92. Giro d'Italia

Bardzo dziwny jubileusz

Drukuj

Setne urodziny wyścigu to okazja do wielkiej fety. Czas na przypomnienie najważniejszych chwil, najbardziej doniosłych momentów i docenienie najważniejszych miejsc i ludzi.

Setne urodziny wyścigu to okazja do wielkiej fety. Czas na przypomnienie najważniejszych chwil, najbardziej doniosłych momentów i docenienie najważniejszych miejsc i ludzi.Tymczasem trasa 92. Giro d'Italia, które w przyszłym roku obchodzić będzie setny jubileusz łamie schemat, który zbudował sukces i charakter imprez w ostatniej dekadzie. Można śmiało powiedzieć, że staruszek stanął na głowie!

Z północy na południe
Organizatorzy Giro wbrew pozorom często eksperymentują. Starty za granicą (by przypomnieć kilkudniowe wypady do Niderlandów), nietypowe długości etapów, ekstremalnie trudne podjazdy. Schemat był, mimo wszystko cały czas taki sam. Start albo za granicą albo na południu kraju, wielki finał w postaci morderczej końcówki w Alpach i zakończenie w Mediolanie. Całość raczej dla górali niż dla czasowców. Tymczasem jubileuszowe Giro d'Italia startuje na północy, ciężkie, alpejskie etapy z wizytą w Austrii, Szwajcarii i Francji znajdziemy niemal na samym początku zmagań. Mediolan peleton, owszem odwiedzi, ale jeszcze przed pierwszym dniem przerwy. Niemal w połowie wyścigu pojawi się najdłuższa czasówka od lat dziewięćdziesiątych, licząc aż 61km. Finał zaplanowano, jak to w Giro, mocno górzysty z podjazdami na Blockhaus i Wezuwiusza a ostatniego dnia na ulicach Rzymu rozegrana zostanie krótka czasówka, ale czy będzie to wystarczająco ciężki finał, by przynieść takie emocje jakie towarzyszyły zawodnikom w dwóch ostatnich sezonach? Nowa jest nawet maskotka zawodów (kozica Girbecco). „Odwrócone” Giro jedyne, co zbliża je do ostatnich edycji, to termin.

Całość wystartuje dziewiątego maja a zakończy się w wigilię Dnia Dziecka, czyli trzydziestego pierwszego maja.




W poszukiwaniu kolejnej legendy

Ostatnie lata albo regularnie odwiedzały „kultowe” podjazdy w Alpach takie jak przełęcze Fedaia, Stelvio, Mortirolo, albo znajdowały nowe areny igrzysk jak mordercze podjazdy na Zoncolan, czy też szutrowe Plan de Corones i Finestre, albo też przypominały dawne legendy jak niedawny finisz na Tre Cime di Lavaredo. Alpejska końcówka wyścigu, w zasadzie ostatnie dziesięć dni spędzane w najwyższych górach stały się znakiem charakterystycznym włoskiego touru. „Kultowych” podjazdów w tym roku nie zabraknie, tyle tylko, że kolarze pokonają je tym razem w pierwszej kolejności. Będą więc wypoczęci, być może więc najwyższe góry nie wprowadzą znaczących różnic, albo też na odwrót, przyniosą niespodziewane rozstrzygnięcia, gdy zawodnicy bez start w klasyfikacji spróbują rozerwać stawkę na ciężkich, alpejskich podjazdach. Z takiego układu trasu cieszy się m.in. Gilberto Simoni, który nawet żałuje, że gdy był młody, układ wyścigu prowadzony był zupełnie inaczej. Wypoczętemu „Gibo”, kończącemu podczas 92. Giro swoją szosową karierę z pewnością łatwiej będzie o sukces na jednym z etapów właśnie w pierwszej fazie zmagań. Tym bardziej, że niemal „na dzieńdobry” peleton przejedzie przez jego rodzinne okolice.

Pierwsze dni wyścigu to ustawienie stawki na drużynowej 20km czasówce w Lado di Venezia. Dwa etapy: do Triestu i Valdobbiadene są płaskie, ale w końcówce mają niewielkie pagórki. W sam raz na przetarcie dla faworytów, ponieważ już czwartego dnia zaplanowano pierwszy górski finisz w San Martino di Castrozza. Króciutki (125km) kolejny odcinek to kolejny górski finisz, tym razem w Alpe di Siussi. Z południowego Tyrolu kolarze przejadę z kolei „za granicę” do Austrii, gdzie spędzą noc i pół kolejnego etapu, ale raczej bez większych górskich emocji dając szanse sprinterom i uciekinierom. Etap ósmy do Bergamo będzie z kolei okazją dla kolarzy klasycznych. Przed dniem przerwy, na ulicach Mediolanu zaplanowano wielki pokaz sprinterów, na 16km rundach walczyć będą zapewne Petacchi i Cavendish.

Po dniu odpoczynku zawodnicy uderzę w wysokie C wraz z kolejnymi kilometrami królewskiego, alpejskiego etapu. 250 kilometrów, pięć morderczych podjazdów (w tym słynne Izoard we Francji), ale... aż 60km zjazd do mety w Pinerolo. Czy taki etap może przynieść ataki i różnice w klasyfikacji, czy tylko wprowadzi selekcję i jazdę na wymęczenie? Zawodnicy z pewnością będą już myśleli o wyzwaniu, jakie czeka na nich dwa dni później – górzysta czasówka godna Tour de France, bo licząca aż 61km. Eksperci twierdzą, że jest to ukłon w stronę Lance'a Armstronga, który zapowiedział start we włoskim Giro. Ciekawie zapowiada się również odcinek numer czternaście, z metą w Bolonii z niewielkim podjazdem w końcówce a także górzysty, apeniński etap szesnasty do Faenzy. Kto wie, może przy wyrównanej stawce liczyć się będą sekundy zdobywane właśnie w takich miejscach.


