Najbardziej poszkodowanym kolarzem był Daniele Colli (Nippo Vini Fantini), który po zderzeniu z kibicem jako pierwszy z impetem runął na asfalt. Włoch doznał bardzo groźnego złamania ręki, wykręcając ją praktycznie w łokciu na drugą stronę, a media obiegły dramatyczne obrazy kolarza Nippo Vini Fantini leżącego na asfalcie. Colli został przewrócony przez kolarza chcącego zrobić zdjęcie, a za nim upadli kolejni kolarze, w tym Alberto Contador (Tinkoff-Saxo) i Bartłomiej Matysiak (CCC Sprandi Polkowice).
Włoch długo leżał na asfalcie, a potem zajęli się nimi medycy z kolumny wyścigu. Kolarz Nippo Vini Fantini został przetransportowany do szpitala, gdzie został już poddany operacji. Jego zespół nie informuje na razie o dokładnych obrażeniach Włocha, ale cały peleton Giro wspiera kontuzjowanego kolarza - „Trzymaj się Daniele, Giro d’Italia jest z Toba!” – napisano na oficjalnym profilu Giro d’Italia na twitterze. Włoch otrzymał także słowa wsparcia od kolegów z peletonu, m.in. ekipy Lampre-Merida,
Innym poszkodowanym był lider wyścigu, Contador. Hiszpan leżał przez chwilę na asfalcie, jednak potem dojechał do mety i szybko udał się do namiotu, gdzie szykował się do dekoracji. Na podium mina kolarza Tinkoff-Saxo mówiła jednak wszystko, a grymas bólu na twarzy zdradzał, że mocno ucierpiał w kraksie. Contador unikał ruchu lewego ramienia, nie założył maglia rosa, nie cieszył się z prowadzania tak, jak wcześniej. Po etapie kolarz Tinkoff-Saxo udał się do wozu medycznego, gdzie wykonano szczegółowe badania.
Hiszpan zdradził, że w przeciągu kilku minut dwa razy wypadł mu bark – „podczas kraksy wypadł mi bark i instynktownie sam go sobie nastawiłem z powrotem. Bałem się, że mam złamany obojczyk, czego nigdy wcześniej nie doznałem, a potem, gdy było lepiej, tuż przed wejściem na podium bark wypadł ponownie ze stawu” – tłumaczył Contador dziennikarzom po prześwietleniu, „od tego momentu ból był bardzo silny i nie zamierzaliśmy niczego ryzykować” – Hiszpan zdradzał powody, dla których zdecydował się nie zakładać koszulki lidera na podium.
Mimo bólu i strachu po kraksie, Contador jest pełen nadziei, że uda mu się dotrwać do końca wyścigu – „patrząc na wyniki badań, to nic innego jak zwichnięty bark i muszę być bardzo ostrożny, żeby to się więcej nie stało. Teraz ważny jest dla mnie odpoczynek i usztywnienie ramienia i trzymanie kciuków, że to się znów nie stanie i że będę w stanie wytrzymać ból” – dodał. Pytany o swoje nastawienie przed kolejnym etapami, Hiszpan powiedział, że trudno nazwać to optymizmem, jednak zrobi wszystko, by walczyć do końca – „całą zimę przepracowałem z myślą o tym wyścigu i zamierzam kontynuować jazdę. Zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać jutro, czy dam radę walczyć, ale mam nadzieję, że tak. Będziemy musieli usztywnić bark i ochronić go, jak najlepiej się da” – zakończył.
Kraks na ostatnich metrach jest kolejną kraksą, spowodowaną przez kibica, a już drugą w tegorocznym Giro. Po rowerzyście, który na 2. etapie wyścigu wjechał w peleton, dziś kraksę spowodował kibic, który na finiszu chciał zrobić zdjęcie i zbytnio wychylił się za barierki. Dyrektor Giro d’Italia, Mauro Vegni, był zdruzgotany tym faktem, ale przyznał, ze niewiele więcej w tej sytuacji można zrobić. „Nie możemy oddzielić kolarzy i kibiców klatką” – tłumaczył Vegni, „nie możemy też karać tysięcy ludzi, którzy przychodzą oglądać wyścig, za wybryk jednej osoby, ale w dzisiejszych czasach, gdy kamery i telefony są wszechobecne na wyścigu, kibice nie zdają sobie sprawy, jakie to ryzyko” – dodał, mówiąc też, że organizatorzy wyścigu nie zidentyfikowali jeszcze sprawcy całego zdarzenia, ale wątpliwe, by chcieli wyciągnąć konsekwencje prawne.
W cieniu przykrych wydarzeń z ostatnich metrów Greipel odniósł swoje 12 zwycięstwo w Wielkim Tourze i 3. w Giro d’Italia. Zwycięstwo Niemca było dziełem całej ekipy, co kolarz Lotto Soudal wiele razy podkreślał. „Wszystko poszło tak, jak zaplanowaliśmy to rano w autobusie” – powiedział dziennikarzom Greipel, „moi koledzy wykonali świetną robotę, jadąc na czele przez cały wyścig, a na ostatnich kilometrach miałem ogromne wsparcie. Adam Hansen i Greg Henderson doprowadzili mnie do samej mety” – mówił o kolegach z ekipy Greipel.
Kolejny dzień w ucieczce spędzili kolarze CCC Sprandi Polkowice. Tym razem najaktywniejszy z pomarańczowych był Marek Rutkiewicz, który zainicjował ucieczkę tuż po starcie i przyznał, że plan na ten etap zakładał, by któryś z kolarzy załapał się w ucieczkę – „Zawsze na początku etapu jest sporo chaosu i nigdy nie wiadomo, komu uda się załapać do ucieczki. Dziś udało się mi” – mówił na stronie CCC Sprandi Polkowice Rutkiewicz, który na czele wyścigu spędził 168 kilometrów i w klasyfikacji na najagresywniejszego kolarza zmienił na prowadzeniu swojego kolegę, Łukasza Owsiana.