CE: Kulhavy i Sauser demolują [update]

10. ABSA Cape Epic (17.03-24.03.2013, SHC, RPA)

Drukuj

Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) wygrali 4. etap wyścigu i zostali liderami. Aż 18min za nimi przyjechali Marco Aurelio Fontana i Manuel Fumic (Cannondale Factory Racing). Philip Buys i Matthys Beukes (SCOTT Factory Racing) byli trzeci.

Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) wygrali 4. etap wyścigu i zostali liderami. Aż 18min za nimi przyjechali Marco Aurelio Fontana i Manuel Fumic (Cannondale Factory Racing). Philip Buys i Matthys Beukes (SCOTT Factory Racing) byli trzeci.Czwarty odcinek, z Saronsberg in Tulbagh do Wellington, liczył sobie 120km. Od samego początku do przodu wysforowali zwycięzy prologu i pechowcy mechaniczni z poprzednich dni, czyli Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy. Zawodnicy Burry Stander - SONGO nie oszczędzali się, zgodnie z zapowiedziami po poprzednich etapach. Sukcesywne powiększanie przewagi nad resztą stawki pozwoliło im na zmiażdżenie konkurencji.

Nad Fontaną i Fumiciem, drugimi na mecie zawodnikami, nadrobili ponad 18 minut, a nad kolejną drużyną, Scott Factory Racing, 19,5 minuty. Warto również dodać, że dzisiejsza wygrana etapowa jest jednocześnia 28. odcinkiem Cape Epic, na którym Sauser odnosi zwycięstwo.
 


Niecodzienny przypadek spotkał dzisiaj Karla Platta i Ursa Hubera. Zwycięzcy dwóch poprzednich etapów wyścigu zgubili się na trasie czwartego odcinka. Nadawali oni tempo ucieczce, w której znajdowali się również ich koledzy z Bulls 2, Thomas Dietsch i Tim Boehme, a także Jose Hermida i Rudi Van Houts (Multivan Merida). Wszystkie trzy drużyny złożyły oficjalny protest do organizatorów ze względu na złe oznakowanie trasy etapu. Okazało się, że oznakowanie pozostałe jeszcze po poprzednim wyścigu, Grape Escape. Jak widać, nawet największym zdarzają się wpadki. Po długich rozmowach z sędziami zdecydowano się odjąć od czasu przejazdu wszystkich trzech drużyn po 10 minut w klasyfikacji generalnej. Wyniki etapu pozostają zgodne z faktycznym czasem przyjazdu.

Hermidzie taki pomysł się nie spodobał: "Nie zgadzam się z odzyskaniem zaledwie 10 minut, podczas gdy faktycznie straciliśmy ponad 15. Podążaliśmy za czerwonymi, właściwymi strzałkami. Nic nie możemy poradzić na niedopatrzenia organizatora, tym bardziej w trakcie ścigania".

 

 


Z drugiej strony warto pochwalić po raz kolejny występ Polaków. Relacjonujący u nas na co dzień swoje poczynania, Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska), zajęli dzisiaj bardzo dobre, 23. miejsce. Na 51. pozycji uplasowali się Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock), a Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles) osiągnęli 75. miejsce.

Obecnie w klasyfikacji generalnej na prowadzenie przesunął się team Burry Stander - SONGO. Sauser i Kulhavy mają łączny czas przejazdu 19:40:05. Po proteście Platt i Hubera początkowa różnica (blisko 22 minuty) została zredukowana o 10min, dzięki czemu plasują się obecnie na drugiej pozycji generalki z łączną stratą 3:04min. Podium uzupełniają Thomas Dietsch i Tim Boehme ze stratą 13:30min. Kolejne trzy etapy zadecydują o losach klasyfikacji generalnej, ale wygląda na to że obecnym liderom ciężko będzie wyrwać przewodnictwo z rąk.

 

 

 

 


Jutrzejszy, piąty etap to trasa wytyczona wokół Wellington. Jest stosunkowo krótka i intensywna - 75km i 1800m przewyższeń w interwałowym terenie. Organizator wytyczył na niej sporo singletrackowych podjazdów i zjazdów.

Relacja Piecucha i Cygana
Po czterech dniach wyścigu mieliśmy za sobą dokładnie połowę dystansu, czyli 349 km. Czas jazdy 18 godzin i 13 minut. Po przejechaniu mety działamy jak automat realizując kolejne punkty przygotowania do kolejnego dnia. Regeneracja przebiega wzorowo, organizator poprawił jakość posiłków bezpośrednio po wyścigu, a jeżeli chodzi o suplementacje, to zostajemy przy sprawdzonym Inkosporze. Masażystów mamy super, dodatkowo pomagają się nam rozciągać. Pewnie dlatego przed każdym etapem czujemy się coraz lepiej.

