Sroga piękność rodem z Flandrii

93. Ronde van Vlaanderen (05.04.09, Pro Tour, Belgia)

Drukuj

Ronde van Vlaanderen czyli Dookoła Flandrii. Drugi z Monumentów. Duma i obiekt pożądania Flamandów. Kilkanaście sztywnych pagórków i odcinki bruku. Wiatr, deszcz i chłód. Prawdziwy test dla kolarskich twardzieli. Najbardziej klasyczny z klasyków.

Ronde van Vlaanderen czyli Dookoła Flandrii. Drugi z Monumentów. Duma i obiekt pożądania Flamandów. Kilkanaście sztywnych pagórków i odcinki bruku. Wiatr, deszcz i chłód. Prawdziwy test dla kolarskich twardzieli. Najbardziej klasyczny z klasyków.
Z pozoru ten chronologicznie drugi z klasycznych monumentów nie wyróżnia się niczym szczególnym. Mediolan – San Remo jest najdłuższy, Paryż – Roubaix najbardziej specyficzny i po prostu najsłynniejszy, Liege – Bastogne – Liege najstarszy i chyba najtrudniejszy, zaś Giro di Lombardia z pewnością najbardziej górzysty. „Flandryjska Piękność” jak bywa nazywany ten wyścig nie jest rekordzistką pod żadnym z tych względów. Niemniej jak przystało na „miss” ma idealne proporcje wszystkich wyżej wymienionych detali co pozwala uznać właśnie ów wyścig za najbardziej klasyczny pośród klasyków.

Dystans z reguły około 260 kilometrów. Kilkanaście podjazdów, nie tak wysokich jak w Lombardii czy równie trudnych co w Walonii, lecz wystarczająco „sztywnych” by podciąć nogi nawet największemu asowi. Do tego jeszcze ponad 20 kilometrów brukowanych odcinków na płaskim terenie czyli namiastka tego co tydzień później czeka kolarzy na trasie do Roubaix. Bruk spotkać tu można zresztą także na samych podjazdach. Z uwagi na wczesną porę roku ściganie nierzadko utrudnia pogoda czyli chłód, deszcz i porywisty wiatr. Aby wygrać ten wyścig trzeba być piekielnie silnym, ale i prawdziwym mistrzem taktyki. Ze względu na wąskie i kręte dróżki trasę wyścigu wypada znać niemal na pamięć. Poza tym wypada pamiętać, że Belgowie (a ściślej rzecz ujmując Flamandowie właśnie) są nacją, która wygrała najwięcej klasyków wszelkiej maści. Zwycięstwo na ich własnym podwórku dla każdego obcokrajowca jest wyzwaniem nie lada, zaś ewentualny sukces ma wręcz podwójną wartość.

Pomysłodawcą tego wyścigu był dziennikarz magazynu "SportWereld" Karel Van Wynendaele, zaś rozegraną 25 maja 1913 roku pierwszą, 324-kilometrową (!) edycję Ronde wygrał Belg Paul Deman. Pierwszym i na długo jedynym "obcym" na liście triumfatorów RvV stał się w 1923 roku Szwajcar Heiri Suter. W okresie międzywojennym najskuteczniejsi we Flandrii byli Gerard Debaets (pierwszy w latach 1924 i 1927) oraz Romain Gijssels (1931-32). Wyścigu nie przerwano podczas II Wojny Światowej, kiedy to na drogach Flandrii dominował Achiel Busse, który jako pierwszy wygrał trzykrotnie, w latach: 1940-41, 1943. Najwięksi Belgowie lat powojennych czyli Rik Van Steenbergen oraz Briek Schotte wygrali tylko dwukrotnie.

Dopiero Włoch Fiorenzo Magni trzykrotnie podbił Flandrię i to sezon po sezonie, bo w latach 1949-51. Dopiero sukcesy Toskańczyka ośmieliły innych gości. W jego ślady poszli m.in. Holender Wim van Est, Francuz Louison Bobet, Anglik Tom Simpson czy Niemiec Rudi Altig. Potem przez dłuższy czas jedynie Holendrzy przełamywali hegemonię gospodarzy, zaś dwukrotnie zagrał im na nosie Jan Raas (1979 i 1983). Pomimo tego Belgowie wygrali jak dotąd aż 65 z 92 edycji Ronde van Vlaanderen! Dwukrotnie zwyciężali m.in. tak legendarni kolarze co: Rik II Van Looy, Walter „Buldog” Godefroot i ten największy czyli Eddy „Kanibal” Merckx, zaś w nowszych czasach Edwin Van Hooydonck czy Peter Van Petegem. Jeszcze skuteczniejszy był Eric Leman triumfujący po trzykroć w latach: 1970, 1972-73. Wszystkich przebił jednak Johan Museeuw zwycięzca z lat: 1993, 1995 i 1998, który w sumie aż ośmiokrotnie ukończył ów wyścig na podium.

