W drugiej części wywiadu z Oprah Winfrey, Lance Armstrong opowiadał o sponsorach, fundacji i rodzinie. Przyznał też, że „cholernie chce wrócić do sportu”.
W wywiadzie, którego pierwsza część transmitowana była wczoraj, Armstrong przyznał się do stosowania dopingu przez wiele lat swojej kariery, czemu wcześniej stanowczo zaprzeczał.
„Czuję się zhańbiony. Ale też upokorzony i wstydzę się tego. To paskudne uczucie, ale to były moje działania i teraz płacę za nie cenę” – powiedział Armstrong, odnosząc się do ostatnich dni, kiedy to w mediach głównym tematem był upadek legendy kolarstwa. „Ale najgorsze wcale nie były media, nie było to, że odwrócili się sponsorzy. Coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Że odwróci się ode mnie fundacja. To było najbardziej upokarzające w tym wszystkim” – stwierdził kolarz, który w 1997 roku założył Lance Armstrong Foundation do walki z rakiem, „to był najgorszy moment. Dno. Rozmawiałem z Dougiem [Ulmanem – prezesem rady nadzorczej] i zapytał, czy nie powinienem zrezygnować z funkcji prezesa. Ale to im nie wystarczyło. Zapytali, czy dla własnego dobra nie powinienem odejść. A to bardzo bolało. Fundacja była moim szóstym dzieckiem. To była bardzo trudna decyzja, ale najlepsza dla Fundacji” – kontynuował, „to był najgorszy moment całej historii”. Dodał jednak, że wierzy, że i bez niego Fundacja, która teraz zmienia nazwę na Livestrong, będzie funkcjonować i dalej pomagać ludziom chorym na raka.
Armstrong przez wiele lat zaprzeczał dopingowi i zarzutom, z jakimi się spotykał. „Dawałeś ludziom wiarę i nadzieję, że można wygrać z chorobą. Czy nie czujesz teraz, że ich oszukałeś?” – pytała Winfrey. „Rozumiem ich złość i poczucie zdrady z powodu tej sytuacji. Zawsze mnie wspierali i wierzyli we mnie, a ja ich okłamałem. Przepraszam za to i zapewniam, że spędzę resztę swojego życia, by to naprawić. Wiem, że teraz będzie mnie to cały czas prześladowało, a to dopiero początek” – powiedział Amerykanin. „Co myślisz teraz, kiedy widzisz nagrane przesłuchanie z 2005 roku, w którym mówisz, że osoba chora na raka nigdy nie sięgnęła by po doping?” – kontynuowała Winfrey.
„To chore. To jest koleś, który myślał, że jest niezniszczalny. Który był o tym przekonany. I wciąż taki trochę jest. Ale chcę od tego uciec, chodzę na terapię. Wielu ludziom należą się przeprosiny” – skomentował, dodając, że nigdy nie myślał, że doping we wczesnych latach jego kariery przyczynił się do jego choroby. „Nie myślę tek. Żaden lekarz mi nigdy tego też nie powiedział”.
Armstrong odniósł się do zarzutów i podejrzeń, że jego przyznanie się do winy jest tylko sposobem na skrócenie dyskwalifikacji i powrót do ścigania. „Cholernie chcę wrócić do ścigania. Chcę się znów ścigać. Wiem, że zrobiłem źle – to nie będzie odpowiedź, jakiej się wszyscy spodziewają – ale myślę, że zasłużyłem na to [dyskwalifikację]. Jeśli tylko jest szansa, żeby wrócić do sportu, zrobię wszystko. Ale akurat nie z tego powodu to robię” – przyznał, „na pewno zasłużyłem na karę, choć nie wiem, czy na dożywocie” – dodał, porównując swoją karę do "kary śmierci". Zapytany, czy wierzy w to, że kiedyś wróci do sportu, powiedział – „samolubnie mam nadzieję, że tak. Ale tak naprawdę, trudno, żeby to się stało. Przyzwyczajam się do tego”. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby próbował w 2004 roku przekupić USADA, oferując jej według różnych źródeł od 150 do 250 tysięcy dolarów – „to nieprawda. Na tysiącu stron raportu było ujawnionych wiele spraw. Dlaczego tego nie było? To dziwne. Ale nie zrobiłem tego ja, ani nikt, kto mnie reprezentował. Wiedziałbym o tym”.
