Młody a już klasyk. Piwny sponsor. Polski triumfator. Holenderski dominator. Blisko 260 kilometrów i ponad 30 pagórków. Cauberg bramą do zwycięstwa. Kłopoty Rabobanku. Siła spokoju a’la Silence. Włoscy i hiszpańscy faworyci.
Amstel Gold Race w porównaniu z klasycznymi monumentami (często wyścigami o stuletniej tradycji) to rozrywkowy młodziutki braciszek od lat raczący się produktem swego głównego sponsora, browaru Amstel. Ów młody klasyk rozgrywany jest na terenie Limburgii jedynej, prawdziwie pagórkowatej prowincji Królestwa Niderlandów. Ta lokalizacja jest niezmienna, acz w ciągu z górą czterdziestu lat kilkakrotnie zmieniano trasę AGR. Z jednego do drugiego miejsca przenoszono zarówno start jak i metę tych zawodów. Pierwsza edycja wyścigu przeprowadzona została w 1966 roku na aż 302-kilometrowej trasie z Bredy do Meerssen. Co ciekawe wygrał ją Francuz z polskimi korzeniami (mistrz świata z roku 1962) Jean Stablinski.
Jednak już rok później ścigano się z Helmond do Meerssen, potem przez dwa lata z Helmond do Elsloo (1968), by znów na rok powrócić do szlaku z Helmond do Meerssen. Najdłużej tzn. przez równo dwie dekady wytrwano przy trasie z Heerlen do Meerssen (przemierzanej w latach 1971-1990). Następnie w sezonie 1991 metę AGR przeniesiono do Maastricht, zaś siedem lat później trafił tam również sam start wyścigu. Ostatnią rewolucję przeprowadzono w 2003 roku, kiedy to "Piwny wyścig" zamienił się miejscem w kalendarzu z ardeńskim Liege-Bastogne-Liege, zaś finisz przeniesiono do znanego z czterokrotnej organizacji Mistrzostw Świata miasta Valkenburg, a ściślej na pobliską górę Cauberg.
Amstel Gold Race to najważniejszy wyścig sezonu w rozkochanej w rowerach Holandii. Gospodarze wygrali 17 z 43 dotychczas rozegranych edycji, lecz trzeba im wytknąć iż w ostatnim dwudziestoleciu tylko cztery. Miejscowi kibice po raz ostatni cieszyli się z triumfu swych rodaków w latach 1999 i 2001. W obu przypadkach reprezentujący ekipę Rabobank: Michael Boogerd i Erik Dekker ograli wówczas na finiszu wielkiego Lance’a Armstronga. Popularny „Boogie” był zresztą czołową postacią niemal każdej odsłony AGR na przełomie XX i XXI wieku, bowiem w latach 1999-2006 aż siedmiokrotnie stawał na podium. Po swym zwycięstwie zanotował bowiem także cztery drugie i dwa trzecie miejsca. Niemniej za pierwszoplanową postać w historii wyścigu musi uchodzić niegdysiejszy dyrektor sportowy Boogerda i Dekkera – Jan Raas. Ów mistrz świata z roku 1979 wygrał AGR aż 5-krotnie w latach: 1977-80 i 1982.
Poza nim więcej niż jednym triumfem wyróżnili się jeszcze: jego rodak Gerrie Knetemann (1974 i 1985); Belg Eddy Merckx (1973 i 1975) oraz Szwajcar Rolf Jaermann (1993 i 1998). W ostatnich pięciu latach najwięcej do powiedzenia mieli Włosi, którzy wygrali trzy edycje: Davide Rebellin w 2004, Danilo Di Luca w 2005 i Damiano Cunego w 2008 roku. Wyłom we włoskiej serii uczynili zaś Luksemburczyk Frank Schleck (2006) i Niemiec Stefan Schumacher (2007). Już po tych nazwiskach widać, iż „Amstel” jest wyścigiem dla kolarzy świetnie czujących się w górzystym terenie. Limburskie pagórki nie są co prawda tak długie i wymagające co ardeńskie górki rodem z Walońskiej Strzały czy L–B-L, lecz niedostatki postury nadrabiają swą liczebnością.
W tym roku na liczącej 258,6 kilometra trasie z Maastricht do Valkenburga owych hopek, niekiedy sztywnych jak te na Dookoła Flandrii (acz bez bruku) będzie aż 31. Szlak, który rokrocznie przemierza peleton AGR jest tak skomplikowany, że gdyby zabrakło pilota wyścigu mielibyśmy chyba do czynienia z jazdą na orientację. W dużym skrócie cała trasa składa się z trzech sporych rund, z których każda zakończona jest podjazdem pod wspomniany Cauberg, który w ten sposób „robi” za podjazd nr 6, 21 i 31. Pierwsza runda liczy sobie 72,7 kilometra i 6 pagórków. Druga 109,6 km i 15 wzniesień, zaś trzecia-finałowa 76,3 km z 10 podjazdami. Pierwsza „hopka” czyli Maasberg czekać będzie na kolarzy już na 11 kilometrze. Najwyższa jest Drielandenpunt (320 metrów n.p.m., nr 11 na 129 km), która zgodnie ze swą nazwą ulokowana na pograniczu trzech państw: Belgii, Holandii i Niemiec.