Od sezonu 1998 Ronde rozpoczyna się na starówce w Brugii. Przez pierwsze 45 kilometrów trasa wiedzie płaskimi drogami Zachodniej Flandrii by w okolicy Deinze wkroczyć do Flandrii Wschodniej. Na południowej rubieży tego regionu, nieopodal granicy z francuską strefą językową znajdują się Flandryjskie Ardeny (Vlaamse Ardenne) z mnóstwem pagórków, służących za strategiczne punkty tras wielu belgijskich klasyków. Organizatorzy Ronde wybrali do swej tegorocznej kolekcji szesnaście „bergów”. Pierwszym ma być Molenberg usytuowany na 131 kilometrze, tuż za półmetkiem 261-kilometrowego wyścigu. Prawdziwe schody zaczną się jednak około 180 kilometra na trzecim podjeździe tzn. Oude Kwaremont. Od tego miejsca czekać będzie na kolarzy istna karuzela czyli 14 wzniesień na następnych 70 kilometrach. Wśród najtrudniejszych wyzwań będą jak zwykle super-stromy Koppenberg (190 km), Berendries (218 km) i dwa ostatnie – zwykle kluczowe - pagórki czyli: Kapelmuur (246 km) i Bosberg (250 km). Ze szczytu tego ostatniego do mety zostanie ledwie 11 kilometrów.

Kto pierwszy przekroczy białą kreskę w Meerbeke? Oba najważniejsze testy przed Ronde czyli semi-klasyk GP-E3 Harelbeke oraz pierwszy etap wyścigu Driedaagse van de Panne – najbardziej zbliżone profilem i terminem do niedzielnego monumentu - wygrał Filippo Pozzato z Katiuszy. Czy włoski „Apollo” pojedzie w końcu na miarę swego talentu i odkuje się za nieudane występy w dwóch poprzednich sezonach? Niewątpliwie jest w życiowej formie, lecz są pewne wątpliwości. Po pierwsze w czwartek leżał w kraksie na końcówce trzeciego etapu w Panne. Po drugie wobec słabszej formy Geerta Stegmansa nie będzie miał zbyt mocnego wsparcia w ekipie. Znacznie mocniej niż Katiusza prezentują się za to drużyny: Quick Step, Silence, Rabobanku, Cervello, Team Colombia czy Liquigasu.

Kolarze tej pierwszej czyli Tom Boonen i Stijn Devolder wygrali trzy z czterech ostatnich edycji. Boonen po sukcesach z 2005 i 2006 roku w razie trzeciego triumfu wjedzie na flandryjski Olimp obok Achiele’a Busse, Fiorenzo Magniego, Erica Lemana i swego poprzednika Johana Museeuwa. Obu liderów QS wspierać będą niemal równie mocni: Sylvain Chavanel i Kevin Van Impe (zwycięzca Dwars door Vlaanderen). Grupa Silence to trzy asy tej miary co: Philippe Gilbert, Leif Hoste (trzykrotnie drugi w Ronde) oraz młody Greg Van Avermaet. Rabobank ma w swym składzie drugiego i trzeciego kolarza sprzed roku czyli Nicka Nuyensa i Juana-Antionio Flechę, a trzeba jeszcze mieć na uwadze Joosta Posthumę i Sebastiana Langevelda. Cztery silne punkty ma również ekipa Cervello. W tym roku błyszczą: młody Heinrich Haussler (drugi w San Remo) oraz doświadczony Thor Hushovd (wygrał Het Volk-Nieuwsblad i finiszował trzeci w San Remo). A obok nich pojadą świetnie czujący się we Flandrii: Roger Hammond i Andreas Klier.

Niewiele gorzej wygląda też Team Colombia. Weteran George Hincapie, ex-zwycięzca Gent-Wevelgem Marcus Burghardt i szybki Bernhard Eisel. O niespodziankę może się postarać ekipa Liquigasu ze zwycięzcą Driedaagse van de Panne Frederikem Willems’em, Manuelem Quinziato oraz szybkim i odpornym na pagórki Daniele Bennatim. W Astanie liderem powinien być Maksim Igliński, którym nieomal wygrał GP E-3. Jego ewentualnym zmiennikiem może się okazać potężny Tomas Vaitkus. Na tym koniec wyliczanki ekip, które mogą grać na paru asów. Pozostałe ekipy muszą liczyć raczej na swych samotnych jeźdźców. Wielką niewiadomą będzie postawa Fabiana Cancellary z Saxo Banku. Szwajcar w marcu borykał się z problemami zdrowotnymi i nie bronił tytułu wywalczonego przed rokiem w San Remo. „Czarnym koniem” tegorocznej Flandrii może być za to Martin Maaskant z Garminu, który przed rokiem udanie debiutował w Ronde, a jeszcze lepiej pojechał w Roubaix. W końcu dzięki zwycięstwu w Brabantce Pijl do grona faworytów z drugiego szeregu doszlusował tez Anthony Geslin z Francaise des Jeux.

Na starcie w Brugii staną też dwaj Polacy. Maciej Bodnar z Liquigasu i Marcin Sapa z Lampre. Ten drugi pod nieobecność chorego mistrza świata Alessandro Ballana może mieć sporo swobody, więc liczymy na śmiałą akcję „polskiego Jacky Duranda”. Obu trudno będzie jednak nawiązać do osiągnięć Zbigniewa Sprucha, który w latach 1999-2000 bywał w Ronde piąty i dziewiąty.