Młodszy konkurent Paryż – Nicea. Belgijski król „Międzymorza” i polskie akcenty. W siedem dni w poprzek półwyspu. Po drodze Apeniny i 30-kilometrowa czasówka. Tuzin gwiazd sprintu i jeszcze więcej kandydatów do końcowego sukcesu.Jak zwykle kilka dni po Paryż – Nicea startuje włoski „Wyścig Dwóch Mórz” od przeszło czterech dekad będący godnym konkurentem francuskiego „Wyścigu Ku Słońcu”. Nieco łatwiejszy, lecz goszczący większość faworytów nadchodzącego Mediolan – San Remo.
Marcowy wyścig Tirreno – Adriatico na półwyspie Apenińskim jest etapówką „numero due” po wielkim Giro d'Italia. Pierwszą, bardzo skromną bo ledwie trzydniową edycję tego wyścigu wygrał Włoch Dino Zandegu. W kolejnych latach wyścig stopniowo wydłużano, nawet do ośmiu dni w latach 1990-2001, by na początku XXI wieku powrócić do formuły siedmiodniowej. Na bogatej liście zwycięzców tego wyścigu dominuje osoba Belga Rogera De Vlaemincka. Ponieważ „Cygan” triumfował w T-A sześciokrotnie z rzędu (w latach 1972-77) można by rzec, iż jest on tym dla włoskiej etapówki kim dla historii P-N Irlandczyk Sean Kelly. Co ciekawe obaj ci kolarze byli zawodnikami o podobnej charakterystyce tzn. świetni klasycy, potrafiący bardzo dobrze pojechać na czas i przy tym bardzo mocni na małych i średnich podjazdach. Daleko za plecami młodszego z braci De Vlaemincków plasują się z dwoma zwycięstwami Włosi: Giuseppe Saronni (1978, 1982) i Francesco Moser (1980-81); Duńczyk Rolf Sorensen (1987, 1992) oraz Szwajcar Toni Rominger (1989-90).
Ładną kartę w tym wyścigu zapisali Polacy. Czesław Lang w 1983 roku wygrał prolog, zaś w klasyfikacji generalnej zajął czwarte miejsce. Z kolei Lech Piasecki wygrał prolog w 1987 roku i kończącą wyścig czasówką dwa lata później. Zenon Jaskuła zajął drugie miejsce w „generalce” w 1990 roku, zaś Zbigniew Spruch był piąty w 1998 roku. W ostatniej dekadzie na liście triumfatorów „La Corsa dei Due Mari” mamy niemal idealną równowagę miedzy klasykami dobrymi czasowcami. Z jednej strony: Bartoli, Rebellin, Erik Dekker, Pozzato, Bettini czy Freire, zaś z drugiej Olano, Kloden, Thomas Dekker i Cancellara. Tirreno – Adriatico jest bowiem wyścigiem dla kolarzy świetnie czujących się na kilkukilometrowych podjazdach i przy tym szybko finiszujących na trudnych końcówkach pod małe górki. W drodze od morza do morza trzeba pokonać wzniesienia w Apeninach, lecz z uwagi na wczesną porę roku nie ma tu mowy o podjazdach na miarę znanych z Giro d’Italia: Blockhaus, Terminillo czy Gran Sasso. Zazwyczaj w programie zawodów jest też 20-30 kilometrowa czasówka, więc specjaliści w tej branży mają sporą szansę na generalny sukces jeśli tylko z niewielką stratą „przeżyją” wszystkie górki i pagórki.
Tegoroczna odsłona wyścigu wystartuje z toskańskiej Ceciny czyli rodzinnego miasta dwukrotnego mistrza świata Paolo Bettiniego, który we wrześniu ubiegłego roku odszedł na sportową emeryturę. Pierwsze trzy dni zmagań będą sprzyjać sprinterom. Na pierwszym etapie do Cappanori peleton może się jednak porwać na podjeździe pod Valgiano (312 metrów n.p.m.), 16 km przed metą. Podobny układ będzie miał drugi odcinek do Marina di Carrara. W pierwszej fazie etapu główną „rozrywką” będzie podjazd pod Monte Serra (640 m. n.p.m.), zaś w końcówce okazję do ataków stworzą dwa pagórki, w tym Bedizzano (283 m. n.p.m.) na 13 km przed metą. Na trzecim etapie do Santa Croce sull’Arno sprinterzy powinni mieć spokojniejszą „drogę do domu”, bowiem do pokonania będzie tylko kilka mało istotnych pagórków.
Lepsza „zabawa” zacznie się w sobotę. W końcówce czwartego odcinka trzeba będzie dwukrotnie zmierzyć się z morderczym podjazdem pod Montelupone, który przed rokiem spora część peletonu musiała pokonać na piechotę! Z pozoru tylko 270 metrów n.p.m. i 1750 metrów samego podjazdu, lecz na tak krótkim dystansie jest aż 216 metrów przewyższenia co daje średnie nachylenie 12,3 %, w dwóch najtrudniejszych momentach dochodzące do 21 %! W krótkich słowach ta górka jest niczym znany ze Strzały Walońskiej Mur du Huy … tylko, że o połowę dłuższa i jeszcze trudniejsza.