Były siedmiokrotny zwycięzca Tour de France skrytykował swój pomysł wrzucenia na twistera zdjęcia, na którym leży na kanapie w otoczeniu siedmiu koszulek zwycięzcy Tour de France. „To było idiotyczne. To było zaprzeczanie rzeczywistości. Ale najgorsze jest to, że wtedy myślałem, że to dobry pomysł. Skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że ta cała sytuacja mnie zmieniła. Mam sporo roboty do zrobienia, ale nie będzie jednego momentu, w którym się zmienię. To będzie długi proces”.
Po raz kolejny Armstrong podkreślił też, że po powrocie do kolarstwa w 2009 roku nie stosował już niedozwolonych środków. „Moja żona, Kristin, wierzyła, że można żyć bez dopingu. Była mądra i wierząca, chciała mi pomóc. Gdy w 2009 chciałem wrócić do peletonu, zapytałem ją, czy mogę. Powiedziała, że pod jednym warunkiem – że już nigdy nie sięgniesz po doping. I tej przysięgi nigdy nie złamię” – powiedział Armstrong. Już w pierwszej części wywiadu stanowczo zaprzeczył, jakoby po swoim powrocie do kolarstwa stosował doping, na co wskazywało wielu ekspertów do walki z dopingiem, „gdyby powiedziała, nie podoba mi się ten pomysł, nie zrobiłbym tego, nie wrócił. Ale dałem jej słowo i się go trzymałem”.
„Myślałem, że mogę wrócić i wygrać Tour de France bez dopingu. Chciałem wygrać, wierzyłem w to. Myślałem i wciąż myślę, że wtedy sport był już czystszy. Od połowy dekady kolarstwo było czyste, wracałem do czystszego peletonu. Spodziewałem się, że wygram, ale się nie udało. Potem sobie powiedziałem, że po prostu zostałem pokonany przez dwóch lepszych gości. Trenowałem ciężko, ale byli lepsi” – mówił.
Najtrudniejszy dla Armstronga moment w całym wywiadzie przyszedł bodajże, gdy zaczął mówić o swoich dzieciach, w szczególności o najstarszym synu. „Oni wiedzą dużo na ten temat, ale ich koledzy i koleżanki byli bardzo pomocni. Widziałem, jak mój syn, Luke, cały czas mnie broni. To, co mówicie o moim tacie, to nieprawda” – mówił Armstrong, wyraźnie wzruszony, „on mnie nie pytał, czy to prawda, co mówią w telewizji, zawsze mi wierzył. Wtedy jeszcze mu nic nie mówiłem, ale wiedziałem, że kiedy cała ta sprawa wyszła na jaw, będę musiał z nim porozmawiać. To było bardzo trudne – powiedziałem, zawsze widziałeś, że zaprzeczałem dopingowi i dlatego mnie broniłeś. Ale już tego nie rób. Nie broń mnie” – kontynuował, „Gdy jakiś kolega powie ci, że twój tata brał doping, nie zaprzeczaj, tylko powiedz, że jest mu przykro. Moje dzieci nie pytały dlaczego. Po prostu to zaakceptowały. Luke był zadziwiająco spokojny. Na szczęście jest bardziej jak Kristin, niż ja”. Armstrong długo opowiadał o wpływie dopingu na życie jego i jego rodziny. „Zależało mi przede wszystkim na moich dzieciach. Żeby nie musiały żyć pod presją. Moja mama jest wrakiem człowieka. Nie jest typem człowieka, który mi to powie, ale kiedy pewnego dnia ją zobaczyłem, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo się to na niej odbija”.
„Dzień, w którym odwrócili się ode mnie sponsorzy kosztował mnie 75 milionów dolarów” – mówił Amerykanin o zerwanych kontraktach ze sponsorami i kosztami procesów sądowych, „ale byłem w gorszej sytuacji, niż ta. Nie wiedziałem, czy będę żył, dlatego teraz jestem silniejszy. To nie jest najlepszy czas dla mnie, ale też nie jest najgorszy. Chcę jednak patrzeć w przód, a nie oglądać się za siebie. Czy jeszcze kiedykolwiek wrócę na szczyt? Nie wiem. Nie mam pojęcia jaki będzie wynik tej sprawy i muszę się do tego przyzwyczaić. W przeszłości to by mnie doprowadziło do szału, ale teraz muszę z tym żyć. Bez wątpienia ta sprawa pomogła mi stać się lepszym człowiekiem. Dwa razy coś takiego mi się zdarzyło – pierwszy, to diagnoza. Sprawiła, że stałem się lepszym człowiekiem. Ale potem zabłądziłem. Dziś znów to się dzieję, ale tym razem nie mogę się zagubić. I tylko ja o ty decyduję. Najważniejszym wyzwaniem mojego życia jest to, żeby znów nie zabłądzić i robić to, co musze teraz zrobić. To moje największe wyzwanie” – powiedział.
