Wraz z Liege – Bastogne – Liege zakończyła się najpiękniejsza część sezonu kolarskiego. Wiosenne klasyki, jak co roku przyniosły wiele wspaniałych emocji oraz ciekawych rozstrzygnięć.Co jest jednak najważniejsze, to fakt, że od tego roku można już ze 100% pewnością powiedzieć: mamy nowe pokolenie kolarskich gwiazd.
Wymiana pokoleń
W sporcie wymiana generacji zachodzi stopniowo, ale jak wszędzie, nieubłaganie. Starzy mistrzowie odchodzą, nowi przychodzą. Mussuew, Bartoli van Petegem, Tafi… wszyscy kolarze, którzy tworzyli historię kolarstwa przełomu wieków odeszli już na emeryturę. W peletonie pozostał jeszcze Georgie Hincapie, wielki niespełniony, który jednak w swojej karierze odgrywał zawsze rolę faworyta a rzadko kiedy ją realizował. Także w tym sezonie nie udało mu się zbyt wiele „ugrać” na brukowanych trasach północnych klasyków. Cyrk, jakim jest bez wątpienia sport zawodowy, nie znosi próżni i miejsce emerytowanych gwiazd zajęły nowe. W tym roku proces ten był tym ciekawszy, że wraz z częściową wymianą nazwisk na pierwszych stronach wyników musieliśmy się dodatkowo zapoznać z nowymi wzorami koszulek. Na skutek zawirowań dopingowych, regulaminowych i proceduralnych często trzeba było się zastanawiać, kto i w jakich barwach, w którym z wyścigów wystartuje.
Nowy typ kolarza
Z perspektywy czasu pierwsza dekada XXIw będzie dla historyków i statystyków kolarstwa czasem ważnym. Zawodnicy tacy jak Tom Boonen, Paolo Bettini, Alejandro Valverde czy Fabian Cancellara dokonują rzeczy wielkich. Seryjnie wygrywają najważniejsze wyścigi. Boonen w tym roku po raz drugi w karierze zwyciężył w Paryż – Roubaix pokonując najlepszych specjalistów jazdy po bruku w trzyosobowym sprincie. Cancellara do swojej kolekcji złożonej z mistrzostwa świata, liderowania w Tour de France i zwycięstwa w Paryż – Roubaix dołożył wygraną w Mediolan - Sanremo. Valverde zapisał się po raz drugi na liście zwycięzców Liege – Bastogne – Liege. Cunego również wszedł do grona wybitnych klasyków, zwyciężając w Amstel Gold Race, mając wcześniej na koncie dwie wygrane w Lombardii. Każdy z tych kolarzy, mimo tego, że jest przed trzydziestką, osiągnął już tyle, że na stałe wpisał się do panteonu gwiazd światowego sportu. Co więcej, z im większej na ich dokonania patrzy się perspektywy, tym bardziej są one przekonywające. Choć po Paryż – Roubaix narzekałem na styl Boonena czy po Walońskiej Strzale na brak umiejętności rozstrzygania końcówek Evansa, po dłuższym zastanowieniu mogę stwierdzić jedno. To były wspaniałe wyścigi a ich triumfatorzy albo już są, albo wkrótce będą wielkimi mistrzami.
Są to, w większości, kolarze nowej generacji. „Zaprogramowani” do tego by wygrywać. Valverde, Boonen i Cunego wielkie sukcesy osiągali już w bardzo młodym wieku. Choć nie mieli na swoim koncie wybitnych osiągnięć jako juniorzy czy orlicy, spokojnie i rozważnie prowadzeni do kategorii elity wchodzili jako w pełni ukształtowani zawodnicy nastawieni na wygrywanie najważniejszych imprez. Każdy z nich, podobnie jak Fabian Cancellara, znalazł swoją niszę, każdy z nich ma swoją specjalność, w której jest niemal absolutnym mistrzem. Rzadko kiedy wchodzą sobie w drogę, a nawet jeśli, to tydzień czy dwa później ich drogi się rozchodzą i mogą znów indywidualnie błyszczeć w pełnej chwale.
Znakomite perspektywy
Tour de France, mistrzostwa świata, Giro di Lombardia oraz Igrzyska Olimpijskie. Te imprezy zapowiadają się w tym, i w kolejnych sezonach, jako szczególne szlagiery. Wielka Pętla po czterech latach zastoju (dwa ostatnie Toury Armstronga i dwa lata bezkrólewia) doczeka się prawdopodobnie starcia gigantów. Valverde, Cunego i Evans: wybitny klasyk i wieczny pretendent, zwycięzca Giro próbujący podbić Francję i drugi zawodnik ubiegłorocznej klasyfikacji. Klasyk, góral i czasowiec. Tego nie było od czasów Induraina, Rommingera i Bugno. Specjalizacja, której wyrazem była era Armstronga powoli odchodzi w przeszłość. Najlepsi kolarze scierają się ze sobą od wiosny do jesieni. Choć o zawodniku, który w jednym roku wygra „Wielkiego Szlema” czyli Giro, Tour i Mistrzostwa Świata możemy na razie zapomnieć, niewykluczone, że gdy do tej grupy dołączy Ivan Basso będzie to możliwe. Podobnie ma się sprawa z wyścigiem o tęczową koszulkę. Światowy czempionat regularnie ignorowany przez Armstronga zapowiada się jako konfrontacja na szczycie. Do grupy wspomnianych wcześniej zawodników mogą przecież dołączyć zawodnicy tacy jak choćby Frank Schleck czy Samuel Sanchez.
Trzeba wierzyć
Sportowe emocje przysłaniają nieco ciągle główny problem kolarstwa, jakim jest doping. Z drugiej strony… takie jest życie. Nikt nie wmówi mi, że w naszej dyscyplinie niedozwolonego wspomagania jest więcej niż w lekkoatletyce czy pływaniu. Rygorystyczne przepisy, kontrole i dyskwalifikacje sugerują, że z jednej strony sport może stawać się bardziej czysty, z drugiej zaś, brak dominacji jednego zawodnika może być przesłanką, że nawet jeśli doping jest ciągle obecny (w co trudno wątpić), jest tak samo dostępny dla wszystkich. Tak czy inaczej, kolarstwo wkracza w nową erę swojego rozwoju. Sezon, który poprzez ciągłe spory UCI z ASO oraz przykrą woń ciągnącą się za Operacją Puerto zapowiadał się jako jeden z najgorszych, po wiosennych klasykach napawa optymizmem na przyszłość. W związku z tym, po raz pierwszy od kilku lat z prawdziwą niecierpliwością czekam na start Giro d’Italia i wydarzenia z nim związane!
FOTO: arch bikeWorld.pl
Wiosenne klasyki - piękno w czystym wydaniu
Wraz z Liege Bastogne Liege zakończyła się najpiękniejsza część sezonu kolarskiego. Wiosenne klasyki, jak co roku przyniosły wiele wspaniałych emocji oraz ciekawych rozstrzygnięć.