Kluczowy dla losów wyścigu Cauberg nie jest bynajmniej jedynym pośród dublowanych podjazdów, bowiem peleton pokona dwukrotnie podjazdy pod Sibbergrubbe (jako nr 5 i nr 20), Wolfsberg (nr 7 i nr 24) oraz Loorberg (nr 8 i nr 25). Po drugim przebyciu Loorbergu na ostatnich 28 kilometrach trzeba będzie pokonać jeszcze sześć pagórków tzn. Gulperbergweg (155 metrów n.p.m., 600 metrów długości, o średnim nachyleniu 10%); Kruisberg (160 m. n.p.m., 700 m., 8 %); Eyserbosweg (180 m. n.p.m., 900 m., 11,5 %; Fromberg (165 m. n.p.m., 1600 m., 5 %); Keutenberg (160 m. n.p.m., 1200 m., 8 % lecz max. aż 22 %!) i finałowy Cauberg (145 m. n.p.m., 1760 m., 5 % lecz max. 12 %).
Rozważania na temat faworytów tego wyścigu zwykło się rozpoczynać od kolarzy jedynej holenderskiej ekipy z najwyższej półki tzn. Rabobanku. Jednak w tym roku akcje „pomarańczowych” nie stoją zbyt wysoko. Hiszpan Oscar Freire wraca do ścigania po kontuzji, zaś zdolny Peter Wenning od dłuższego czasu nie zachwyca formą. W tej sytuacji szef tej drużyny Erik Breukink będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę, którą jest młodziutki, acz błyskotliwy góral Robert Gesink. Wiele do powiedzenia może mieć ekipa Silence podrażniona ostatnimi sukcesami we Flandrii i Roubaix swego rodzimego rywala spod znaku Quick Step. W szeregach tej drużyny ujrzymy Philippe’a Gilberta i Cadel’a Evansa oraz niezmordowanego na francuskim bruku Johana Van Summerena. Smaczku startowi tej ekipy dodaje też obecność Thomasa Dekkera. Będący nadzieją holenderskiego kolarstwa Dekker II przed rokiem został wyproszony z Rabobanku w podejrzanych okolicznościach i z pewnością pała żądzą rewanżu na Breukinku i jego współpracownikach.
Zwycięzca sprzed roku Damiano Cunego będzie oczywiście liderem ekipy Lampre, zaś jego najwartościowszym pomocnikiem w tym terenie może się okazać Enrico Gasparotto. Jeszcze mocniejsze „plecy” będzie miał inny ex-triumfator czyli Frank Schleck. Będzie on mógł liczyć na „braterską pomoc” Andy Schlecka, a także umiejętności Aleksandra Kołobniewa i Karstena Kroona. Z różnych względów na starcie tegorocznego AGR zabraknie Di Luki i Schumachera, lecz w Maastricht pojawi się wspomniany już Davide Rebellin. Poprowadzi on do boju ekipę Serramenti, w której wystartują również zwycięzca Tirreno – Adriatico Michele Scarponi oraz młody Francesco Ginanni. Na liście głównych faworytów trzeba też umieścić Alejandro Valverde i Joaquina Rodrigueza z Caisse d’Epargne oraz Samuela Sancheza z Euskaltel.
Dominująca w brukowych klasykach ekipa Quick Step ma niewielkie szanse na podtrzymanie swej kwietniowej passy, acz Sylvaina Chavanela, Jerome’a Pineau czy Allana Davisa stać na dobry wynik. Małe stadko potencjalnych „czarnych koni” w niedzielnych zawodach to: Rinaldo Nocentini z Ag2R, Maksim Igliński z Astany, Vincenzo Nibali z Liquigasu, Michael Rogers z Team Colombia, Linus Gerdemann i Christian Knees z Milramu oraz Simon Gerrans z Cervelo. Wszyscy oni będą musieli przebyć skomplikowana technicznie trasę pełną pagórków, zakrętów, wysepek i „śpiących policjantów” po czym mądrze rozegrać trudny finisz na Caubergu.
FOTO: https://www.amstelgoldrace.nl
Holenderski młody klasyk
44. Amstel Gold Race (19.04.1009, Pro Tour, Holandia)
Młody a już klasyk. Piwny sponsor. Polski triumfator. Holenderski dominator. Blisko 260 kilometrów i ponad 30 pagórków. Cauberg bramą do zwycięstwa. Kłopoty Rabobanku. Siła spokoju ala Silence. Włoscy i hiszpańscy faworyci.