Vuelta po 20. etapie

Wypowiedzi i komentarze po 20. etapie Vuelta a Espana

Drukuj

Po wielu etapach, wielu podjazdach i wielu próbach, Chris Horner (Radioshack Leopard) w końcu osiągnął cel i na szczycie Alto de LAngliru zapewnił sobie zwycięstwo w tegorocznej Vuelcie.<br />

Po wielu etapach, wielu podjazdach i wielu próbach, Chris Horner (Radioshack Leopard) w końcu osiągnął cel i na szczycie Alto de L’Angliru zapewnił sobie zwycięstwo w tegorocznej Vuelcie.
Horner do 20. etapu od samego początku wyścigu plasował się w czołówce, z etapu na etap jadąc coraz lepiej i zbliżając się do ówczesnego lidera wyścigu, Vincenzo Nibalego (Astana), a do ostatecznej rozgrywki przystępował z 3-sekundową przewagą nad rywalem. Oczywistym jednak było, że zarówno Nibali, jak i Horner będą musieli atakować, by zwyciężyć w wyścigu. Wielu wróżyło jednak ciężką przeprawę Nibalego, gdyż Horner z każdym dniem był coraz mocniejszy i w końcówce to on był zdecydowanie najlepszym kolarzem wyścigu.

Finałowa wspinaczka na Angliru była zwieńczeniem tegorocznych zmagań. Obaj kolarze w końcówce zostali już sami i we dwójkę stoczyli zacięty bój o zwycięstwo. Nibali zaciekle atakował swojego rywala, przeprowadzając aż sześć ataków na ostatnich kilometrach. Horner każdy z nich kasował, aż w końcu samotnie ruszył do przodu, zostawiając rywala. „Sześć? Myślałem, że dziesięć albo dwadzieścia” – odpowiedział Horner dziennikarzom, którzy pytali go o bezpośrednią rywalizację z Nibalim, „wyobrażam sobie, jak wspaniałe musiało być oglądanie tego w telewizji. Nibali rozegrał piękny wyścig, dla kibiców to były wielkie emocje i mam nadzieję, że każdy obrót korb sprawił im przyjemność” – dodał.

Horner na stałe wpisał się do historii kolarstwa – kolarz Radioshack Leopard został pierwszym Amerykaninem, który wygrał Vuelta a Espana, a także – w wieku prawie 42 lat – najstarszym po wojnie kolarzem, który wygrał Wielki Tour. „To niesamowite, być może za naszego życia już nigdy nie zobaczymy kolarza w moim wieku wygrywającego Wieki Tour” – śmiał się Horner.

Nibali, zwycięzca z 2010 roku, ostatecznie przegrał wyścig o 37 sekund, jednak nie wydawał się tego powodu wyjątkowo smutny. „Jestem zadowolony, bo dałem z siebie absolutnie wszystko. Cały ostatni podjazd jechałem na maksimum swoich możliwości. Horner okazał się lepszy, nie mogłem zrobić nic więcej. Miałem naprawdę znakomitych rywali” – mówił o wyścigu Nibali, „być może trochę zlekceważyłem atak Hornera na 16. etapie, ale tak naprawdę to nie przyjechałem tu w formie, z jaką wygrywałem Giro. Dlatego ten wynik mnie cieszy – wygrana w Giro i drugie miejsce na Vuelcie, to naprawdę dobrze” – dodał Nibali. Być może ostateczny wynik byłby inny, gdyby nie błąd taktyczny, jaki popełnili kolarze Astany. Mając dwójkę kolarzy w ucieczce na ostatnim podjeździe – Jakoba Fuglsanga i Paolo Tiralongo – oraz atakującego Nibalego, nie zdecydowali się zdecydowanie zwolnić czekać na swojego lidera na pierwszych kilometrach podjazdu, a jedynie czekali na niego bliżej szczytu. Wtedy już do Nibalego dojechał Horner, a praca tej dwójki na niewiele się zdała. Nibali, zamiast być więc z dwójką kolegów i rozegrać wyścig po swojej myśli, został osamotniony, co w końcówce sprawiło, że nie miał już odpowiedzi na atak Hornera.

W cieniu walki tych dwóch kolarzy Kenny Elissonde (FDJ.fr) odniósł życiowy sukces, meldując się jako pierwszy na szczycie Angliru. 22-letni Francuz to kolejna nadzieja kibiców trójkolorowych, którzy w tym wyścigu błyszczeli. Oprócz kolarza Elissonde etapy wygrywali jego kolega z ekipy, Alexander Geniez, Warren Barguil (Argos-Shimano), a były to etapy górskie, z trudnymi podjazdami. Jest więc nadzieja, że powoli francuskie kolarstwo się odradza, a za kilka lat kibice będą mogli znów marzyć o zwycięstwie swojego kolarza na Wielkiej Pętli.

Fot.: Sirotti