Tak było i dzisiaj. Start był dość intensywny, ale po chwili tempo się uspokoiło i jechaliśmy w jednej dużej grupie przez ponad 20 kilometrów. Na pierwszym podjeździe poszły ataki i stawka się podzieliła. Dzięki temu, że w peletonie utrzymywaliśmy się na przodzie udało nam się zabrać z mocną ekipą norwesko-szwedzką nr 34. Na jednym z odcinków oglądam się, a tu olbrzymi peleton goniących nas zawodników. Zastanawiam się, czy ich siła nas nie wciągnie, a nasze starania pójdą na marne, ale podjazd pomógł nam ich porozrywać. Kilka teamów dojechało, kilka łapiemy i tak zaczynamy wspinaczkę po miejscami bardzo luźnej szutrówce. Im wyżej, tym droga jest bardziej kamienista i nierówna. Momentami podbiegamy. Cały czas zawodnicy jadą jeden za drugim. Zatrzymuje się, żeby dobić powietrze w przednim kole. Kilka sekund, ale od razu kilka pozycji do odrobienia. Na wypłaszczeniu znów tworzą się grupki. Jedziemy z zawodnikami teamu 1974, do których tracimy 15 min w generalce. Końcowe 150 m jest po gładkim szutrze, atakujemy. Zjazd zaczynamy z przewagą.

 

 

 

 

Arkadiusz Cygan w akcji, fot. Contour Plus 2


Również szeroka szutrówka, prawie jak w Alpach. Prawie bo na tej cały czas jest tarka, która nie pozwala spokojnie usiąść i odpocząć. Na dole zostaje 6 km do bufetu. Nie mam już picia. Łapie nas inny team i wspólnie pracujemy. Z przodu widzimy Czechów 444, którzy z reguły przyjeżdżali przed nami. Doganiamy ich na bufecie, ale pojawia się też team 1974. Ruszamy pierwsi z zawodnikami 225, ale nie ma współpracy i pobudzone teamy doganiają nas. Jedziemy kilka kilometrów asfaltem, odpoczywamy z tyłu, a gdy zaczyna się podjazd narzucamy równe tempo. Szybko odskakujemy i walczymy, żeby maksymalnie odjechać. Od szczytu trochę szybkiego asfaltu i zjazd na singla. Kilka sztywnych przerywników i znów pojawia się team 225. Na szczęście są sami. Mówią, że tamci zostali. Wspólnie dojeżdżamy do bufetu, tankujemy po 2 bidony i zaczynamy ostatni podjazd, około 500 metrów w pionie. Do mety 20 kilometrów. Jedziemy przez las, jest trochę cienia, ale momentami sztywno i bardzo nierówno. Przed szczytem doganiamy zawodników z numerem 25. Oni są sporo przed nami w generalce, ale dziś to my jesteśmy mocniejsi. Jeszcze tylko 10 kilometrów zjazdu. Momentami się pojawiają, ale na końcówce zdecydowanie odchodzimy. Na krótkiej zmarszczce ktoś podaje pozycje -28 open. Super, jeszcze dodaje nam to ognia. 120 kilometrów przejeżdżamy w 5:25 i jest to zdecydowanie najszybszy etap Epica. W kategorii 23 miejsce. Odrabiamy 10 minut do teamu 1974, a ogólnie w generalce wskakujemy z 39 na 35 open.

Wyniki 4. etapu (elita mężczyzn, 18-39 lat):
1. Christoph Sauser i Jaroslav Kulhavy (Burry Stander - SONGO) 4:32.49,3
2. Marco Aurelio Fontana i Manuel Fumic (Cannondale Factory Racing) +18.07,6
3. Philip Buys i Matthys Beukes (SCOTT Factory Racing) +19.28,1
4. Stefan Sahm i Simon Stiebjahn (Bulls 3) +19.59,9
5. Max Knox i Kohei Yamamoto (Burry Stander - Songo 2) +20.30,9
6. Jose Hermida i Rudi Van Houts (Multivan Merida) +21.53,2
7. Karl Platt i Urs Huber (Bulls) +21.54,0
8. Thomas Dietsch i Tim Boehme (Bulls 2) +21.55,0
9. Hans Becking i Jiri Novak (Superior-Brentjens) +22.49,7
10. Nico Pfitzenmaier i Abraao Azevedo
...
23. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan (Giant Skandia Eska) +53.04,0
...
51. Dariusz Mirosław i Piotr Wilk (Vimar Eska Rock) +1:24.06,6
...
75. Waldek Wasowicz i Damian Wasowicz (Polish Eagles) +1:39.18,4
...
100. Mateusz Jackowiak i Michał Jackowiak (TTC BULL Racing) +2:00.11,7

Wyniki Polaków w kat. masters:
150. Piotr Czapski i Krzysztof Marciniak (Sudety MTB Challenge) +3:45.57,8
175. Martin Ciolkosz i Brendan Dawson (RTG Solutions) +4:08.38,3
N/A Grzegorz Kruszko 8:32.35,5


Fot.: Cape Epic