Region Żywiecki na MTB: dzika tajemnica

Drukuj

Tym razem nasza misja skierowała nas w miejsce, będące dla nas tak naprawdę wielką tajemnicą - nie jest to najpopularniejsza destynacja rowerowych wypraw. Spędziliśmy jeden dzień na górskich szlakach Żywiecczyzny (czy mówiąc inaczej w Beskidzie Żywieckim), gdzie staraliśmy się odpowiedzieć na pytanie... kto...?

Spis treści:

  1. Kierunek Rycerzowa

 

 

 

 

Kto zabił Laurę Palmer? Nie o to kultowe pytanie chodzi, chociaż jak się zaraz przekonacie, wyprawa w Region Żywiecki nosiła sporo znamion misji specjalnej agenta Dale'a Coopera w Twin Peaks. Podczas jednego dnia na Żywiecczyźnie zaliczyliśmy kilka godzin na tamtejszych szlakach - postaramy się streścić, czego możecie spodziewać się w tym zakątku Beskidów i KTO będzie bawił się tam najlepiej.

13 października wypadał w piątek, więc już od rana bliżej niezdefiniowane siły pecha mogły chcieć pokrzyżować nam plany - na szczęście było wręcz przeciwnie, bo wczesny, jesienny poranek przywitał nas czystym niebem, a następnie... słoneczną pogodą. Start misji miał miejsce w zatłoczonej, katowickiej aglomeracji, skąd samochodem skierowaliśmy się na południe w stronę Żywca. Po drodze odwiedziliśmy zaprzyjaźniony sklep Treka w Bielsku-Białej, skąd wypożyczyliśmy najnowszego Slasha - rasowa konstrukcja do ostrej rąbanki w dół - uznaliśmy, że jadąc w nieznane, wolimy być przygotowani na najcięższy teren. Ot agent specjalny z bronią większego kalibru.

 

 
 

 

 

Z Bielska wypadamy na obwodnicę i obieramy kierunek Żywiec, a następnie Rajcza i Ujsoły. Im dalej na południe, tym bardziej tajemnicze tereny zaczynamy pokonywać. Uświadomiliśmy sobie, że jesteśmy już naprawdę blisko Słowacji i musicie wiedzieć, że taką mieszankę kultur nieco na Żywiecczyźnie da się odczuć - lokalny koloryt tych miejsc jest nadzwyczaj ciekawy. No tak... w końcu w Twin Peaks też panował już bardziej kanadyjski, specyficzny klimat. Tak samo jest w niewielkich miejscowościach Regionu Żywiec, w skład którego wchodzi też kilka słowackich gmin.

 

 
 

 

 

Kierunek Rycerzowa

Jako punkt startu wycieczki obraliśmy Ujsoły - samochód zaparkowaliśmy pod tamtejszym urzędem gminy, gdzie umówiliśmy się z Rafałem, naszym przewodnikiem. Szczerze? Chyba nie mogliśmy trafić lepiej - po pierwsze Rafał to zapalony biegacz, na co wskazywała też jego postura maratończyka. Częste biegowe treningi po tutejszych górach były gwarantem tego, że Rafał zna praktycznie każdy zakątek żywieckiego regionu. Po drugie - Rafał to nie tylko biegacz, ale także zawodowy muzyk, biorący udział w szeregu projektów obracających się w szeroko pojętych klimatach folkowych - głównie gra na kontrabasie, ale jego zainteresowania instrumentalne sięgają o wiele dalej - łącznie z opanowaniem gry na instrumentach mocno zakorzenionych w tradycjach Żywiecczyzny i Beskidów w ogóle.

 

 
 

 

 

Ulicą Danielki ruszamy w stronę naszego szlaku. Ku naszemu zaskoczeniu już na początku wyprawy musimy przeprawić się przez płytką rzekę (rzeka również zwie się Danielka). Zaczynamy podjazd drogą przeznaczoną przede wszystkim do zwózki drewna z gór - nasz Slash na podjazdach daje radę, ale spoglądając na hardtaila Rafała dochodzimy do wniosku, że mogliśmy wybrać jednak rower nastawiony bardziej na podjazdy. Czeka nas wspinaczka na blisko 1100 m npm, czyli około 700 m przewyższenia. 