Fot.: Sirotti
„Czuję się zhańbiony. Ale też upokorzony i wstydzę się tego. To paskudne uczucie, ale to były moje działania i teraz płacę za nie cenę” – powiedział Armstrong, odnosząc się do ostatnich dni, kiedy to w mediach głównym tematem był upadek legendy kolarstwa. „Ale najgorsze wcale nie były media, nie było to, że odwrócili się sponsorzy. Coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Że odwróci się ode mnie fundacja. To było najbardziej upokarzające w tym wszystkim” – stwierdził kolarz, który w 1997 roku założył Lance Armstrong Foundation do walki z rakiem, „to był najgorszy moment. Dno. Rozmawiałem z Dougiem [Ulmanem – prezesem rady nadzorczej] i zapytał, czy nie powinienem zrezygnować z funkcji prezesa. Ale to im nie wystarczyło. Zapytali, czy dla własnego dobra nie powinienem odejść. A to bardzo bolało. Fundacja była moim szóstym dzieckiem. To była bardzo trudna decyzja, ale najlepsza dla Fundacji” – kontynuował, „to był najgorszy moment całej historii”. Dodał jednak, że wierzy, że i bez niego Fundacja, która teraz zmienia nazwę na Livestrong, będzie funkcjonować i dalej pomagać ludziom chorym na raka.
Armstrong przez wiele lat zaprzeczał dopingowi i zarzutom, z jakimi się spotykał. „Dawałeś ludziom wiarę i nadzieję, że można wygrać z chorobą. Czy nie czujesz teraz, że ich oszukałeś?” – pytała Winfrey. „Rozumiem ich złość i poczucie zdrady z powodu tej sytuacji. Zawsze mnie wspierali i wierzyli we mnie, a ja ich okłamałem. Przepraszam za to i zapewniam, że spędzę resztę swojego życia, by to naprawić. Wiem, że teraz będzie mnie to cały czas prześladowało, a to dopiero początek” – powiedział Amerykanin. „Co myślisz teraz, kiedy widzisz nagrane przesłuchanie z 2005 roku, w którym mówisz, że osoba chora na raka nigdy nie sięgnęła by po doping?” – kontynuowała Winfrey.
„To chore. To jest koleś, który myślał, że jest niezniszczalny. Który był o tym przekonany. I wciąż taki trochę jest. Ale chcę od tego uciec, chodzę na terapię. Wielu ludziom należą się przeprosiny” – skomentował, dodając, że nigdy nie myślał, że doping we wczesnych latach jego kariery przyczynił się do jego choroby. „Nie myślę tek. Żaden lekarz mi nigdy tego też nie powiedział”.
Armstrong odniósł się do zarzutów i podejrzeń, że jego przyznanie się do winy jest tylko sposobem na skrócenie dyskwalifikacji i powrót do ścigania. „Cholernie chcę wrócić do ścigania. Chcę się znów ścigać. Wiem, że zrobiłem źle – to nie będzie odpowiedź, jakiej się wszyscy spodziewają – ale myślę, że zasłużyłem na to [dyskwalifikację]. Jeśli tylko jest szansa, żeby wrócić do sportu, zrobię wszystko. Ale akurat nie z tego powodu to robię” – przyznał, „na pewno zasłużyłem na karę, choć nie wiem, czy na dożywocie” – dodał, porównując swoją karę do "kary śmierci". Zapytany, czy wierzy w to, że kiedyś wróci do sportu, powiedział – „samolubnie mam nadzieję, że tak. Ale tak naprawdę, trudno, żeby to się stało. Przyzwyczajam się do tego”. Jednocześnie zaprzeczył, jakoby próbował w 2004 roku przekupić USADA, oferując jej według różnych źródeł od 150 do 250 tysięcy dolarów – „to nieprawda. Na tysiącu stron raportu było ujawnionych wiele spraw. Dlaczego tego nie było? To dziwne. Ale nie zrobiłem tego ja, ani nikt, kto mnie reprezentował. Wiedziałbym o tym”.
Były siedmiokrotny zwycięzca Tour de France skrytykował swój pomysł wrzucenia na twistera zdjęcia, na którym leży na kanapie w otoczeniu siedmiu koszulek zwycięzcy Tour de France. „To było idiotyczne. To było zaprzeczanie rzeczywistości. Ale najgorsze jest to, że wtedy myślałem, że to dobry pomysł. Skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że ta cała sytuacja mnie zmieniła. Mam sporo roboty do zrobienia, ale nie będzie jednego momentu, w którym się zmienię. To będzie długi proces”.
