Etap z metą w gap był trzecim, na którym po zwycięstwo sięgnęli uciekinierzy, którzy spędzili na czele większość dnia. Tym razem najwięcej sił i sprytu zachował Plaza, który po ataku na ostatnich kilometrach Col de Manse zdołał utrzymać niewielką przewagę na zjeździe i finiszował z przewagą pół minuty nad Peterem Saganem (Tinkoff-Saxo). Hiszpan odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo w Tour de France i drugie w Wielkim Tourze – w 2012 roku triumfował na czasówce w hiszpańskiej Vuelcie.
„Dołączyłem do ekipy Lampre-Merida na wyraźne życzenie Rui Costy i to właśnie jemu dedykuje moje zwycięstwo, bo jego wycofanie się z wyścigu było dla nas sporym zawodem” – powiedział po etapie Plaza. „W wieku 35 lat takie zwycięstwo doceniasz bardziej, niż gdy masz 25, a moje ostatnie zwycięstwo w Wielkim Tourze było na Vuelcie w 2005 roku” – mówił Hiszpan, który do ostatniego kilometra nie mógł być jeszcze pewien, czy zdoła utrzymać przewagę nad goniącym go Saganem, „Wiedziałem, że Sagan jest coraz bliżej i że znakomicie zjeżdża, ale miałem dość sporą przewagę, około 50 sekund, więc nie panikowałem. Trochę się przestraszyłem, gdy na jednym z zakrętów moje koło uciekło, ale udało mi się opanować rower. A w końcówce jechałem na sto procent, żeby później nie być rozczarowanym” – dodał zwycięzca etapowy.
Sagan, z kolei, może śmiało mówić o klątwie. Słowak już piąty raz w tegorocznym wyścigu zajął drugie miejsce i mimo iż praktycznie zapewnił sobie koszulkę najlepszego sprintera, to wciąż marzy mu się zwycięstwo etapowe – „znałem zjazd z Col de Manse z wyścigu dwa lata temu i z telewizji, gdy upadł tu Joseba Beloki” – mówił Sagan, „znów byłem bardzo blisko, nie wiem, co powinienem zrobić, żeby wygrać. Próbowałem już wszystkiego. Mimo, że nikt nie chciał pracować na podjeździe i ciągnąłem całą grupę, wiedziałem, że muszę dać z siebie wszystko na zjeździe” – powiedział kolarz Tinkoff-Saxo, który na zjeździe odrobił pół minuty straty do Plazy, ale nie był już w stanie sięgnąć po zwycięstwo.
Faworyci wysćigu po raz kolejny pojechali na remis. Chris Froome (Team Sky) kontrolował poczynania najgroźniejszych rywali, choć odpuścił atak Vincenzo Nibalego (Astana), który miał dużą stratę w klasyfikacji generalnej. Włoch na metę przyjechał 28 sekund przed Froomem, który, z kolei, zameldował się na mecie razem z czołówką klasyfikacji generalnej i zachował żółtą koszulkę lidera. Brytyjczyk spodziewa się jednak licznych ataków w następnych dniach – „inne ekipy atakował na Col de Manse, atakował Contador, Valverde i Nibali. Tego samego możemy się spodziewać przez następne cztery dni, zanim dotrzemy do Paryża. Będą atakować wszędzie, na płaskim, na wietrze, na podjazdach. Ale jestem pewien, że mamy ekipę, która jest w stanie kontrolować wyścig i dowieźć koszulkę do Paryża” – powiedział lider wyścigu. W klasyfikacji generalnej Froome ma 3.10 przewagi nad Nairo Quintaną (Movistar) i 3.22 nad Tejayem Van Garderenem (BMC Racing Team). Dalej plasują się Alejandro Valverde (Movistar) i Alberto Contador (Tinkoff-Saxo), którzy tracą odpowiednio 4.02 i 4.23.
Po etapie do Gap pojawiły się tez informacje odnośnie stanu zdrowia Ivana Basso (Tinkoff-Saxo), który ze zdiagnozowanym rakiem jąder tydzień temu musiał puścić wyścig. Włoch przeszedł już operację usunięcia lewego jądra i wiele wskazuje na to, ze bardzo szybko wróci do zdrowia. Według lekarzy ze szpitala w Mediolanie, którzy przeprowadzali operację i gdzie Basso przeszedł w poniedziałek badania kontrolne, żadne dodatkowe metody leczenia – w tym chemioterapia – nie są potrzebne na chwilę obecną. Basso będzie musiał przez miesiąc odpoczywać, ale możliwy jest jego powrót do peletonu jeszcze w tym sezonie. Włoch dostal też zielone światło na podróż do Paryża, gdzie w niedzielę spotka się z kolegami z ekipy Tinkoff-Saxo na zakończeniu Tour de France.