Drugi dzień odpoczynku przychodzi w najbardziej odpowiednim momencie, przed sześcioma decydującymi etapami. Środkowe i południowe Włochy są przede wszystkim cieplejsze (a będzie to już druga połowa maja) a po drugie również mocno górzyste. Zamiast deszczu, mgły i chłodu znanych z alepjskiej końcówki wyścigu, możemy spodziewać się upałów, tym bardziej, że kolarze wjadą na zbocza... Wezuwiusza! Zanim to jednak nastąpi, zmierzą się z górzystym etapem z metą na szczycie Monte Petrano. Długi, o aż 237km odcinek będzie wstępem do jednej z głównych atrakcji wyścigu. Jest nią... etap kuriozum, liczący zaledwie 79km, za to niemal cały czas prowadzący pod górę. Ostatnie 30km to wspinaczka na Blockhaus, górę, gdzie na dobre rozpoczęła się wielka kariera Eddiego Merckxa w 1967r. Być może to właśnie tam rozegrają się losy wyścigu, ale górale będą mieli jeszcze jedną szansę, na dwa dni przed końcem zmagań. Etap dziewiętnasty poprowadzi peleton na zbocza Wezuwiusza, o ile oczywiście śpiący od 1944r wulkan się nie obudzi... Z okolic Neapolu peleton przejedzie jeszcze ostatnim odcinkiem dla sprinterów w rejon stolicy. Finałowy etap to krótka, bo zaledwie 15km czasówka między zabytkami Rzymu. Do tego czasu wszystko może być już ułożone, ale równie dobrze możemy mieć emocje takie, jak podczas pamiętnego pojedynku LeMonda i Fignona w Paryżu...

Dla Armstronga czy dla Basso
Atmosfera wokół Giro jest podgrzewana przez anonse kolejnych kolarzy mówiących o starcie w jubileuszowym wyścigu. Największą gwiazdą będzie oczywiście Lance Armstrong. Co ciekawe, jeśli Amerykanin faktycznie zdecyduje się na start we Włoszech, bardzo prawdopodobne jest, że to on pojedzie z numerem jeden! Zwycięzca z ubiegłego roku, czyli Alberto Contador planuje atak na Tour de France, a liderem jego ekipy ma być właśnie „Boss”. Sprawa jest o tyle ciekawa, że przez całą swoją karierę Armstrong nie tylko ignorował włoski tour, ale też i wielokrotnie umniejszał jego pozycję względem „Wielkiej Pętli”. Trasa Giro, choć z pozoru łatwiejsza niż w latach ubiegłych i obfitująca w więcej kilometrów jazdy na czas, może jednak Amerykanina zaskoczyć, podobnie jak tamtejsi kolarze, którzy zrobią wiele, by to nie on wygrał klasyfikację generalną. Swoich faworytów upatrywać będą w postaciach Ivana Basso powracającego po okresie banicji oraz Danilo di Luca'i, który również ma na swoim koncie różnorakie prawno-dopingowe perypetie. Ostatniego słowa nie powiedział też Gilberto Simoni, który choć jak zawsze zapowiada walkę, raczej skupi się na wygraniu przynajmniej jednego alpejskiego odcinka. Niewiadome są plany Cadela Evansa. Szosowa kariera Australijczyka zaczęła się na dobre właśnie we Włoszech, gdy najpierw zdobył a potem stracił „maglia rosa”. Trasa z dużą ilością czasówek powinna mu pasować, tymczasem, mimo plotek i oświadczeń drużyny Evans póki co zaprzecza planom startu w Giro...

Dla Polaków główną atrakcją będzie występ Sylwestra Szmyda, który ma być jednym z głównych pomocników potencjalnego triumfatora, czyli Ivana Basso.

92. Giro d'Italia – etapy

1. etap: Wenecja-Wenecja (TTT) 21 km.
2. etap: Jesolo-Triest 156 km.
3. etap: Grado-Valdobbiadene 200 km.
4. etap: Padwa-San Martino di Castrozza 165 km. (etap górski meta na podjeździe)
5. etap: San Martino di Castrozza-Alpe di Siusi 125 km. (etap górski, meta na podjeździe)
6. etap: Bressanone-Mayrhofen 242 km. (etap górzysty)
7. etap: Innsbruck-Chiavenna 244 km.
8. etap: Morbegno-Bergamo 208 km. (etap pagórkowaty)
9. etap: Mediolan-Mediolan 155 km.
Dzień odpoczynku I
10. etap: Cuneo-Pinerolo 250 km. (królewski, górski etap)
11. etap: Turyn-Arenzano 206 km.
12. etap: Sestri Levante-Riomaggiore (ITT) 61 km.
13. etap: Lido di Camaiore-Florencja 150 km.
14. etap: Campi Bisenzio-Bologna San Luca 174 km. (meta na niewielkim podjeździe)
15. etap: Forli-Faenza 159 km. (etap górzysty)
16. etap: Pergola-Monte Petrano 237 km. (etap górski, meta na podjeździe)
Dzień odpoczynku II
17. etap: Chieti-BlockHaus 79 km. (meta na niewielkim podjeździe)
18. etap: Sulmona-Benevento 181 km. (etap pagórkowaty)
19. etap: Avellino-Neapol (Wezuwisz) 164 km. (meta na podjeździe)
20. etap: Neapol-Anagni 203 km.
21. etap: Rzym-Rzym (ITT) 15 km.