Po raz kolejny Armstrong podkreślił też, że po powrocie do kolarstwa w 2009 roku nie stosował już niedozwolonych środków. „Moja żona, Kristin, wierzyła, że można żyć bez dopingu. Była mądra i wierząca, chciała mi pomóc. Gdy w 2009 chciałem wrócić do peletonu, zapytałem ją, czy mogę. Powiedziała, że pod jednym warunkiem – że już nigdy nie sięgniesz po doping. I tej przysięgi nigdy nie złamię” – powiedział Armstrong. Już w pierwszej części wywiadu stanowczo zaprzeczył, jakoby po swoim powrocie do kolarstwa stosował doping, na co wskazywało wielu ekspertów do walki z dopingiem, „gdyby powiedziała, nie podoba mi się ten pomysł, nie zrobiłbym tego, nie wrócił. Ale dałem jej słowo i się go trzymałem”.
„Myślałem, że mogę wrócić i wygrać Tour de France bez dopingu. Chciałem wygrać, wierzyłem w to. Myślałem i wciąż myślę, że wtedy sport był już czystszy. Od połowy dekady kolarstwo było czyste, wracałem do czystszego peletonu. Spodziewałem się, że wygram, ale się nie udało. Potem sobie powiedziałem, że po prostu zostałem pokonany przez dwóch lepszych gości. Trenowałem ciężko, ale byli lepsi” – mówił.
Najtrudniejszy dla Armstronga moment w całym wywiadzie przyszedł bodajże, gdy zaczął mówić o swoich dzieciach, w szczególności o najstarszym synu. „Oni wiedzą dużo na ten temat, ale ich koledzy i koleżanki byli bardzo pomocni. Widziałem, jak mój syn, Luke, cały czas mnie broni. To, co mówicie o moim tacie, to nieprawda” – mówił Armstrong, wyraźnie wzruszony, „on mnie nie pytał, czy to prawda, co mówią w telewizji, zawsze mi wierzył. Wtedy jeszcze mu nic nie mówiłem, ale wiedziałem, że kiedy cała ta sprawa wyszła na jaw, będę musiał z nim porozmawiać. To było bardzo trudne – powiedziałem, zawsze widziałeś, że zaprzeczałem dopingowi i dlatego mnie broniłeś. Ale już tego nie rób. Nie broń mnie” – kontynuował, „Gdy jakiś kolega powie ci, że twój tata brał doping, nie zaprzeczaj, tylko powiedz, że jest mu przykro. Moje dzieci nie pytały dlaczego. Po prostu to zaakceptowały. Luke był zadziwiająco spokojny. Na szczęście jest bardziej jak Kristin, niż ja”. Armstrong długo opowiadał o wpływie dopingu na życie jego i jego rodziny. „Zależało mi przede wszystkim na moich dzieciach. Żeby nie musiały żyć pod presją. Moja mama jest wrakiem człowieka. Nie jest typem człowieka, który mi to powie, ale kiedy pewnego dnia ją zobaczyłem, dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo się to na niej odbija”.
„Dzień, w którym odwrócili się ode mnie sponsorzy kosztował mnie 75 milionów dolarów” – mówił Amerykanin o zerwanych kontraktach ze sponsorami i kosztami procesów sądowych, „ale byłem w gorszej sytuacji, niż ta. Nie wiedziałem, czy będę żył, dlatego teraz jestem silniejszy. To nie jest najlepszy czas dla mnie, ale też nie jest najgorszy. Chcę jednak patrzeć w przód, a nie oglądać się za siebie. Czy jeszcze kiedykolwiek wrócę na szczyt? Nie wiem. Nie mam pojęcia jaki będzie wynik tej sprawy i muszę się do tego przyzwyczaić. W przeszłości to by mnie doprowadziło do szału, ale teraz muszę z tym żyć. Bez wątpienia ta sprawa pomogła mi stać się lepszym człowiekiem. Dwa razy coś takiego mi się zdarzyło – pierwszy, to diagnoza. Sprawiła, że stałem się lepszym człowiekiem. Ale potem zabłądziłem. Dziś znów to się dzieję, ale tym razem nie mogę się zagubić. I tylko ja o ty decyduję. Najważniejszym wyzwaniem mojego życia jest to, żeby znów nie zabłądzić i robić to, co musze teraz zrobić. To moje największe wyzwanie” – powiedział.
Fot.: Sirotti