Ten spośród czasowców, kto wybroni się na tej wspinaczkowej ściance będzie mógł się odkuć na niedzielnym „etapie prawdy”. Aczkolwiek trzydzieści kilometrów z Loreto do Maceraty wcale nie będzie wiodło po płaskim. Najpierw 5-kilometrowy podjazd pod Colle dell’Infinito (278 m. n.p.m.), zaś w końcówce 4-kilometrowy do samej mety usytuowanej na wysokości 314 metrów n.p.m. Górale mogą wrócić do gry na etapie szóstym do Camerino. Przede wszystkim za sprawą blisko 15-kilometrowego podjazdu pod Sasso Tetto (1455 m. n.p.m. i prawie 940 metrów przewyższenia) na 43 kilometry przed metą, która zresztą położona będzie na 4,5-kilometrowym wzniesieniu. Ostatni etap tradycyjnie już wyznaczono wokół adriatyckiego portu San Benedetto del Tronto. Co prawda pierwsza połowa tego odcinka będzie pagórkowata, lecz potem pozostanie już tylko osiem 10-kilometrowych rund po terenie płaskim jak stół, więc najpewniej wyścig zakończy się sprinterskim galopem.
Mocnych sprinterów będziemy zaś mieli bez liku. Przede wszystkim w składzie Team Colombia pojawi się Anglik Mark Cavendish. Włoscy kibice będą zagrzewać do walki swoich asów czyli: Daniele Bennatiego z Liquigasu, Alessandro Petacchiego z LPR, Danilo Napolitano z Katiuszy i młodego Francesco Ginanniego z Diquigiovanni. Nie zabraknie szybkich Australijczyków. Na starcie stawią się: Robbie McEwen z Katiuszy, Stuart O’Grady z Saxo-Banku oraz lider Pro Touru Allan Davis z Quick Stepu. Obecny będzie też kolega klubowy tego ostatniego Belg Tom Boonen oraz równie potężny Norweg Thor Hushovd z Cervello. Doborowy tuzin uzupełnią zaś: Niemiec Gerald Ciolek z Milramu i reprezentujący RPA Robert Hunter z Barloworld. Wszyscy oni powinni mieć aż cztery okazję do zaprezentowania swojego sprinterskiego kunsztu.
Tymczasem na etapach od czwartego do szóstego powinna się rozstrzygnąć walka o zwycięstwo w całym wyścigu. Kto stanie w szranki do walki o najważniejszy z tytułów? Bronić go będzie Szwajcar Fabian Cancellara z Saxo-Banku wspierany przez wielce utalentowanego Luksemburczyka Andy Schlecka. Bardzo silny tercet wystawia ekipa Liquigasu, której przewodzić mają: Ivan Basso, Vincenzo Nibali i Franco Pellizotti. Inni przedstawiciele gospodarzy, na których warto zwrócić uwagę to z pewnością: Davide Rebellin z Diquigiovanni, Danilo Di Luca z LPR, Stefano Garzelli z Acqua e Sapone oraz Alessandro Ballan i Enrico Gasparotto z Lampre, u boku których zobaczymy naszego Marcina Sapę.
Nie zabraknie też byłych triumfatorów. W barwach Astany pojawi się Niemiec Andreas Kloden wspierany przez Słoweńca Janeza Brajkovicia, zaś w nowych barwach Silence-Lotto ujrzymy Holendra Thomasa Dekkera. Swój sukces na Montelupone spróbuje powtórzyć Hiszpan Joaquin Rodriguez z Caisse d’Epargne. Team Colombia do boju poprowadzą Wikingowie: Szwed Thomas Lovkvist (zwycięzca sobotniego Monte Paschi Eroica) oraz Norweg Edvald Boasson Hagen. Ich zeszłoroczny kolega z drużyny Niemiec Linus Gerdemann pojedzie tym razem w barwach Milramu, zaś w górach groźny powinien być Holender Robert Gesink z Rabobanku. Średniej wielkości góry i czasówka to dobry teren także dla Belga Stijna Devoldera z Quick Stepu. Jednym słowem zapowiada się rywalizacja bodaj jeszcze ciekawsza niż na Paryż – Nicea.
FOTO: https://www.gazzetta.it/grandeciclismo/tirrenoadriatico/home, https://www.riis-cycling.com
Wyścig Dwóch Mórz
Młodszy konkurent Paryż Nicea. Belgijski król Międzymorza i polskie akcenty. W siedem dni w poprzek półwyspu. Po drodze Apeniny i 30-kilometrowa czasówka. Tuzin gwiazd sprintu i jeszcze więcej kandydatów do końcowego sukcesu.