Bernard Sainz, francuski lekarz, który zamieszany był w aferę Festiny w 1998 roku i skazany niedawno na karę więzienia, w wywiadzie dla francuskiej gazety stwierdził, że doping w kolarstwie nadal istnieje, tylko w innej formie.
Sainz podał przykład laboratorium BALCO w USA, które jest niezbitym dowodem na to, że rynek środków dopingowych ciężko jest zlikwidować. Laboratorium przez lata dostarczało sportowcom niewykrywalne podczas testów hormony wzrostu THG (Tetrahydrogestrinon) nazwane „The Clear”. Sainz twierdzi, że walka z dopingiem, jaką teraz toczą międzynarodowe organizacje, nie przynosi zamierzonych efektów. Co prawda rzadkie są już przypadki stosowania EPO, ale tylko dlatego, że sportowcy stosują teraz bardziej wyrafinowane środki wspomagające, mówi Sainz i dodaje, że laboratoria pracują teraz nad „nową wersją EPO”, jednak nikt nic nie robi, żeby je powstrzymać. A to mogłoby z kolei powstrzymać kolejną falę dopingu w sporcie.
„Walka z dopingiem toczona jest nieudolnie, a mnie próbuje się ukarać dla przykładu” – powiedział. Sainz był jednym z głównych (anty)bohaterów afery z 1998 roku, kiedy to w wozie technicznym Festiny znaleziono środki dopingujące. Lekarz został oskarżony o podawanie kolarzom testosteronu i innych zabronionych środków. Miesiąc temu został skazany na 18 miesięcy więzienia, lecz od wyroku się odwołał.
Po licznych skandalach podczas ostatnich edycji Tour de France, rząd Francji prowadzi prace nad zaostrzeniem prawa w kwestii dopingu. Posiadanie środków dopingujących miałoby być teraz znacznie surowiej karane.
Sainz: <i>doping ma się dobrze</i>.
Bernard Sainz, francuski lekarz, który zamieszany był w aferę Festiny w 1998 roku i skazany niedawno na karę więzienia, w wywiadzie dla francuskiej gazety stwierdził, że doping w kolarstwie nadal istnieje, tylko w innej formie