Włoch był bardzo niezadowolony z powodu odwołania 5., królewskiego etapu Tirreno-Adriatico, który miał przebiegać w mocno pagórkowatym terenie, co stwarzało kolarzowi Astany szansę na zyskanie przewagi nad rywalami i zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Organizatorzy z powodu opadów śniegu, który – jak się potem okazało – zdążył stopnieć, odwołali etap z metą na Monte San Vicino i nie przygotowali alternatywy dla kolarzy. Nibali stracił w ten sposób szansę na zwycięstwo w wyścigu, co sprawiło, że zaczął się poważnie zastanawiać nad startem w tegorocznym Giro d’Italia, który miał być jego głównym celem w tym sezonie.
„Jeśli za każdym razem będzie ryzyko, że etap w górach zostanie odwołany, będziemy musieli przemyśleć nasze plany startowe na ten sezon” – powiedział Włoch, który miał poparcie swojej ekipy i trenera, Paolo Slongo. „Na Giro są trzy górskie finisze i nie możemy ryzykować startu w wyścigu, jeśli nie będziemy mieli pewności, że zostaną rozegrane” – wtórował mu menedżer Astany, Alexandre Vinokourov.
Zarzuty odpiera dyrektor obu wyścigów, Maruo Vegni, który tłumaczy, że bezpieczeństwo kolarzy powinno być stawiane na pierwszym miejscu, a przy wprowadzonym niedawno protokole przy ekstremalnych warunkach pogodowych, organizatorzy wyścigu mają ograniczone możliwości.
O ewentualnych zmianach w kalendarzu startów Nibali ma poinformować w najbliższych dniach.