Jeszcze kilka miesięcy temu, z powodu podejrzeń o stosowanie dopingu, Van Avermaet nie mógł być pewien, czy w tym sezonie jeszcze będzie się ścigał, a teraz staje na podium największego wyścigu w kalendarzu. Dla Belga, specjalizującego się w wiosennych brukowanych klasykach, jest to największy w karierze triumf.
„To zwycięstwo bardzo wiele dla mnie znaczy. To ogromny sukces. W końcu udało mi się wygrać po wielu pudłach” – powiedział Belg, który w przeszłości zajmował czołowe lokaty m.in. w Paryż-Roubaix czy Ronde Van Vlaanderen, ale nie zdołał jeszcze stanąć na najwyższym stopniu podium. „Tak naprawdę to celowałem w pierwszy tydzień wyścigu. Ale potem udało mi się przetrwać Pireneje, mając w głowie właśnie dzisiejszy etap” – mówił. Kolarz BMC Racing Team przyznał, że właśnie Sagana bał się najbardziej w końcówce – „kiedy zorientowałem się, że to Sagan, miałem nadzieję, że nie wyjdzie mi z koła. Ostatnie 100 metrów było bardzo długie, ale udało mi się wytrzymać mocne tempo” – relacjonował przebieg finiszu Belg. „Mam podobny problem jak Sagan, też wiele razy byłem blisko. Ale jedynym wyjściem jest nie poddawać się. Sagan to kolarz, którego bardzo trudno pokonać, mam do niego wielki szacunek”- dodał.
A Peter Sagan (Tinkoff-Saxo) po raz piętnasty zajął drugie miejsce na etapie Tour de France. Słowak może mówić o sporym pechu, bądź też fatum, które nie pozwala mu wygrywać etapów na Wielkiej Pętli. Do tej pory Sagan zaledwie cztery razy stawał na podium etapowym TdF, ale aż czterokrotnie zakładał zieloną koszulkę dla najlepszego sprintera i w tym roku jest na dobrej drodze, by powtórzyć ten wynik po raz piąty w karierze. „Czekałem zbyt długo” – przyznał po etapie Sagan, „to był mój błąd. Muszę podziękować mojej ekipie, która znakomicie mnie wyprowadziła na finiszu, ale moim błędem było siedzenie na kole Van Avermaeta, zamiast go minąć od razu i utrzymać swoje tempo do mety” – stwierdził Sagan. Mimo to w klasyfikacji punktowej powiększył swoją przewagę i po półmetku wyścigu o 24 punkty wyprzedza Andre Greipela (Lotto Soudal). „Powiększyłem swoją przewagę w klasyfikacji punktowej, ale moim celem było dziś zwycięstwo. One też są mi potrzebne” – dodał.
Bohaterem Francuzów z pewnością był Jean Christophe Peraud (Ag2R La Mondiale). Drugi kolarz ubiegłorocznego Tour de France leżał na asfalcie na kilkadziesiąt kilometrów przed metą, upadając sam na prostej drodze. Peraud z impetem runął na asfalt, mocno się obijając i zdzierając sporo skóry. Kolarz Ag2R La Mondiale szybko jednak się pozbierał i wsiadł na rower, a po szybkiej interwencji lekarza wyścigu, wrócił do peletonu, wioząc dla kolegów z ekipy bidony. „Jean Christophe upadł przy pełnej prędkości i ma głębokie rany i otarcia na łokciach i ramionach. To bardzo dzielny kolarz. Zdołał dołączyć do peletonu i bardzo długo się w nim utrzymał. Zasługuje na ogromne uznanie, może dawać przykład innym kolarzom” – chwalił swojego kolarza Vincent Lavenu, dyrektor sportowy francuskiej ekipy. Peraud na mecie zameldował się ze stratą prawie 6 minut do zwycięzcy, ostatnie kilometry etapu przejeżdżając z jadącym wcześniej w ucieczce Nathanem Haasem (Cannondale-Garmin).