 

Na narzekania jednak czasu brak. Już od początku wspinaczki po prawej stronie dostrzegamy uroczą panoramę Beskidów - tutejsza droga cieszy oczy świetnym widokiem, bo początkowo jest całkowicie odkryta. Dopiero później wkraczamy w bardziej zalesiony teren. Docieramy do skrzyżowania szlaków, gdzie doprowadzić nas może również niebieski szlak pieszy. Nadal wspinamy się w stronę Małej Rycerzowej - jedziemy tak naprawdę równolegle do szlaku pieszego, ale jednak nieco poza nim, na bardziej nieokiełznanej ścieżce. O ile dotychczas podjazd był bardzo łatwy technicznie, odpowiedni nawet dla rodzinnej wyprawy, o tyle w tym miejscu (bardzo rzadko) zdarzają się cięższe momenty, które trawersują zbocze góry, a podjazd nachylony jest solidnie. Przyznamy się Wam - u nas to była pora na wypych, podczas gdy Rafał (uparcie zaznaczający, że on dużo nie jeździ, tylko biega), całość pokonał w siodle. No cóż... chyba zaczniemy trenować bieganie. ;) 

 

 
 

 

 
 

 

Do dziennika agenta specjalnego wpisujemy ważną notatkę: tutejsze tereny są dzikie, na próżno szukać tu przygotowanych specjalnie pod MTB ścieżek. Bez problemu uda się znaleźć szlaki bardzo łatwe technicznie, gdzie wybrać się będą mogły osoby, chcące jechać na górską wyprawę i niekoniecznie poszukują smaku zjazdowej adrenaliny. Rowerzyści korzystają tu ze szlaków pieszych, gdzie ruch rowerów jest dozwolony (natomiast pamiętajcie o wzajemnym poszanowaniu szlaku!). Teren tylko w jednym miejscu wznosi się z mocnym nachyleniem - 90% wspinaczki pokonają nawet początkujący. Aczkolwiek z racji na jej długość (ponad 9 km jazdy w górę) każdy się tu zmęczy.

 

 
 

 

 

Rafał wspomina, że w ich strony coraz częściej wpadają miłośnicy enduro z zachodu, którzy poszukują bardziej dzikich klimatów. I zresztą podczas dojazdu do Ujsół mijamy busa na niemieckich tablicach z przyczepką załadowaną endurowymi fullami, który zmierzał zapewne poznać również popularne trasy enduro w Bielsku (bo przecież znajdujemy się w bliskim sąsiedztwie!).

 

 

 

 

Po zalesionym odcinku docieramy do bajecznej hali na Małej Rycerzowej - tutaj obowiązkowy postój na zdjęcia, bo panorama, która się stąd roztacza, pokazuje takie szczyty jak Babia Góra czy mistycznie wyglądającą Małą Fatrę po słowackiej stronie. Skrzyczne też stąd dostrzegamy bez problemu.

 

 
 

 

 

Zatrzymujemy sie na postój w Bacówce PTTK na Rycerzowej - serwują tam pierwszorzędne racuchy z jagodami. Są też hamaki, więc w ciepły, jesienny dzień nie można było z nich nie skorzystać.

 

 
 

 

 

Następnie czeka nas już tylko zjazd - żółtym szlakiem. W lesie, jak to podczas jesieni, jest mokro i ślisko, więc zjazd chociaż jest naprawdę prosty technicznie, momentami może okazać się zdradliwy. Sporo błota przypomina nam, jak wygląda "true MTB". Po drodze spotykamy małe chatki, w których miłośnicy długich włóczęg po górach mogą rozłożyć karimatę, śpiwór i odpocząć - w zasadzie chatki pełnią tylko funkcję dachu nad głową, ale dla osób lubiących styl włóczęgowej turystyki na pewno okażą się pomocnę. W okolicy, nieco niżej, znajdziemy też chaty zaadaptowane dla potrzeb ognisk - zupełnie za darmo, bez specjalnych pozwoleń możemy rozpalić tam ognisko. Bo pamiętajcie, żeby w lesie nie robić tego na własną rękę - może się skończyć fatalnie (także niech Was nie zwiedzie kwestia z Twin Peaks "ogniu, krocz ze mną"). Podczas zjazdu przez moment jedziemy praktycznie na granicy Polski i Słowacji!

 

 
 

 

 

Finalnie po zjeździe żółtym szlakiem wpadamy na drogę asfaltową, która prowadzi nas do punktu startowego. Nasz przewodnik podczas zjazdu opowiada nam o znajomym, który prowadząc jedno ze schronisk w górach postanowił, że zacznie żyć "na dziko" w lesie, więc zbudował szałas i w sposób całkowicie pierwotny rozpoczął życie w lesie. Fascynujące prawda? I swoją drogą ta tajemnicza postać uosabia charakter eksplorowanych przez nas terenów - pierwotnych, nieokiełznanych przez cywilizację, dzikich.

 

Więcej informacji dot. tras w Regionie Żywiec: