do końca lat sześćdziesiątych oprócz Kublera L-B-L wygrało jeszcze pięciu obcokrajowców, w tym słynny Francuz Jacques Anquetil w 1966 roku. Niemniej najskuteczniejszy był Belg Fred De Bruyne, triumfujący w latach 1956 i 1958-59. Później nastała era Eddy Merckxa. "Kolarz wszechczasów" triumfował pięciokrotnie, w latach 1969, 1971-73 i 1975, zaś w sezonie 1972 wzorem Kublera i Ockersa obok L-B-L wygrał też Walońską Strzałę. Jednak wraz ze zmierzchem „Kanibala” fortuna odwróciła się od Belgów. Co prawda Joseph Bruyere zdołał wygrać dwukrotnie w latach 1976 i 1978, lecz w ostatnich trzech dekadach gospodarze „rządzili” już tylko trzykrotnie. Ostatni raz w 1999 roku za sprawą Franka Vandenbroucke'a.
Pierwszoplanowe role zaczęli odgrywać kolarze spoza Belgii. Francuz Bernard Hinault wygrał L-B-L w latach 1977 i 1980, zaś Irlandczyk Sean Kelly w latach 1984 i 1989. Niemniej najlepszym „myśliwym” pośród ardeńskich lasów był wówczas Włoch Moreno Argentin, który L-B-L wygrał czterokrotnie w latach 1985-87 i 1991. Ostatnie ze zwycięstw połączył on z drugim sukcesem na trasie „Strzały”. Również w ostatnio najwięcej do powiedzenia mieli jego rodacy. Dwukrotnie wygrywali Michele Bartoli (1997-98) i Paolo Bettini (2000 i 2002), a oprócz nich Davide Rebellin (2004) i Danilo Di Luca (2007). Rebellin w sezonie 2004 dokonał rzeczy niebywałej, bowiem ustrzelił hat-trick: Amstel, Fleche & Liege. Historia najnowsza L-B-L należała jednak do Hiszpana Alejandro Valverde, który wygrał w 2006 i 2008 roku, zaś przez trzema laty jako szósty kolarz w dziejach ustrzelił dublet Fleche + Liege.
Szlak „Dziekanki” wiedzie przez górzyste tereny Walonii, a dokładnie przez prowincje Liege i Luxembourg. Nazwa wyścigu sugeruje, że składa się on z dwóch połówek. W praktyce nie są one jednak lustrzanymi odbiciami. Jak przystało na klasyk z prawdziwego zdarzenia "im dalej w las tym więcej drzew". Droga do Bastogne liczy 106 kilometrów urozmaiconych ledwie dwoma klasyfikowanymi podjazdami. Tymczasem odcinek powrotny ma aż 155 kilometrów i jest najeżony aż dziesięcioma wzniesieniami, wliczając ów finałowy do Ans. Peleton rusza do boju z placu św. Lamberta w centrum Liege i na drodze do Bastogne spotyka tylko niezbyt trudne podjazdy pod Côte de Ny (57,5 km) i Côte de la Roche-en-Ardenne (82 km). Po nawrocie zrazu trzeba się zmierzyć jedynie z krótkim, acz bardzo stromym wzniesieniem Saint-Roch (128 km).
Wyścig nabiera rumieńców dopiero około 170 kilometra, wraz z powrotem do prowincji Liege. Na przestrzeni 40 kilometrów trzeba pokonać pięć trudnych podjazdów. Najpierw trójkowa kombinacja: Côte de Wanne (172 km), Côte de Stockeu (178,5 km) i Côte de la Haute-Levée (184 km), zaś po chwili odpoczynku jeszcze Côte du Rosier (196,5 km) i Côte de la Vecquée (209 km). W tym rejonie następuje wstępna selekcja, po której na 50 kilometrów przed metą "w grze" pozostaje kilkudziesięciu zawodników. Po pokonaniu Côte de la Vecquée przychodzi pora na zjazdy ku miejscowości Sougné-Remouchamps gdzie wyścig wchodzi w swą decydującą fazę. Przychodzi czas na podjazd pod Côte de la Redoute (226,5 km – max. 19 %). Piętnaście kilometrów dalej czeka wszystkich Côte de la Roche aux Faucons (241,5 km), który przed rokiem zastąpił wzniesienie Sart-Tilman i stał się trampoliną dla akcji decydującej o losach ubiegłorocznego wyścigu. Po dojechaniu do Liege trzeba pokonać jeszcze dwa wzniesienia. Najpierw Côte de Saint-Nicolas (256,5 km), zaś na koniec Côte d'Ans, które kończy się ledwie 300 metrów przed metą. Dalej już tylko zakręt w lewo i finisz na ulicy Rue Jean-Jaures.
Faworytów niedzielnego klasyku poznaliśmy już podczas Amstel Gold Race i Fleche Wallonne. Lustrację kandydatów do triumfu w L-B-L zacząć trzeba od osoby niezmordowanego weterana z ekipy Serramenti. Mowa o Davidzie Rebellinie, który w środę już po raz trzeci wygrał Strzałę. Z kolei w „Piwnym wyścigu” triumfował Rosjanin Siergiej Iwanow z Katiuszy. Aczkolwiek Rosjanin w Ardenach dotąd nie błyszczał. Oprócz Rebellina na starcie w Liege stanie tylko jeden ex-zwycięzca tzn. Hiszpan Alejandro Valverde z Caisse d’Epargne, najlepszy sprinter w gronie górali, który cieszył się ze zwycięstw w latach 2006 i 2008. Wśród głównych faworytów wymienić też trzeba drugiego i trzeciego zawodnika środowej „Strzały”: Luksemburczyka Andy Schlecka z Saxo Banku i Włocha Damiano Cunego z Lampre. Ten drugi już trzykrotnie triumfował w innym górzystym monumencie tzn. Giro di Lombardia i ma wszelkie dane ku temu by wygrać również w Ans. Wysoko stoją też akcje Australijczyka Cadela Evansa z Silence-Lotto, który na finiszu Fleche Wallonne nieco przeliczył się z siłami. Sporo do powiedzenia może mieć mistrz olimpijski Hiszpan Samuel Sanchez z Euskaltel, na którym kończy się krótka lista największych asów.
Niemniej klasyki z natury rzeczy są imprezami bardziej dynamicznymi i otwartymi niż wyścigi etapowe. Przeto trzeba śmiało wymienić można jeszcze kilkanaście nazwisk zawodników będących kandydatami do podium czy miejsca w ścisłej czołówce. Na sprawienie niespodzianki stać z pewnością: Joaquina Rodrigueza z Caisse d’Epargne, Michele Scarponiego z Serramenti, Karstena Kroona i Aleksandra Kołobniewa z Saxo Banku, Roberta Gesinka z Rabobanku, Ivana Basso i Vincenzo Nibaliego z Liquigasu, Thomasa Lovkvista i Michaela Albasiniego z Team Colombia, Nicolasa Roche’a z Ag2R, Fabiana Wegmanna z Milramu, Simona Gerransa z Cervelo, a może nawet Davida Le Lay z Agritubel, który w środę śmiałym atakiem na Mur du Huy próbował zaskoczyć największych specjalistów od ścigania w Ardenach. Spodziewana konfrontacja Rebellina, Valverde i Schlecka wygląda na rewanż za ubiegłoroczny finał, choć tym razem Andy nie będzie już pomocnikiem swego starszego brata Franka, lecz niekwestionowanym liderem ekipy Saxo Bank.
FOTO: ASO, https://www.letour.fr
Ciężki egzamin u "dziekanki"
95. Liege-Bastogne-Liege (26.04.2009, HIS, Belgia)
Najstarszy z monumentów. Trudne początki. Merckx królem ardenów. Argentin łowczym z dalekiego kraju. Górzysta trasa. Dwie nierówne połówki. Tuzin górek o kociej nazwie. Rebellin, Valverde, Schleck rewanż za rok ubiegły?